Dawno, dawno temu, w czasach gdy Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatnio, władza przygotowała i przedstawiła plan poszerzenia i korekty przebiegu ulicy wyznaczając kołkami na posesjach nowy przebieg. W kilku miejscach zamiast ulicę wyprostować poprowadzono ją zakosami przez podwórka i pod oknami domów. Jeden z mieszkańców uznał, że to skandal i zaczął zbierać podpisy pod żądaniem korekty planu. Większość sąsiadów jednak nie była zainteresowana poparciem petycji argumentując, że „mnie ta nic nie biero”. Po jakimś czasie plany jednak zostały skorygowane. Wtedy podpisy zaczął zbierać jeden z tych, którego poprzedni przebieg ulicy oszczędził. Nic nie wskórał. Większość nie była zainteresowana tłumacząc, że „mnie ta juz wzieni”.
Za naszą wschodnią granicą toczy się wojna. I co? I nic, poza tym, że według opozycji, głównie Konfederacji, PiS-u i zwierzchnika sił zbrojnych z pałacu, nasza chata z kraja. Dlatego my w pierwszym rzędzie musimy dbać o siebie, nasze bezpieczeństwo i nasze interesy. A w naszym interesie leży, żebyśmy sobie rączek nie pobrudzili. Jeśli Putin zaanektował jakieś terytoria, to niech sobie je zatrzyma, bo lepszy jest pokój niż wojna. Tak też uważa Donald Trump, wielki sojusznik polskiej opozycji i przyjaciel lokatora pałacu.
Polska jest członkiem NATO i należy do ONZ. NATO to sojusz, który stoi na straży wolności i bezpieczeństwa wszystkich państw członkowskich. Na stronie ministerstwa o!brony narodowej można przeczytać, że
Polska uczestniczy w międzynarodowych operacjach prowadzonych pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych, NATO i Unii Europejskiej.
Nasze wojsko bierze udział w operacjach w ramach NATO w Turcji, w Kosowie, na Łotwie, w Rumunii, a pod egidą innych organizacji międzynarodowych w innych miejscach (np. w Libanie czy w Bośni i Hercegowinie). Swego czasu wysłano polskie oddziały do Iraku i Afganistanu mimo, iż tamte konflikty nie miały z Polską żadnego związku i nie zagrażały jej w żaden sposób. Teraz, gdy za granicą toczy się wojna, polscy politycy jeden przez drugiego, na czele z premierem, wicepremierem z ludu i zwierzchnikiem sił zbrojnych z pałacu nie chcą słyszeć o wysłaniu kontyngentu pokojowego na Ukrainę. Dlaczego? To, jak mówił jeden z liderów partyjnych, oczywista oczywistość — ta wojna bezpośrednio nas dotyczy. Dlatego nie ma sensu toczyć jej na obcym terytorium, skoro można trochę poczekać i walczyć na swoim. Każdy głupi to rozumie. Dlatego Tusk peregrynuje po Europie i namawia sojuszników, żeby się poświęcili i za pomocą swoich żołnierzy zagwarantowali Polsce bezpieczeństwo.
Donald Tusk, premier: Nie przewidujemy wysłania polskich żołnierzy na teren Ukrainy, natomiast będziemy wspierali, także jeżeli chodzi o logistykę i o wsparcie polityczne, państwa, które ewentualnie będą chciały takich gwarancji w przyszłości udzielić.
Władysław Kosiniak Kamysz, wicepremier: Polska nie wyśle żołnierzy na Ukrainę, i rządu polskiego nie trzeba do tego wzywać, bo to jest jego stanowisko, prezentowane przez premiera Donalda Tuska i przeze mnie, a także przez ministra spraw zagranicznych.
Sławomir Mentzen, opozycjonista kandydujący na prezydenta: Oddajemy pieniądze na Ukrainę, broń tam oddaliśmy, amunicję; 800+ wysyłamy na Ukrainę, za darmo leczymy Ukraińców w Polsce, którzy nawet nie płacą składki zdrowotnej. I jaki my mamy w tym interes? No właśnie jaki? A jak nas Rosjanie zaatakują? Mamy interes w tym, żeby się bronić? Przecież to kosztuje.
Karol Nawrocki, opozycjonista kandydujący na prezydenta: Jako przyszły prezydent nie wysłałbym wojska na Ukrainę. Natomiast z chęcią wysłałbym do pomocy państwu ukraińskiemu polskich przedsiębiorców, którzy mogliby odbudowywać potencjał Ukrainy, jeśli mieliby taką wolę i chcieliby tam inwestować
Andrzej Duda, p.rezydent (jak zwykle krótko i węzłowato): Wysłanie polskich wojsk na Ukrainę to jest temat do rozmowy. Natomiast z naszego punktu widzenia najważniejsze jest bezpieczeństwo Polski. To jest kwestia absolutnie fundamentalna i jeżeliby dochodziło do jakiejkolwiek kwestii zawieszenia broni, dyskusji na temat sił pokojowych, podstawowe znaczenie będzie miało zabezpieczenie naszego terytorium jako terytorium wschodniej flanki Sojuszu, ubezpieczenie nas i naszych sojuszników przed potencjalną rosyjską agresją. Czyli znowu staniemy się przedmurzem…
Jarosław Kaczyński, prezes: Polska potrzebuje wojska na potrzeby własnego bezpieczeństwa, w tym ochronę granicy z Białorusią i obecność w obwodzie królewieckim i dlatego dużych formacji, choćby z tego względu, nie możemy wysyłać. Zresztą nie dużych, ale jakichkolwiek.
Rafał Trzaskowski, koalicjonista kandydujący na prezydenta: Polska nie wyśle wojsk na Ukrainę, dlatego że my jesteśmy odpowiedzialni za całą wschodnią granicę razem z Finami i za granicę Unii Europejskiej oraz NATO. I to jest nasza odpowiedzialność. My musimy być gotowi na każdy scenariusz, bo to my tę granicę zabezpieczamy. I właśnie dlatego, że to nasza odpowiedzialność, że musimy być zwarci i gotowi, to niech inni biorą na siebie więcej odpowiedzialności, nasze wojsko potrzebne jest tutaj, w Polsce.
Jeśli chodzi o wybieranie kasztanów z ognia cudzymi rękami, to na polskiej scenie politycznej zapanowała zdumiewająca jednomyślność. Może więc lepiej nie rozważać scenariusza, w którym Trump postanowi, że Polska musi obowiązkowo wysłać kontyngent pokojowy na Ukrainę, bo jeśli nie, to zostaną wstrzymane dostawy uzbrojenia, wycofane wojska i trzeba będzie zapomnieć o Forcie Trump. Czy wtedy także Tusk, Trzaskowski, Kosiniak Kamysz będą mówili jednym głosem z Dudą, Kaczyńskim, Mentzenem, Nawrockim?
Prawdziwy lider, przywódca, mąż stanu staje na czele, wyznacza kierunek i prowadzi za sobą ludzi realizując swoją wizję. Podejmuje decyzje, które uważa za korzystne. Ktoś, kto chowa się za plecami tłumu i podąża za nim nie jest przywódcą, jest durniem ponieważ wyznając zasadę vox populi vox dei bierze na siebie odpowiedzialność za decyzje, które są może i oczekiwane, ale niekoniecznie korzystne. Gdyby lekarz konsultował z pacjentem, czy bolesna operacja jest konieczna, grabarz miałby więcej roboty, a on kłopoty.
Politycy nie muszą znać się na niczym, mieć doświadczenia, niczego umieć, bo nikt od nich niczego nie wymaga i są całkowicie bezkarni. Za narażenie firmy na straty grożą konsekwencje. Za doprowadzenie do ruiny całego kraju nie grozi nic. Owszem, politycy wymyślili sobie już 100 lat temu Trybunał Stanu, ale przez ten czas skazali raptem dwie osoby za… nielegalny import alkoholu. Za gigantyczne zadłużenie i dewastację systemu prawnego nikomu dotąd włos z głowy nie spadł. Jeśli wyrok Trybunału Stanu w ogóle można nazwać karą.