Nie wstyd ci, wszechwiedzący, że oni wiedzą lepiej?

Niedziela, a zwłaszcza ostatnia niedziela stycznia (jak ten czas leci!) to bardzo dobry moment, by porzucić sprawy przyziemne, zignorować polityków, odpuścić sobie wieści dochodzące z Ukrainy. Gdy bowiem o nią chodzi, to być może, co mało prawdopodobne, jeśli nawet większość społeczeństwa dojrzała do demokracji, to elity bynajmniej. Choć żądanie, zaraz na początku demonstracji, ustąpienia władz państwowych świadczy raczej o tym, że o demokracji Ukraińcy pojęcie mają blade. Podobnie zresztą jak Rosjanie, których бaтюшкa Putin szybko sprowadził na ziemię. Nieszczęście polega na tym, że naszym elitom też coraz bliżej do standardów wschodnich i coraz dalej od zachodnich.

Zostawmy więc politykę i zajmijmy się rzeczami wzniosłymi. Doświadczeniami, które mogą być udziałem każdego z nas. Warto poświęcić chwilę, by w odpowiednim momencie mieć już wszystko przemyślane, przeanalizowane i poukładane. Bez obaw. Nie jest to ani horror, ani dramat, wręcz przeciwnie, to doświadczenie nie należy do nieprzyjemnych. Po tym przydługim wstępie przejdźmy wreszcie do rzeczy zaznaczając jedynie dla porządku, że rzecz miała miejsce nie tak dawno, bo w zeszłym roku i nie tak daleko, bo w sąsiednim mieście.

Bohater naszej opowieści, Adam, wiódł przykładne życie męża i ojca. Żadnej mszy i żadnego nabożeństwa nie opuścił, na tacę dawał przykładnie, przed każdym posiłkiem Bogu za dary dziękował i prosił o pobłogosławienie ich. Nie miał wielu powodów do narzekań. Ba! W ogóle nie miał powodów do narzekań. Własny dom, satysfakcjonująca praca, żona pracowita i dbająca o swego pana jak na białogłowę przystało, spełniająca każdą zachciankę, oddana i wierna, dorodne dzieci, teściowa równie czuła jak mamusia, a kto wie czy nie bardziej. No i wszyscy zdrowi.

Jednak nie był do końca szczęśliwy. Choć wszyscy mu zazdrościli, on odczuwał dyskomfort, a dusza krwawiła. Ponieważ bardziej niż żona kręciła go sąsiadka. Ileż to razy, gdy spełniał swój małżeński obowiązek, oczami wyobraźni widział pod spodem nie swoją lecz sąsiednią żonę. Ileż razy śniła mu się w różnych sytuacjach i pozycjach. Choć z żoną nie pozwalał sobie na swawole współżyjąc tylko po bożemu — wzwód, kilka ruchów w pozycji jedynie słusznej, wytrysk, sen głęboki — to z sąsiadką w myślach uprawiał nie tylko grę wstępną, ale dbał także o jej zaspokojenie. Bo w piśmie dla pań, które przypadkiem wpadło mu w ręce wyczytał, że kobiety też miewają orgazm. Kobiety… Żona sąsiada to stuprocentowa kobieta. A własna? Przecież to żona, jakaż tam z niej kobieta?!

Ponieważ Adam był człowiekiem głębokiej wiary regularnie spowiadał się ze swoich grzesznych myśli, regularnie odprawiał pokutę, lecz nie dawało to ukojenia. Pewnej bezsennej nocy przyszedł mu doskonały pomysł do głowy. — Przecież — rozumował — Bóg wie o moich grzesznych myślach, a nie dał żadnego znaku, że je potępia. Żona zdrowa. Dzieci też. Nawet teściowa. Znaczy się na pewno się nie gniewa. A gdybym tak poszedł na całość? Gdybym postawił wszystko na jedna kartę? Zaryzykował? — bił się z myslami Adam. Wreszcie postanowił — A dam na tacę i pomodlę się o seks z sąsiadką!

Bez zbędnej zwłoki przystąpił do realizacji planu upewniwszy się wprzódy, że modlitwa to otwarcie się człowieka na Boga. I że może być otworzeniem się na Boga wtedy, gdy przerażeni, zmartwieni, przygnębieni, zatroskani prosimy Go gorąco o spełnienie czegoś, co jest dla nas bardzo ważne, na czym nam bardzo zależy. A ponieważ bardzo mu zależało, więc tym żarliwiej modlił się rano, w południe i wieczór, a na tacę przeznaczył pół wypłaty, trzynastkę i premię.

I oto pewnego dnia stał się cud. Było to wtedy, gdy teściowa zaniemogła i żona wyjechała by się nią zaopiekować. Z kolei sąsiad został nagle oddelegowany do Warszawy na kilkudniowe szkolenie. Jeszcze żona była w drodze, jeszcze sąsiad z pociągu nie wysiadł, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Adam otworzył i zaniemówił. W progu stała… sąsiadka! Przyszła po sąsiedzku poprosić o ratunek, bo brakło jej mąki, a zaczęła właśnie robić ciasto, a późno, sklep zamknięty, do hipermarketu daleko, samochód się zepsuł, mąż miał oddać do mechanika, ale musiał wyjechać, więc pomyślała…

Przebieg pożyczania maki i dalszy ciąg zdarzeń nie jest ważny z naszego punktu widzenia, więc przyspieszymy nieco akcję nadmieniając jedynie, że koniec końców następnego dna oboje musieli w pracy wziąć urlopy na żądanie. — Pana żona to szczęściara — westchnęła sąsiadka po kolejnym numerze, którego oboje nie byli sobie w stanie odmówić. Zakładała naiwnie, w swej kobiecej naiwności, że to co sama przeżyła, prawowita małżonka ma na co dzień.

Nie doznania jednak wiodą w naszych rozważaniach wiodącą rolę. Oto bowiem głęboko wierzący człowiek modląc się żarliwie prosi wszechmogącego Boga o seks z sąsiadką i wszechmogący Bóg tę prośbę spełnia! Czy w związku z tym my, ludzie, możemy Adama potępić? Zarzucić mu grzech i cudzołóstwo? Przecież poszedł mu na rękę sam Bóg! Nie tylko pozwolił zgrzeszyć, ale wszystko zorganizował! A może sprawa ma drugie dno i proste wyjaśnienie? Może zbyt jednostronnie na nią spoglądamy? Przecież nie można wykluczyć, że Pan w swej nieskończonej dobroci chciał, z sobie wiadomych przyczyn, ukarać żonę sąsiada. Kobietę upadłą, która szuka miłości fizycznej, która lgnie by zagubić się i jeszcze tego drugiego człowieka wciągnąć.

Spójrzmy więc z drugiej strony. Im bardziej spoglądamy, tym bardziej niczego nie rozumiemy. Wierna owa kobieta była mężowi swemu, przykładnie prowadziła dom, sprzątała, gotowała, prała, ot, najzwyklejsza w świecie żona. Gdy mąż wyczerpany zasypiał ona kończyła sama to, czego nie dokończył, i również zasypiała. Jedno tylko miała zmartwienie, jedną tajemnicę. Otóż mąż miał do niej pretensje, że nie mają dzieci. I nie wierzył, że to nie jej wina. Więc czasem, późną nocą gdy spał, pochlipywała cichutko w poduszkę i bez przekonania modliła o cud. I oto pewnego dnia… Sama dotąd nie rozumie jak to się mogło stać, jak mogła się tak zapomnieć, jak mogła… Ale w tym przypadku, w przeciwieństwie do tamtego, historia ma ciąg dalszy. Oto dziewięć miesięcy później rodzi się człowiek. I choć była temu przeciwna mąż uparł się, by nosił imię Adam. Więc nosi…

Jaki z tego morał? Ano taki, że zanim kogoś potępimy, zanim osądzimy, upewnijmy się wpierw, czy jego postępowaniem, jego krokami nie kieruje sam wszechmogący Bóg. W przeciwnym wypadku Bóg staje się zbędny, skoro my wiemy wszystko lepiej. Amen.

Dodaj komentarz