Narodowy Fundusz Węglowodorowy

Starożytni Polacy już w XXI wieku odkryli, że „lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć”. To przysłowie nabiera szczególnego znaczenia 1.000 lat później, gdy politycy zachłysnąwszy się gazem stracili ostrość widzenia, jasność umysłu, trzeźwość osądu oraz zdrowy rozsądek. Mowa oczywiście o gazie głupkowym, którego złoża znaleźli uczeni a wraz z nimi politycy.

Jeszcze nic nie zostało dokładnie zbadane, jeszcze nie wiadomo czy ten gaz tu w ogóle jest, gdzie i w jakich ilościach, a już politycy z partii liberalnej będący aktualnie u steru zaczęli radośnie dzielić skórę na niedźwiedziu. Przyzwyczajeni do wiecznego grzebania w przepisach postanowili i w tej sprawie postępować rutynowo. Niektórych regulacji nie przygotowali więc wcale, ale procedury rozdęli do kuriozalnych rozmiarów. Bo w tym kraju procedury to rzecz święta. Przestrzega się ich z godną podziwu pedanterią, czego ślady można dostrzec po dziś dzień na niektórych drzewach. Niestety poza granicami.

Tak więc jeszcze nic nie jest wiadome, a już całe ministerstwo finansów z ministrem finansów na czele nie śpi po nocach nie mogąc zdecydować się jakiej wysokości podatki byłyby najbardziej odpowiednie. Na razie rząd wpadł na szatański pomysł, że każdej firmie zaangażowanej w wydobycie gazu zostanie przydzielony państwowy wspólnik — Narodowy Operator Kopalin Energetycznych, który — bez ponoszenia ryzyka finansowego — będzie mógł ingerować w działalność spółki. Ten pomysł został z entuzjazmem przyjęty przez zagraniczne firmy poszukujące gazu w Polsce. Entuzjazm jest tak wielki, że firmy jedna po drugiej rezygnują z angażowania się w Polsce. Po ubiegłorocznej rezygnacji ExxonMobil w ostatnich dniach podobne komunikaty napłynęły z Marathon Oil i Talisman Energy. Zaś kilka innych redukuje swoje zaangażowanie albo także rozważa wycofanie się. Nawet krajowa Grupa Lotos nie ma zamiaru angażować się w łupki. Wygląda na to, że rynek gazu łupkowego zmonopolizuje Narodowy Operator Kopalin Energetycznych, jeśli oczywiście uda mu się coś znaleźć i będzie umiał to wyssać.

Na całym cywilizowanym świecie raz uchwalone prawo obowiązuje latami, dziesiątkami lat, a czasem i setkami. My swój „skok cywilizacyjny” opieramy na ciągłych zmianach, bezustannym grzebaniu w przepisach i komplikowaniu ich. Dlaczego? Bo w mętnej wodzie, łatwiej ryby łowić, a w gąszczu przepisów łatwiej ukryć szwindel. Pan premier nieustannie zapewnia o różami usłanej przyszłości dzięki jego światłym rządom, niepopularnym reformom, twardym decyzjom i odważnym rozwiązaniom. Jednocześnie bez przerwy zmienia warunki oraz zasady działania i funkcjonowania gospodarki. Jaka uczciwa firma, poza tymi ze wschodu przyzwyczajonymi do tego, że nie prawo, a urzędnik za godziwą gratyfikacją umożliwia funkcjonowanie, będzie się pchała do naszego kraju?

Weźmy taką ustawę, zwaną śmieciową, bo dotyczącą wywozu śmieci i napisaną tak, jak ostatnio pisze się wszystkie ustawy — bez ładu, składu i sensu. Po pierwsze liczba firm zajmujących się dziś wywozem śmieci zostanie zdziesiątkowana, a tysiące ludzi straci pracę. Po drugie po dwudziestu trzech latach kapitalizmu powoli rząd wprowadza socjalizm do kolejnych branż. Po wtłoczeniu rynku leków w gorset socjalistycznych zakazów i nakazów przyszła kolej na rynek wywozu śmieci. Powstaną więc lokalne monopole. Jeżeli zaś jedynym kryterium jest cena usługi, a tak ustawiono warunki w większości gmin, to wygra oczywiście najtańsza oferta. Tak się już stało w podwarszawskim Piasecznie, gdzie wygrała mała firma, która dostanie 8,40 zł za każdą osobę, od której zabierze odpady. Dla organizatorów przetargu nie ma znaczenia, że to fikcja, bo realna cena gwarantująca, że śmieci trafią do homologowanych składowisk, posiadających status Regionalnych Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych (RIPOK), wynosi powyżej 12 zł. W Piasecznie wśród przegranych jest między innymi znana firma BYŚ, posiadająca na stołecznych Bielanach nowoczesną, wyposażoną kosztem kilku milionów euro sortownię. To także ilustruje jak można w tym kraju cokolwiek zaplanować i jaki sens ma inwestowanie w rozwój firmy.

Trzeba także pamiętać, że autorzy ustawy nie byli nawet w stanie zadbać o to, by śmieci nie trafiały na nieprzygotowane składowiska. Owszem, na samorządy nałożono obowiązek kontroli drogi jaką pokonują odpady, ale nikt nie zastanawiał się nad tym jak miałoby się to odbywać i na czyj koszt. Na dodatek te śmieci, które opuszczą teren gminy kompletnie przestają być monitorowane. Będą więc trafiać tam, gdzie będzie można pozbyć się ich jak najtaniej. Jeśli dziś do lasu trafiają pojedyncze furmanki lub zawartość bagażnika samochodu osobowego, to od lipca… Strach pomyśleć.

Zamiast w porę interweniować, poprawiać to co zostało sknocone, Donald Tusk (premier) skupia się na kolejnych rekonstrukcjach rządu, jakby to, kto jest ministrem, miało jakiekolwiek znaczenie. Weźmy taki „resort zdrowia”, którym przez pierwsze cztery lata kierowała lek. pediatra Ewa Kopacz. Teraz, dzięki światłym rządom jej następcy, lek. pediatry Bartosza Arłukowicza procedura jest następująca (podziękowania dla Turbinowego za sygnał): Na oddział przyjmuje się chorego, po czym w stanie ciężkim lub wręcz krytycznym wypisuje się go do domu oczywiście poświadczając w dokumentach nieprawdę, że stan jest dobry. (Za poświadczenie nieprawdy w tym kraju odpowiada się lub nie, w zależności od tego kto poświadcza i co.) Dlaczego? To proste. Nie można pacjenta po prostu przenieść na inny oddział i kontynuować leczenia, ponieważ „procedury” wymyślone przez NFZ czegoś takiego nie przewidują. Żeby więc móc rozliczyć świadczenie i otrzymać pieniądze trzeba pacjenta wypisać, po czym przyjąć — Fundusz zapłaci za leczenie na dwóch różnych oddziałach pod warunkiem, że na ten drugi chory trafi z innym rozpoznaniem. W tym więc przypadku termin „procedura” oznacza „eutanazja”, co pozwala uniknąć dewastowania placówki służby zdrowia i siedziby Narodowego Funduszu Zdrowia przez wszelkiej maści obrońców życia.

Trudno dziś gdybać, co by było, gdyby PO przegrała wybory i rządził ktoś inny. Widać jednak doskonale co jest, gdy wygrała i rządzi. Skoro więc nie ma sensu gdybać, to należy zastanowić się czyje to jest dziedzictwo duchowe, że zanim skoczyli upadli na głowę?

Dodaj komentarz