Nasz drogi narodowy prąd

To lekko skrócony i uaktualniony tekst sprzed 4 lat. Przez cztery lata można sporo zrobić, zwłaszcza, jeśli wszyscy ostrzegają, że czarne chmury się zbierają i grozi katastrofa oraz zapaść. Rząd PiS-u jednak zachowywał się jak głuchy ślepiec we mgle wierzący głęboko, że nie musi na nic zważać, bo nie skręci sobie karku. Teraz katastrofa włożyła siedmiomilowe buty i zbliża się gigantycznymi krokami. Nie inflacja doprowadzi do gigantycznej recesji, ale gigantyczne podwyżki cen energii i ogrzewania. Jeśli przedsiębiorca, który płacił 50 groszy za kilowatogodzinę będzie musiał zapłacić cztery razy więcej, to po prostu splajtuje. A ponieważ praktycznie cała produkcja zależna jest od prądu, więc skala podwyżek będzie niewyobrażalna.

Jak było cztery lata temu? Kto dziś pamięta zapewnienia Sasina, że prąd nie podrożeje, a jak podrożeje, to nikt nie odczuje podwyżek, bo będą rekompensaty? A przecież skala tamtych podwyżek na tle dzisiejszych budzi śmiech i politowanie. Jak widać ta władza nie uczy się na błędach, nie rozwiązuje problemów. Ona je pogłębia i zwielokrotnia.

Spójrzmy na wykres i mapkę. Co widzimy gdy klikniemy i powiększymy? Ano widzimy, że w III kwartale 2018 roku Polska ma najwyższe ceny hurtowe energii w okolicy. To nic zaskakującego w sytuacji, gdy o drastycznych podwyżkach cen prądu mówi się od dłuższego czasu. Jednak skala wzrostu cen zaskoczyła nawet władzę, która wpadłszy w panikę, zaczęła wysyłać sprzeczne sygnały. Gdy nieco ochłonęła postanowiła zmierzyć się z problemem na znane sobie i sprawdzone sposoby. Pierwszy polega na rekompensowaniu podwyżek. Oczywiście nie wszystkim, lecz wyłącznie wybranym. Drugi był znany i powszechnie stosowany w czasach minionych, a polegał na „zamrażaniu” cen na określonym poziomie. Co prawda w gospodarce rynkowej takie działanie musi doprowadzić przedsiębiorstwo do bankructwa, ale do wyborów pozostał niecały rok, więc co szkodzi spróbować. Spróbowano z węglem i… nie wyszło.

25 października 2015 odbyły się wybory do sejmu i senatu. 16 listopada 2015 został zaprzysiężony rząd Beaty Szydło. W tym dniu ceny akcji spółek Energetycznych kształtowały się następująco (wszystkie dane za bankier.pl, w nawiasach cena z dzisiejszego wieczora): Enea — 12,30 zł (8,80 zł), Energa — 15,40 zł (6,70 zł), PGE — 14,80 zł (9,51 zł), Tauron — 3,06 zł (3,07 zł). Oczywiście ceny akcji zawsze wahają się, ale w tym przypadku tendencja jest stała i jednokierunkowa — w dół. Czy jednak można dziwić się akcjonariuszom, że wyzbywają się na przykład akcji spółki, którą prezesi zawierzyli opatrzności Bożej?

Czy jest się czym martwić? Absolutnie nie. Te spółki są w gestii państwa. To nic, że stanowiska w nich obsadzane są z klucza partyjnego, ponieważ wyniki mówią same za siebie. W minionym okresie też wszystko było państwowe i źle nie było, a wręcz było nieźle. Dwudziesty stopień zasilania znacznie lepiej stymulował przyrost naturalny niż program 500 plus, mieszkanie plus i wszystkie pozostałe programy z plusami i bez. Na dodatek integrował rodziny, które spędzały wspólnie czas przy świecach lub w kościołach, a nie jak teraz z oczami utkwionymi w ekranie telewizora, komputera czy smartfona.

Cztery lata sądziłem naiwnie, że gorzej już być nie może, bo gdyby mogło, to już by było! Niestety, pisowskie kadry to nie w kij dmuchał, nie ma problemu, którego by nie byli w stanie pogłębić, więc będzie gorzej, dużo gorzej.

Dodaj komentarz