Nasze radio

Wychodziłem, wychodziłem i nie mogłem wyjść ze zdumienia. Kuba Janiszewski pozazdrościł tuzom dziennikarstwa prawicowego i postanowił porozmawiać na temat filmów, których nie widział. Postawił tezę, że Internet to nie real. Skrytykował organizatorów prowokacji, filmy z Grażyną Żarko, rozgrzeszył tych, którzy dali się nimi sprowokować i to tak dalece, że nakręcili kontrfilmy w których kobiecie wprost grozili śmiercią. I przyznawszy, że filmów, o których mowa nie widział zakończył rozmowę.

Trudno się z Kubą Janiszewskim nie zgodzić, że internet to nie real. Na szczęście. W realu nie odpowiada właściciel płotu za namalowany przez nieznanych sprawców na przykład znak „zakaz pedałowania”. Albo „Jude raus”. A w internecie i owszem – internauci brudzą, administrator czyści. I odpowiada. Ponieważ jeśli ktoś napisze coś głupiego, nienawistnego, obraźliwego, to to oznacza, że „promuje” względnie „propaguje”.  A skoro tak, to Warszawska prokuratura bada, czy wszcząć śledztwo z doniesienia szefa MSZ Radosława Sikorskiego w sprawie propagowania treści antysemickich w internecie; w ubiegły piątek przesłuchała ministra jako osobę zawiadamiającą. Sikorski odniósł już pierwszy sukces, bo „Fakt” i „Puls Biznesu” usuwają antysemickie wpisy ze swoich for internetowych – informuje TOK FM.

Posumujmy. W realu (jeszcze) odpowiada ten, kto przestępstwo popełnił, prawo złamał. Przynajmniej w teorii. W Internecie ten, kto prawo złamał pozostaje bezkarny, a do obowiązków administratora należy jak najszybsze zatarcie śladów przestępstwa. Oczywiście można się pocieszać tym, że usunięte wpisy znikają tylko z oczu internautów, ale pozostają na serwerach. Więc – teoretycznie – prokuratura może nękać sprawcę. Jeśli oczywiście ktoś pofatyguje się by ten organ zawiadomić, że wpis, którego nie widać, łamie prawo. Problem w tym, że dziennie usuwane jest ponad tysiąc wpisów. Jeśli przyjąć, że tylko 1% z nich łamie prawo, to stanowi to 10 spraw dziennie. A dotyczy to tylko jednego portalu.

Tak więc widać gołym okiem, że w usuwaniu „przejawów” nie chodzi o rozwiązanie problemu. Chodzi wyłącznie o zabranie nieprawomyślnych treści sprzed oczu. Co z oczu, to i z serca. Jak wpisu nie widać, to i problemu nie ma. A jak któryś moderator zagapi się i wpis wisi za długo, wkraczają specjaliści od mowy nienawiści, ksenofobii, homofobii, antysemityzmu, komunizmu i bóg wie czego jeszcze i rozdzierają szaty. Nie nad użytkownikiem, że ma takie poglądy. Nad administratorem, że „dopuścił„… Ponad 7700 wpisów internautów przeciwnych ACTA usunęła Kancelaria Premiera ze swojego profilu na Facebooku. Donald Tusk twierdzi, że były wulgarne: „Nie przeszłyby mi przez gardło”. Udowodniliśmy jednak, że wulgaryzmy zawierało… 1,5% wpisów.

Dodaj komentarz