Nasi widzowie, wasza kakofonia

Telewizja serwująca wybór prawd przez calusieńką dobę, ponieważ „masz prawo wiedzieć”, ale nie wszystko, wyemitowała kolejny odcinek programu publicystycznego noszącego tytuł „Kawa na ławę”. Formuła programu jest prosta jak konstrukcja cepa. Od razu spieszę wyjaśnić, że chodzi o proste narzędzie do młócenia zboża, bowiem w XXI wieku CEP kojarzy się raczej z Centralną Ewidencją Pojazdów czy Centrum Edukacji Przyrodniczej, a nie ręczną młockarnią. Nawiązanie do cepa nie jest przypadkowe, ponieważ uczestnicy programu zawzięcie młócą ozorami, biją pianę, przekrzykują się wzajemnie, a prowadzący siedzi na końcu stołu ze znudzoną miną od czasu do czasu porykując bez sensu, ponieważ jego połajanki na zgromadzonych nie wywierają żadnego wrażenia. Zaproszeni goście wiedzą, że jeśli sami sobie nie udzielą głosu, to się nań nie doczekają, a nawet jak już zaczną mówić, to pozostali będą mówić razem z nimi bez żadnej reakcji ze strony prowadzącego.

Ten program ma taką formułę od dawna, więc nie byłoby o czym mówić, a tym bardziej pisać, gdyby nie to, że po raz pierwszy prowadzący wyłączył mikrofony wszystkim z wyjątkiem tego, któremu udzielił głosu. To znaczy powiedział, że wyłączył i być może wyłączył, tyle, że te mikrofony, które działały — jego i osoby mówiącej — były na tyle czułe, że ten zabieg nic nie dał. Skutek był taki, że przedstawiciele władzy z wyłączonymi mikrofonami równie skutecznie uniemożliwiali dokończenie wypowiedzi jak z włączonymi. Z drugiej strony czy można poważnie traktować człowieka, który „udziela głosu” i nie jest w stanie zagwarantować mówiącemu, że bez przeszkód powie to, co ma do powiedzenia? Który apeluje o niemówienie jednocześnie z innymi, a sam się do tej zasady nie stosuje bez ceregieli przerywając i mówiąc jednocześnie z osobą, której właśnie udzielił głosu? Który nie reaguje na kłamstwa i przeinaczenia i ucisza tych, którzy reagują?

Najśmieszniej zrobiło się na samiuteńkim końcu kiedy prowadzący dokonał coming-outu i złożył samokrytykę. Radosny jak skowronek, uśmiechnięty od ucha do ucha oznajmił: Nie! Drodzy państwo! Ja! Szanowni państwo! Przerwijcie na moment tę dyskusję dlatego, że taki sposób jej prowadzenia nie prowadzi do niczego. Powiedział bym, że wystawia wam kompromitujące świadectwo. Na uwagę, że to on powinien reagować wyjaśnił, że reagujecie tak, że nasi widzowie tego nie słyszą i nie są w stanie wyciągnąć z tej waszej kakofonii żadnego wniosku. No, panie redaktorze! Nie jest aż tak źle! Wasi widzowi są w stanie wyciągnąć wniosek, że prowadzący nie radzi sobie z prowadzeniem programu, a na dodatek jest nieobiektywny, by nie rzec tendencyjny i wyraźnie faworyzuje stronę rządową. A jeśli mimo wszystko oglądają pana program, to tylko dlatego, że są leniwi i nie chce im się zmienić kanału. Ale w końcu to zrobią, bo w telewizji serwującej prawdę całą dobę oczekują programów prowadzonych przez fachowców, które poszerzają ich wiedzę i horyzonty, a nie bezmyślnego, źle prowadzonego bicia piany.

Skoro już o publicystyce mowa, to był sobie portal sprawdzający fakty i prowadzący dziennikarskie śledztwa, medium społecznościowe i archiwum życia publicznego, obywatelskie narzędzie kontroli władzy. Nie był ani zbyt rzetelny, ani zbyt obiektywny, co zresztą nie było ukrywane. Publikował jednak wiele wartościowych materiałów, analiz i opinii. I oto nagle, przed zbliżającymi się wyborami, kogoś zaczęło to uwierać. Zrezygnowano z bycia medium społecznościowym i archiwum życia publicznego. Zamiast tego zaczęto monitorować rzeczywistość, opowiadać ludzkie historie i uniemożliwiono wyszukiwanie. Gdy przedtem regularnie zaglądałem tam i zawsze znalazłem coś ciekawego lub kontrowersyjnego, czemu dawałem wyraz, tak po zmianie portal stał się kompletnie bezpłciowy, mdły, nieciekawy. Nie ma tam nawet z czym polemizować.

Firma OpenAI opracowała coś w rodzaju mówiącej lalki, z którą można porozmawiać. Na razie tylko na ekranie monitora przez internet. Ma wiele różnych zastosowań, na przykład w systemach obsługi klienta, w grach komputerowych, przy automatycznym tłumaczeniu. Niektóre redakcje wykorzystują go podobno do tworzenia materiałów prasowych. Po czym poznać taki materiał? Po tym, że jest napisany poprawną polszczyzną i jest merytoryczny. Jego wiarygodność jest zupełnie inną kwestią, ponieważ program pisze na zadany temat, co nie znaczy, że pisze prawdę. Czy taka jest przyszłość prasy? AI będzie pobierała informacje z kamer, mikrofonów, zadawała pytania politykom, zdawała relacje i tworzyła wiadomości? Na razie wyposażono AI we wszystkie ludzkie uprzedzenia i lęki, co dobrze nie wróży.

Automatyczna cenzura i sądy z jednej strony, automatyczna mowa nienawiści, rasizm, ksenofobia z drugiej. System komentarzy Dziennika Gazety Prawnej został przez łebskich, acz bezmyślnych  programistów tak sprytnie napisany, że wykropkowuje słowa zawierające cztery litery, na przykład ‚podupadać’, ponieważ „walczy” z wulgaryzmami…

Dodaj komentarz