Nie pytaj za co! Przeproś!

Monika Olejnik

Monika Olejnik w programie „Kropka nad i”
(zrzut ekranu z programu)

P. Monika Olejnik prowadzi w TVN audycję pod tytułem „Kropka nad i”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to coraz bardziej kropka nad „i” leżącym pomiędzy P i S. Na przykład wczoraj p. redaktor wymuszała na p. Ewie Kopacz przeprosiny za… W zasadzie nie wiadomo do końca za co. PiS chce, żeby Kopacz przeprosiła, to i Olejnik chce, żeby Kopacz przeprosiła. Już sam początek programu był jak u Hitchcocka: Czy kiedy pani słyszała prokuratora Marka Pasionka, który mówił podczas konferencji prasowej „Wiele ciał jest owiniętych folią, czasami takich worków w jednej trumnie jest więcej. Przykro o tym mówić, ale fakty są takie, że ten obraz w miarę kolejnych ekshumacji jest coraz gorszy…” I mówił o przypadkach. W jednym przypadku ujawniono w trumnie części ciał ośmiu osób, części ciał sześciu, w następnych części części ciał  pięciu osób w następnej i tak dalej i tak dalej. Czy pani była wstrząśnięta tym, kiedy pani usłyszała, że szczątki są w foliach, że ciała są w foliach?

P. Kopacz wstrząśnięta była. Może nie do końca tym, że ciała były „w foliach”, ile tym, co zobaczyła na miejscu katastrofy. Bo ona tam była, a Olejnik nie. Jeśli zaś chodzi o worki, które tak dziś bulwersują panią redaktor to Pojawiają się informacje, że ciała były wkładane do worków foliowych, na to kładziono ubrania i zamykano trumny — poinformowała o pojawiających się informacjach p. Monika Olejnik p. Ewę Kopacz w marcu 2012 roku, czyli pięć lat temu. I otrzymała odpowiedź: Powiem brutalnie, niekiedy nie było czego ubrać i trudno byłoby ubrać, proszę mi wierzyć. I może wyobraźnia powinna zadziałać […] jak może wyglądać ciało człowieka, który zginął w wypadku, w katastrofie samolotowej. […] I to naprawdę nie jest ciało człowieka, które ubieramy, kompletne, które ubieramy w ubranie.

Pięć lat później pani Olejnik zapytała Czy pani była wstrząśnięta tym, kiedy pani usłyszała, że szczątki są w foliach, że ciała są w foliach? Mimo to pani Ewa Kopacz nie odpowiedziała pytaniem: „Czy pani redaktor nie rżnie aby głupa?” Warto bowiem przypomnieć, o czym prowadząca powinna pamiętać, że prokurator Pasionek prowadził siedem lat temu śledztwo w tej sprawie. Został zawieszony, bo — jak podało RMF — utrzymywał kontakty z FBI, CIA i politykami PiS-u przekazując im szczegóły dotyczące śledztwa, choć nie miał takich uprawnień. Tym niemniej kto jak kto, ale on, człowiek nadzorujący przez ponad rok śledztwo, musiał wiedzieć, że zwłoki są wkładane do foliowych worków. Robienie dziś wielkich oczu zarówno przez niego, jak i przez p. redaktor jest — mówiąc oględnie — niesmaczne. Jeśli jednak p. prok. stronniczość można od biedy wybaczyć, to jawny brak obiektywizmu p. red. jest niewybaczalny.

Ktoś, kto nie cierpi na demencję starczą, a i Alzheimer trzyma się od niego z daleka, pamięta atmosferę histerii towarzyszącą sprowadzaniu szczątków ofiar katastrofy do Polski. Pogrzeb pary prezydenckiej odbył się na początku drugiej połowy kwietnia mimo, iż nie zidentyfikowano jeszcze ponad 20 ciał. Czy w tej sytuacji ktoś ponosi winę za to, że w trumnach jest miszmasz? Oczywiście, że tak. Ponoszą za to winę ci, którzy ulegli szantażom i zamiast poświęcić identyfikacji szczątków tyle czasu, ile potrzeba, działali na wariackich papierach, byle jak, byle szybko. Z kolei ci, którzy teraz tak głośno krzyczą o skandalu, wtedy domagali się, by szczątki identyfikować jak najszybciej, a nie jak najdokładniej.

Monika Olejnik w swej zapalczywej dociekliwości pominęła najnowsze ustalenia, które wreszcie pozwoliły rzucić nieco światła na to, co działo się z ciałami ofiar. Otóż dowiedziono w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości, że na pokładzie samolotu wybuchła bomba termobaryczna. To już nie są domysłymówił Jarosław Kaczyński. — To są eksperymenty naukowe. To są symulacje komputerowe wysokiej klasy. Wiemy z bardzo wysokim stopniem pewności, że doszło do wybuchu. I że doszło do wybuchu, który został przeprowadzony w specjalny sposób. Właśnie taki, który doprowadza do skutków, które można było dostrzec w tej katastrofie. I dalej: Do tej pory były różne teorie, często zbliżaliśmy się do prawdy, ale nie było tego poziomu wiarygodności, nie było eksperymentów, nie było tego wszystkiego, co trzeba było uczynić już wiele lat temu, od początku. A przecież to jeszcze nie koniec działań zmierzających do wykrycia prawdy.

Od katastrofy smoleńskiej minęło siedem długich lat. Przez ten czas odbyło się blisko 90 „miesięcznic” upamiętniających to wydarzenie. A ekshumacje, eksperymenty naukowe i wysokiej klasy symulacje komputerowe to jeszcze nie koniec działań zmierzających do wykrycia prawdy. Co nas jeszcze czeka? „Gazeta polska” doniosła właśnie, że po siedmiu latach pojawił się nowy świadek, który szedł i widział. Widział nie tylko rzednącą mgłę, ale i płonący samolot.  Szedłem rano w stronę lotniska — opowiada. — Początkowo była bardzo gęsta mgła, ale zaczęła się przerzedzać i wtedy usłyszałem lecący samolot. Chwilę później go zobaczyłem: leciał i płonął, na jego boku był ogień. A później usłyszałem huk i zapanowała cisza…

Z rozmowy M. Olejnik z E. Kopacz nie można było dowiedzieć się w jaki sposób ekshumacje zmierzały do wykrycia prawdy i jak bardzo do niej przybliżały. P. redaktor skupiła się bowiem na wymuszaniu (kolejnych) przeprosin za nieswoje winy na zaproszonym do swojego programu gościu — Czy pani powie przepraszam, pani premier, jeszcze raz? Czy tego typu dociekań nie można odczytać jako mrugania okiem w kierunku telewizji publicznej?

Dodaj komentarz