Nie moja bajka, mój krzyk rozpaczy, czyli ja jako prezes

W „Faktach po faktach” w TVN24 gościła pierwsza prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf. Przekonywała telewidzów, że prezes partii miał rację i nie należy nawet próbować przekonywać kogokolwiek, że czarne jest czarne, a białe białe. Chodzi o pisowski projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, który w pośpiechu przepisała usuwając zapisy dotyczące skrócenia kadencji pierwszego prezesa SN i kilku innych sędziów, dokonała kilku kosmetycznych zmian i wysłała do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Marszałków Sejmu i Senatu RP oraz Przewodniczących Klubów Parlamentarnych i Kół Poselskich.

Projekt ten, nazwijmy go projektem, bo ja nie mam możliwości składania projektów — tłumaczy p. Gerstorf konieczność złożenia projektu mimo braku możliwości składania projektów — więc uznałam, że to jest rodzaj opinii w ekstraordynaryjnej sytuacji, w ekstraordynaryjny sposób przedstawienia swojego stanowiska raz jeszcze, że dotychczasowe są niekonstytucyjne i wymiar sprawiedliwości będzie zdruzgotany po wprowadzeniu ich w życie. I to był mój taki krzyk rozpaczy. Żeby pokazać, że można inaczej zmienić ten wymiar sprawiedliwości i choć to nie jest moja bajka i nie jest to moja chęć…

Tysiące osób, narażając się na szykany, krzyczało z rozpaczy w obronie sądów, w tym Sądu Najwyższego. Bo to jest ich wspólna bajka i chęć. P. Gersdorf postanowiła pokazać, choć to nie jej bajka i nie jej chęć, że można zdruzgotać Sąd Najwyższy tak, żeby nikt nie mógł się przyczepić. Na uwagę, że nawet rzecznik Sądu Najwyższego uznał inicjatywę za błąd p. prezes odpowiedziała tak, jak można się było spodziewać po osobie z nieswojej bajki  — „to jego prywatna opinia do której ma prawo”. Ja nie robiłam tego dla własnej satysfakcji, nie kooperowałam z prezydentem w ten sposób, nie podlizywałam się władzy, nie chciałam zachować swego stanowiska i nie dlatego przedstawiłam te rozwiązania.

Projekt przygotowany przez p. Gesdorf zakłada, że pierwszy prezes Sądu Najwyższego zachowa stanowisko. To, że funkcję I. prezesa Sądu Najwyższego pełni obecnie Małgorzata Gersdorf to przypadek, całkowite zaskoczenie. Ale skoro tak się przypadkiem złożyło, to po co to zmieniać? Moim celem było pokazanie parlamentarzystom i wszystkim obywatelom, że te propozycje, które PiS przedstawia im jako do zrealizowania tak naprawdę nie są realizowane, a w gruncie rzeczy chodzi o zupełnie inne cele. Ponieważ te propozycje mogą być zrealizowane bez łamania konstytucji. I truizmem jest twierdzenie, że władza nie może zmieniać sobie ustaw. Może! Ale mamy konstytucję i ona nie może, absolutnie nie może zmieniać konstytucji w tych swoich rozwiązaniach. Tymczasem ten projekt jest sprzeczny z ustawą zasadniczą

Ja jako pierwszy prezes Sądu Najwyższego przedstawiłam społeczeństwu i partii rządzącej, że jest możliwość zmiany tych przepisów — to jest projekt zmiany ustawy aktualnie obowiązującej. Jest możliwość zmiany zgodnej z konstytucją. Proszę teraz porównywać nie stan dzisiejszy do tego, co ja proponuję, tylko propozycje prezydenta do tego co ja proponuję. Warto spełnić prośbę pani prezes. Jaki jest sens porównywać funkcjonujące od lat dobre rozwiązania z legislacyjnym potworkiem? Porównywać należy wyłącznie rzeczy porównywalne.

W lipcu p. prezes przekonywała, że izba dyscyplinarna w sądzie Najwyższym  będzie biczem na sędziów i wszystkie zawody prawnicze. Dziś uważa, że jeśli ów bicz będzie znajdował się we właściwych, czyli jej rękach, to niech sobie będzie. Izba dyscyplinarna Sadu Najwyższego w projekcie prezydenta to jest izba, która niby jest w Sądzie Najwyższym, ale jest odrębna, niezależna od I. prezesa Sądu Najwyższego, co  jest w ogóle niekonstytucyjne, bo na czele Sądu Najwyższego stoi I. prezes Sądu Najwyższego. W mojej propozycji izba dyscyplinarna właściwie zastępuje to co jest u nas już i obowiązuje — wydział dyscyplinarny. Wprowadzamy tam, znaczy ja wprowadzam, ławników, ale tylko w pierwszej instancji orzekania i tylko w tej izbie

Humanitaryzm i prawa człowieka nakazują spuścić zasłonę milczenia na dalsze wynurzenia pierwszej prezes Sądu Najwyższego p. Małgorzaty Gersdorf. Warto jednak zacytować jeszcze jedno zdanie z jej wywodu: To jest takie popularne stwierdzenie, że tam [w SN] jakieś orzekają złogi postkomunistyczne. No jakie mogą być złogi postkomunistyczne jak większość sędziów ma 40-50 lat! Owszem, większość ma, ale ze słów rzecznika SN sędziego Michała Laskowskiego wynika, że mniejszość nie jest wcale taka mała. Bowiem zapis o przechodzeniu w stan spoczynku sędziów SN po ukończeniu 65. roku życia spowodowałaby wymianę 38% składu SN, w tym odejście prezes Gersdorf, która w listopadzie skończyła 65 lat. 38% to sporo, o czym świadczy fakt, że partia, która uzyskała mniej, bo tylko 37,58% rządzi teraz samodzielnie. Na dodatek do tych 38% zalicza się na przykład sędziowie Waldemar Płóciennik, Andrzej Siuchniński czy Leopold Nowak, którzy może nie mają tak pięknej karty jak prokurator Piotrowicz, ale to nie znaczy, że nie mają żadnej.

Prawdopodobnie to zupełny przypadek, że podczas gdy na ulicach ludzie protestują w obronie sądów, w studiu występuje pierwsza prezes Sądu Najwyższego w obronie I. prezesa Sądu Najwyższego. Jednak trzeba uczciwie oddać jej sprawiedliwość. Wielomiesięczna kampania mediów prorządowych, działanie służb, w tym policji, nie były w stanie tak skutecznie zniechęcić ludzi do protestów w obronie sądów jak pani I. prezes Sądu Najwyższego.

Nie pozostaje nic innego jak zwrócić się z apelem do wszystkich ośrodków decyzyjnych, do czynników partyjno-rządowych, polityków, prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, marszałków Sejmu i Senatu RP oraz przewodniczących klubów parlamentarnych i kół poselskich by pozostawiły p. prezes w spokoju. Osiągnęła perfekcję w obu trybach pracy — krytycznym i bezrefleksyjnym!

Dodaj komentarz