Niebywała agresywność Tuska

Polki i Polacy to naród dzielny, wolność miłujący. Wystarczy sięgnąć po dowolny podręcznik historii, żeby się o tym przekonać. Aby nie zwątpić, lekturę należy zakończyć na mniej więcej XVI wieku, bo potem z tym umiłowaniem wolności było coraz gorzej. Każdy agresor, okupant, zaborca za punkt honoru stawiał sobie eliminowanie polskich elit. Z drugiej strony im bardziej wykrwawiały się elity, im dotkliwiej ich brakowało, tym bardziej potomkowie chłopów pańszczyźnianych, doskonale sportretowani przez Stefana Żeromskiego w opowiadaniu „Rozdzióbią nas kruki, wrony”, tęsknili za panem. Podczas gdy najlepsi synowie narodu przelewali krew walcząc o wolność, większość aktywność ograniczała do żarliwej modlitwy. Wychodziła ze słusznego skądinąd założenia, że skoro pan wolność zabrał, to wystarczy paść na kolana i mnąc czapkę w rękach żarliwie prosić, a zwrócić ją raczy.

Gdy w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności Polska odzyskała niepodległość po 123 latach zaborów, o mały włos znowu jej nie straciła. Wojska polskie pod wodzą Piłsudskiego spuściły łomot Rosjanom, przy okazji łamiąc zobowiązania wobec Ukraińców. Jednak na potrzeby prostego ludu przygotowano bajeczkę, zgodnie z którą wkład Polaków był żaden, ponieważ wojska agresora pogoniła przybyła na chmurce matka boska, więc to żadna wiktoria polskiego oręża jeno cud. Jednak nie ów cud, nie zwycięstwo nad Armią Czerwoną obchodzone jest z wielką pompą i dumą, lecz wybuch Powstania Warszawskiego, które pociągnęło więcej ofiar niż wybuchy bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki razem wzięte oraz wybuch II Wojny Światowej, w wyniku której Polska straciła olbrzymie tereny na wschodzie, zyskała nieco na zachodzie i  utraciła suwerenność na kolejne 45 lat.

Gdy kolejnym szczęśliwym zrządzeniem losu Polska zmów odzyskała możliwość decydowania o sobie, tak zwana opozycja demokratyczna nie skupiła się na swobodach obywatelskich i maksymalizacji wpływu obywateli na losy kraju, lecz skoncentrowała się na komforcie rządzenia. W konstytucji nie zapisano żadnych bezpieczników jeśli chodzi o funkcjonowanie państwa i poczynania władzy, za to zadbano o ubezwłasnowolnienie wyborców przekształcając wybory w swego rodzaju plebiscyt. W ten sposób kluczowy dla demokracji akt sprowadza się wyłącznie do wskazania totumfackich liderów partyjnych. Ordynacja wyborcza sprawia, że poza sejmem pozostają ci, którzy otrzymali kilkadziesiąt tysięcy głosów, a dostają się ci, których poparło raptem ledwie kilka tysięcy osób.

Takie przystrzyżenie swobód demokratycznych w połączeniu z mentalnością pańszczyźnianą, która wymaga posiadania pana, od kilku lat święci triumfy. Im gorzej w kraju się dzieje, tym większe poparcie dla — jak to określił prezes partii rządzącej — ludzkich panów. Dlatego, jak wynika z październikowego sondażu Estymatora, na Zjednoczoną Prawicę głos oddałoby 37,1% wyborców, na KO 27,7%, 10,7% na Lewicę, a 10,1% Polskę 2050 Szymona Hołowni. Takie poparcie dla ludzi, którzy wiodą kraj wprost ku przepaści nie powinno dziwić. Ludzkiego pana popiera się do końca, nawet gdy się wraz z nim leci w przepaść. Od co najmniej trzystu lat tak jest, że garstka walczy, bo rozumie co się wokół dzieje, a reszta wiesza na niej psy i z całych sił popiera ciemiężycieli.

Jak połechtać ego takiego elektoratu? Z jednej strony opowiadając jacy to wszyscy wokół źli, jak to się uwzięli na nasz biedny kraj i ile powinni nam zapłacić za krzywdy i upokorzenia, z drugiej snuć opowieści o potędze. W Myszkowie na Śląsku prezes PiS Jarosław Kaczyński zdradził słuchaczom na czym polega różnica między „doktryną” PiS-u i PO. Różnica między doktrynami naszą i peowską jest taka, że my chcemy mieć silną armię we wszystkich aspektach, poza tym, że nie planujemy tego, żeby mieć broń nuklearną, bo to jest w tej chwili niemożliwe, chociażby nam się przydała. A doktryna tej drugiej strony, jeśli wziąć pod uwagę praktykę, polegała na jednym: na rozbrajaniu się i trzymaniu wojsk na zachodniej granicy, czyli one mogłyby wtedy w zasadzie służyć obronie Niemiec. […] Jeżeli ktoś koncentruje w sytuacji zagrożenia wojska na zachodzie, to wiadomo.

Tu wyszedł na jaw cały geniusz dowódczy byłego wicepremiera od spraw bezpieczeństwa. Oczywistą oczywistością dla każdego jest, że wojska należy trzymać pod nosem potencjalnego wroga, żeby mógł je unieszkodliwić jedną rakietą zanim w ogóle ktokolwiek zorientuje się, że leci. Durnowaci Amerykanie tego nie rozumieją i rozmieszczają swoje bazy na zachodzie Polski, a nie na wschodzie. Rakiety na przykład będą trzymać w Redzikowie, a nie w Chełmie czy Zamościu. Amerykanie to podtrzymują i ta baza będzie. Ale to jest baza rakiet, które są przeznaczone do zwalczania rakiet międzykontynentalnych, tych strategicznych, które oczywiście Rosjanie mają i to w bardzo znaczącej ilości. Dlaczego Amerykanie systemów do strącania rakiet międzykontynentalnych nie umiejscowili pod Nowym Jorkiem czy Los Angeles pozostaje zagadką.

Jest rzeczą oczywistą, że jeśli wybory wygra opozycja, to znaczy, że zostały sfałszowane. To nie jest wiedza tajemna, rozumie to każdy. Jeśli Iga Świątek przegra turniej, to dlatego, że został sfałszowany. Jeśli polska reprezentacja nie wchodzi do finału mistrzostw, to nie dlatego, że słabo gra, tylko dlatego, że mecze zostały ustawione, a wyniki sfałszowane. Rozumie to każdy miłośnik partii rządzącej. Poza tym my chcemy praworządności naprawdę, czyli tego, by władza, w tym ta ostatnia barykada, można powiedzieć, władzy, czyli sądy, które decydują jeżeli jest spór, mogą zakwestionować także decyzje innych władz, działały zgodnie z prawem, zgodnie z ustawami, które uchwala Sejm, który ma legitymacje demokratyczną i oczywiście w zgodzie z konstytucją, ale {sic!] mechanizm stwierdzania czy ustawa jest zgodna z konstytucją nie należy do sądów powszechnych, tylko należy do Trybunału Konstytucyjnego. I tak musi w Polsce wyglądać prawo rządność, a cała reszta, proszę państwa, to jest oszustwo. To jest oszustwo, które jest stosowane w Unii Europejskiej po prostu po to, żeby mieć bat na prawicowy rząd, bo tam dominuje lewica, co więcej, tam dominuje po prostu lewactwo.

Jeśli chodzi o wybory, to zapowiedzi drugiej strony, ta niebywała agresywność Tuska pokazuje, że jeżeli druga strona będzie obawiała się przegranej, będzie uważała, że sondaże pokazują przynajmniej możliwość naszego zwycięstwa, to różne rzeczy są możliwe i w lokalach wyborczych, i przy liczeniu głosów, a także wokół lokali wyborczych. Chodzi o różnego rodzaju awantury, o to, żeby stworzyć takie wrażenie, że te wybory nie zostały przeprowadzone w sposób prawidłowy. Żeby później krzyczeć w Unii Europejskiej, że to nie były dobrze przeprowadzone wybory. Jaka na to rada? Co trzeba zrobić? Musimy się temu przeciwstawić, musimy dokonać pewnych zmian w prawie po to, żeby liczenie głosów było bardziej transparentne niż w tej chwili, to wszystkim uczciwym suży, niezależnie od tego jakie siły polityczne reprezentujom, ale musimy też mieć co najmniej 60, 70.000 osób zaangażowanych w to, żeby to, ten korpus  [ochrony wyborów] tworzyć.

Co powiedział prezes partii rządzącej? Ano ni mniej ni więcej tylko tyle, że tylko wybory zorganizowane na wzór referendów w kilku republikach na wschodzie Ukrainy, w których wygra określona siła polityczna, mogą być uznane za uczciwe. Dał do zrozumienia także i to, że wyborom muszą towarzyszyć awantury i burdy, ponieważ trzeba dać właściwej izbie Sądu Najwyższego pretekst do uwzględnienia tylu protestów wyborczych ile będzie potrzeba, by przechylić szalę zwycięstwa na właściwą stronę.

Dodaj komentarz