Nie pies ni wydra

Izabela Leszczyna udała się do studia telewizyjnego i w szloch, bo oni, czyli PiS, nie chcą z nimi, czyli z PO, rozmawiać. A pewnie byłoby trochę inaczej, gdyby Polska była naprawdę krajem demokratycznym. Gdybyśmy, gdyby publiczne media były naprawdę publicznymi mediami, gdybyśmy mogli tam prezentować różne punkty widzenia, bo przecież cele, przynajmniej deklaratywne po stronie PiS-u, mamy wspólne, tak? Chcemy bezpieczeństwa dla Polek i Polaków, chcemy długoterminowego dobrobytu dla naszych obywateli, chcemy dobrej ochrony zdrowia, dobrej edukacji. No więc właśnie, no to rozmawiajmy o tym. Ale my nie możemy rozmawiać ani w Sejmie, bo pani Witek chociaż już nie ma pandemii, tak ogłosił pan Niedzielski, nadal nie daje nam mikrofonu.

Zacna niewiasta nie wyjaśniła po co Prawo i Sprawiedliwość miałoby rozmawiać skoro durnowata opozycja popiera wszystkie uregulowania, na których mu zależy, mając pełną świadomość, że są szkodliwe i korupcjogenne? Doskonałym przykładem jest ustawa o obronie ojczyzny. Ustawa o obronie ojczyzny, która jest w mojej ocenie złą ustawą w sensie finansowania, no, przeszła, tak? Dlaczego przeszła? Bo liczy się tylko jedność, a nie jakiś tam interes Polski, Polek i Polaków.  Premier Donald Tusk powiedział: w takiej chwili musimy być wszyscy razem, nie wolno, trzeba odłożyć na bok spory polityczne. Zrobiliśmy to! Umożliwili PiS-owi dysponowanie miliardami złotych poza jakąkolwiek kontrolą i są z siebie dumni!

W 2015 roku, kilka miesięcy przed wyborami, powstało lewicowe partyjusiąteczko o wdzięcznej nazwie Razem. Okrzyknięte przez między innymi Gazetę Wyborczą objawieniem uwierzyło w swoją wyjątkowość i do wyborów poszło osobno. Nie dostało się do Sejmu, ale odebrało kilkaset tysięcy głosów lewicy zjednoczonej wokół SLD torując PiS-owi drogę do władzy. Dziś podobny manewr chce przeprowadzić Szymuś Hołownia, który wzorem prezesa nie da sobie wmówić, że czarne jest czarne.

Lider partii Polska 2050 Szymon Hołownia pytany w czasie czwartkowej konferencji w Lusowie o pomysł startu ugrupowań opozycyjnych z jednej listy wyborczej mówił o ryzyku jakie niesie takie rozwiązanie, m.in. o zagrożeniu demobilizacji elektoratu. Później słyszymy, no dobrze, ale przecież te elektoraty są prawie takie same. No nie są takie same. Gdyby były takie same i gdyby Polacy rzeczywiście chcieli jednej opozycyjnej listy pod wodzą PO to ta dzisiaj miałaby 35 proc. w sondażach, a może nawet 40 proc., a ma 25 proc.– podkreślił.

To, co plecie ten karierowicz woła o pomstę do nieba. Swego czasu przekonywał, że trzeba „mieć jaja” by wygrać z oszustem. Nie wiadomo, czy chciał w ten sposób zasugerować, że jest jeszcze większym krętaczem, ale wiadomo, że przegrał z kretesem nie przechodząc nawet do drugiej tury. Podobnie jak Kukiz i Biedroń wykorzystał zdobytą w kampanii popularność by założyć partyjkę, która cieszy się na razie sporym poparciem, na co zawzięcie pracuje sam Donald Tusk zniechęcając do siebie i swojego ugrupowania najwierniejszy elektorat.

Po co Hołownia pchał się do polityki? Przyszedłem do polityki, żeby robić ją w modelu partnerskim. Mnie nie interesuje bycie owcą, ani psem pasterskim. Chciałbym zobaczyć partnerów, którzy siedzą przy jednym stole i dogadują się co do tego, jak ma wyglądać ich współpraca, jak poukładać rzeczywistość. Hołownia rozumie, że nie PiS jest problemem, rywalem, zagrożeniem. Rozumiem, że gdzieś tutaj w tle od razu pojawia się postać Donalda Tuska, który jest naczelnym piewcą idei jedynej listy. Ja się z Donaldem Tuskiem nie zgadzam i wielokrotnie mu o tym mówiłem […] uważam przede wszystkim, że dzisiaj jest czas na to, żebyśmy nie dogmatyzując żadnego z podejść obliczyli sobie różne warianty w różnych wersjach i obliczyli ich ryzyka.

Hołownię nie interesuje bycie owcą, ani psem pasterskim, ponieważ robi wszystko, by zasłużyć na miano osła. Wybory bowiem nie tylko trzeba wygrać, ale także wiedzieć co potem. Nic nie wskazuje na to, że ugrupowanko Hołowni zdobędzie większość pozwalającą na rozdawanie kart. To oznacza, że jeśli będzie chciał współrządzić będzie musiał dogadać się z partią, która wygrała. Choć wiele wskazuje na to, że będzie to PiS, to przyjmijmy, że zdarzy się cud i wygra opozycja. Co wtedy zrobi? Nadal nie będzie zgadzał się z Tuskiem?

Podczas gdy jedni grabią, rujnują, ośmieszają Polskę na arenie międzynarodowej, inni wspierają ich w tym zbożnym dziele w imię jedności. Inflacja nabiera rozpędu, ceny rosną coraz szybciej, a czołowy opozycjonista zamiast proponować rozwiązania antyinflacyjne wychodzi z inicjatywą podsycenia jej.

Gdy w kopalni ginie kilku górników media informują o akcji ratowniczej, poświęcają zdarzeniu całe programy i sążniste artykuły, na miejsce udają się czynniki partyjno-rządowe, choć bez wicepremiera od spraw bezpieczeństwa. W tym samym czasie umiera kilkaset osób z powodu nieudolnej służby zdrowia i pandemii i nikt nie zaprząta sobie nimi głowy.

Władza realizuje politykę Putina, podąża jego śladem i często mówi to, co on. Czy to nie znamienne, że pierwszą decyzją Putina po objęciu władzy było wyrzucenie dziennikarzy z Dumy, a pierwszą decyzją rządu PiS-u było wyrzucenie dziennikarzy z Sejmu?

Obserwując dzisiejszą scenę polityczną trudno oprzeć się wrażeniu, że Polska przekształca się coraz szybciej w jeden wielki dom wariatów. Z tą różnicą, że wykwalifikowany personel zastąpiono dyletantami.

Dodaj komentarz