Nihil novi czyli powtórka z rozrywki

Ujawniono w lipcu taśmy nagrane w styczniu. Nareszcie. Dziennikarze rzucili się na temat i będą grzać go pewnie kilka dni, do momentu, aż sprawie zostanie ukręcony łeb. I zapadnie cisza. Której, choć jeszcze nie zapadła, Premier nie chce przerywać. A cisza zapadała z regularnością kurtyny w teatrze. Nie raz, nie dwa. Więc, skoro jest okazja, powspominajmy trochę. A w ogóle szanujmy wspomnienia, smakujmy ich treść nauczmy się je cenić, bo co było, to było, co może być — jest, a będzie to, co będzie…*

Senatora Misiaka firma Work Service dostała zlecenie na pośrednictwo pracy i szkolenia zwalnianych ze Stoczni Szczecińskiej stoczniowców (w ramach tzw. specustawy stoczniowej, nad którą senator pracował). W związku z tym pan premier Donald Tusk oznajmił: W przypadku senatora Misiaka uważam, że doszło do złego styku z tej racji, że posiada udziały w firmie, która korzysta z zamówień publicznych i w mojej ocenie to jest dyskwalifikujące. Dlatego będę wnosił o usunięcie senatora Misiaka z klubu parlamentarnego i z Platformy Obywatelskiej, dzisiaj na posiedzeniu zarządu. (…) Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze udaje nam się ten wysoki poziom standardów utrzymać, ale nic nie zwalnia nas z obowiązku reagowania, gdy ktoś te standardy narusza. Na koniec zażartował: – Nie mam zamiaru tolerować takich dwuznacznych sytuacji.

20 lutego 2009 roku, czyli mniej więcej w tym samym czasie, gdy z partii wyrzucano senatora Misiaka za złamanie „standardów moralnych”, Tygodnik Podhalański pisał. A Premier? A Premier milczał: Zespół Elektrowni Wodnych Niedzica – łup wyborczy Platformy Obywatelskiej. Działacze partii Tuska wzięli wszystkie kluczowe stanowiska w państwowej spółce. – Jaki klucz partyjny? Skąd te przypuszczenia? (…) Powoływałem współpracowników wyłącznie w oparciu o merytoryczne kryteria – obrusza się Grzegorz Podlewski, od niespełna roku prezes Zespołu Elektrowni Wodnych Niedzica – wartej ponad 220 milionów złotych spółki skarbu państwa, a od niedawna – ochronki dla wierchuszki pienińskich działaczy Platformy Obywatelskiej. Podlewski zajął stołek prezesa przed rokiem. Zastąpił długoletniego pracownika ZEW Edmunda Ciesielkę. Ciesielka wygrał konkurs, ogłoszony przez ministerstwo skarbu. Dlaczego został odwołany zaledwie po roku kierowania spółką?

O sprawie pisał również Newsweek: Spółka związana z przyjacielem ministra Aleksandra Grada dostała w dzierżawę atrakcyjny obiekt sportowy na Podhalu. A dostała go od skarbu państwa, którym zawiaduje Aleksander Grad.

W lipcu tegoż pięknego, 2009 roku p. Premier publicznie zadeklarował: – Jeśli do końca sierpnia nie uda się dokończyć z sukcesem sprzedaży stoczni arabskiemu inwestorowi, minister skarbu Aleksander Grad pożegna się ze swoim stanowiskiem. Sierpień uległ zakończeniu, wrzesień rozpoczęciu i… nic. Wreszcie Premier ocknął się (bo zawsze się prędzej czy później ocyka) i oznajmił: Korona mi z głowy nie spadnie, jeśli przyznam, że wycofuję się z wcześniejszej zapowiedzi. Powiedziałem, że minister Grad straci stanowisko, jeśli do końca sierpnia nie znajdzie inwestora dla Stoczni Szczecińskiej. Po długim zastanowieniu zmieniam zdanie.

Całą sprawę podsumował Fakt zachowując właściwy sobie takt:

Na razie wszystko uchodzi Gradowi na sucho – wczoraj nie został odwołany za haniebną klęskę w sprzedaży stoczni. Pewnie i za wożenie rodziny na koszt podatników nie spotka go nawet reprymenda. Na warszawskie Powiśle luksusowe bmw ministra Grada zajechało w niedzielę tuż po 14.00. Kierowca cierpliwie czekał. Po jakimś czasie z bramy wyszła Katarzyna, córka ministra. Kierowca, jak na dżentelmena przystało, pomógł jej włożyć walizkę do bagażnika. Katarzyna rozsiadła się w limuzynie. I odjechali. Jak się okazało, kierowca taty zawiózł ją do domu pod Tarnowem. Na koniec gazeta pyta: Czy wożenie dziecka za pieniądze podatników to stała praktyka u pana Grada?

Szef gabinetu politycznego premiera Donalda Tuska (PO) Sławomir Nowak odpowiada: Pan premier przywiązuje dużą wagę do standardów w polskiej polityce, zwłaszcza w Platformie Obywatelskiej.

Minister sprawiedliwości, profesor Zbigniew Ćwiąkalski stracił stanowisko i zastąpiony został magistrem Andrzejem Czumą z powodu samobójstwa Roberta Pazika, odsiadującego karę dożywocia za zabójstwo Krzysztofa Olewnika. Podczas urzędowania ministra Czumy samobójstwo popełniło trzech więźniów….

Wiceminister skarbu Jan Bury (PSL) nie stracił stanowiska gdy złamał ustawę antykorupcyjną. Dobrotliwy Premier udzielił mu jeno nagany. Przystałem na propozycję Waldemara Pawlaka, Julii Pitery i Aleksandra Grada, aby to skończyło się naganą – oznajmił premier. – Nie wydaje się, żeby poza brakiem roztropności i koncentracji cokolwiek złego za tym stało – zaznaczył, choć określił postępek Burego jako „nie do zaakceptowania”. Premierowi wtórował wicepremier, partyjny kolega wiceministra: Jan Bury zakupił akcje za 600 złotych i nie podjął żadnej działalności. Formalnie jest to błąd i on też to potwierdził. Myślę, że on podejmie właściwą decyzję w tej sytuacji, więc dajmy mu szansę. Zrobiono z tego wielkie halo. Błąd formalny był, fakt, ale ta spółka nie podjęła działalności a wartość tych udziałów ma charakter symboliczny.

Czyż nie wzruszająca jest troska i nieziemska wyrozumiałość, z jaką czynniki partyjno-rządowe pochylają się nad losem każdej zbłąkanej owieczki piastującej stanowisko? Prawo, wicie, można łamać, byle w sposób symboliczny. Ciekawe jaką szansę p. Pawlak miał na myśli. Uwiecznioną na taśmach?

Wróćmy jeszcze na chwilę do pamiętnego roku 2009 i przypomnijmy sobie jak wierny jest nasz Premier standardom, które są tak wysokie jak Mont Everest. Otóż swego czasu rząd wystąpił z inicjatywą, by w ustawie o służbie cywilnej zawrzeć zakaz obsadzania wyższych stanowisk w drodze powierzenia pełnienia obowiązków. „Nie może być tak, że ważne stanowiska w państwie obsadzane są bez obiektywnego konkursu” – argumentował. Stąd art. 54 ust. 6 ustawy stanowi, iż: Obsadzenie wyższego stanowiska w służbie cywilnej nie może nastąpić w drodze powierzenia pełnienia obowiązków. Pan Premier nie musi jednak pamiętać we wrześniu, co weszło w życie w marcu, a zostało uchwalone bez mała rok wcześniej, nawet jeśli sam to firmował. Dlatego nie oglądając się na jakieś durne przepisy powierzył pełnienie obowiązków prezesa ZUS pani Elżbiecie Łopacińskiej…

Nie byłoby w porządku poprzestać na tych przykładach. Więc sięgnijmy pamięcią nieco głębiej. Pod rządami PiS ludzie byłego wiceministra obrony narodowej, likwidatora WSI i szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoniego Macierewicza obsiedli spółki związane z paliwami. Czerpali z ich kas pełnymi garściami, pisała Gazeta Wyborcza, a artykuł zniknął. Prezesem Naftoru został Piotr Woyciechowski, w latach 90. szef wydziału studiów w gabinecie Macierewicza (wówczas ministra spraw wewnętrznych). Zarabiał 18 tys. zł miesięcznie. Dodatkowo zasiadał w trzech radach nadzorczych. Stanowisko wiceprezesa z pensją 15 tys. zł dostał bratanek Macierewicza Tomasz. Po odwołaniu przez obecną ekipę zainkasowali bez mała pół miliona złotych odprawy….

 

PS.
Mamy tuzin wszelkiego rodzaju służb specjalnych. Nic nie widziały, niczego nie słyszały. Ani w styczniu, ani wcześniej, ani później…


* Fragment tytułowej piosenki zespołu Skaldowie z płyty „Szanujmy wspomnienia”. Warto przy okazji wspomnieć, że wtedy, tak jak i dziś, zdarzały sie niesłuszne okładki. Dlatego oryginalna została zastąpiona inną.

Dodaj komentarz