Nareszcie przejrzał…

Lepiej późno, niż wcale, głosi ludowe porzekadło. Wygląda na to, że p. redaktor Jacek Żakowski okres bałwochwalstwa ma już za sobą. Gdy rząd i obie partie dwoją się i troją by Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej p. Redaktor w Wyborczej sypie piach w tryby: Miesiąc po miesiącu. Ustawa po ustawie. Bez zamachów stanu. Bez fanfar. Bez podniosłych idei. Bez wielkich haseł. I bez szlagwortów w rodzaju Rokitowego „szarpania cuglami”. Cicho i dyskretnie, małymi kroczkami rząd i parlament zmieniają ustrój Polski. Jednak w konkluzji wyciąga fałszywy wniosek, że budowana po 1989 roku polska liberalna demokracja stopniowo zamienia się w represyjną demokrację.

W Polsce demokracji liberalnej nie ma już od dawna. Gwoździem do trumny było zaimplementowanie przez Dorna Ludwika, popartego między innymi przez Tuska Donalda, rozwiązania rodem z PRL-u finansowania partii z budżetu. To pozwoliło przewodniczącym i prezesom partii zająć się kompletowaniem miernych, biernych, ale wiernych bez obawy, że ktoś ich z czegokolwiek rozliczy. Teraz media grzeją temat taśm PSL. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Gdy jeszcze afera Rywina zatrzęsła sceną polityczną, zwierzenia biesiadującego Oleksego zatrzęsły nieco lewicą, to już taśmy posłanki Beger, oskarżenia rządu o zdradę, premiera o krew na rękach spływają po władzy jak woda po kaczce. Jak dawniej nie było alternatywy dla PZPR, tak teraz nie ma alternatywy dla PO PiS.

Można jednak – korzystając z okazji, przypomnieć panu redaktorowi, że to, co dostrzegł dzisiaj, doskonale widoczne było także wczoraj. Sięgnijmy po stare gazety, żeby upewnić się, że gnije od dawna. Najpierw spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie co robili politycy gdy stało się coś, co można wykorzystać do uszczknięcia nieco z rozbuchanych praw, wolności i swobód obywatelskich? Co? Tak! To co zwykle robią w tej sytuacji. Najpierw jakiś czas marszczą czoła markując namysł (czyli czekając na wytyczne), po czym triumfalnie oznajmiają, że znaleźli rozwiązanie. Jakie? Oczywiście zaostrzenie prawa, przykrócenie cugli.

Trzy lata temu w Celestynowie podczas wyjazdowego posiedzenia sądu doszło do strzelaniny. 76-letni mężczyzna, który był jedną ze stron ranił szwagra i sędzię, która prowadziła sprawę o podział majątku. Jaka była reakcja grypy trzymającej władzę? Ministerstwu Sprawiedliwości natychmiast zamarzyła się nowelizacja Kodeksu Karnego. Dziś za zabójstwo grozi kara pozbawienia wolności od 8 do 25 lat. Po nowelizacji zabójca funkcjonariusza publicznego, sędziego czy prokuratora podlegałby karze od 14 do 25 lat więzienia. Traktowanie funkcjonariuszy w szczególny sposób pachnie totalitaryzmem, ale z drugiej strony…

Dwa lata temu na ul. Podgórskiej w Toruniu policjant zatrzymał do kontroli drogowej 71-letnią Wandę D., która omijała korek pasem przeznaczonym dla pojazdów uprzywilejowanych i komunikacji zbiorowej. Ukarał ją mandatem kredytowanym w wysokości 100 zł i 5 punktami karnymi. I zaczęła się gehenna. Nie, nie łamiącej przepisy kobiety, lecz interweniującego policjanta. Został potraktowany jak pospolity przestępca, choć przeważnie w tego typu sprawach, mając słowo przeciw słowu, organa dają wiarę policjantowi. Czemu w tym wypadku było inaczej? To proste. Pani Wanda D. jest matką p. prokurator. A jako taka jest zdecydowanie bardziej wiarygodna. Zeznała, że funkcjonariusz przyjął 100 zł, a zamiast pokwitowania wypisał… mandat kredytowy opiewający na 100 zł. Funkcjonariusz został więc zawieszony, a choć kodeks nakazuje niezwłocznie rozpatrzyć zażalenie na decyzję o zawieszeniu nikomu się nie spieszyło. Bo prawo nie ma zastosowania w przypadku funkcjonariusza, który nie potrafi odróżnić równych od równiejszych.

Może chociaż zareagowali politycy wyczuleni na wszelkie przejawy nepotyzmu, kolesiostwa? Kiwnęli palcem? Zapowiedzieli zaostrzenie kar? Zaproponowali nowelizację kodeksów, przepisów, ustaw, rozporządzeń? Albo przynajmniej egzekwowanie i stosowanie obowiązujących? Głupie pytania, ale…

Policjant zatrzymując oszusta w banku zauważył przez okno stojącego przed wejściem rozmawiającego przez telefon mężczyznę. Przyszło mu do głowy (samo!), że to może być wspólnik. Zatrzymano więc podejrzanego i trzymając ciągle w kajdankach przez blisko osiem godzin przesłuchiwano na komendzie. Przeszukano mu także samochód w poszukiwaniu… narkotyków. W tym czasie zaniepokojona zniknięciem rodzina zawiadomiła policję, więc policjanci z jednego komisariatu poszukiwali człowieka przesłuchiwanego na drugim. W końcu funkcjonariusze przyznali, że zatrzymany to przypadkowy przechodzień. Wydawać by się mogło, że w tej sytuacji przez pomyłkę zatrzymany obywatel zostanie przeproszony i sprawa na tym się zakończy.

I tak by zapewne się stało za siedmioma górami. Ale nie w kraju nad Wisłą, w którym oprócz czterech znanych wymiarów funkcjonuje również piąty – wymiar sprawiedliwości. Sprawa trafiła do prokuratora. A ten przypadkowego przechodnia umieścił… w akcie oskarżenia wraz z zatrzymanym w wyniku akcji oszustem. Uznał bowiem że mimo, iż mężczyzna znalazł się na miejscu przestępstwa przypadkiem, mimo że nie ma ze sprawą nic wspólnego, mimo że faktycznie niesłusznie został zatrzymany, to jednak podczas zatrzymania „utrudniał wykonywanie czynności” nieumundurowanym funkcjonariuszom, którym stawiał opór wziąwszy za bandytów. Okolicznością nieco łagodzącą mogło by być wzywanie… policji podczas owego utrudniania i stawiania, ale nie to zmienia faktu iż wyrywał się i odmawiał okazania dokumentów, czyli zachowywał się podejrzanie!

Józefa Pinior, legendarny przywódca wrocławskiego podziemia „solidarnościowego” mówi o ustawie zaproponowanej przez p. Prezydenta PO: – Na mieście mówi się, że z takim jak prezydenckie prawem o zgromadzeniach, to byśmy nie obalili komuny. To ustawa anachroniczna, bo nie bierze pod uwagę zmian technologicznych. Tego, że społeczeństwo stało się społeczeństwem informacyjnym, komunikującym się błyskawicznie przez Internet. Ciągle przywołuje się tu przykład 11 listopada. A powinniśmy przywoływać demonstracje przeciw ACTA. Zwołane ad hoc, spontaniczne. A p. Redaktor próbuje załagodzić, rozcieńczyć swoje rozważania: Nie sądzę, żeby jedno antywolnościowe prawo mogło uratować rozpadający się PRL-owski system. Ale jest ryzyko, że seria działających wspólnie tego rodzaju praw może istotnie popsuć niezły demokratyczno-liberalny wolnościowy system, który mamy.

Na szczęście całą sprawę podsumował bardzo trafnie, choć prawdopodobnie bezwiednie, Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Mówiąc o wspomnianej ustawie zauważył, że przeciwko ustawie odważnie wypowiadali się także senatorowie związani z PO, w szczególności Józef Pinior i Witold Gintowt-Dziewałtowski. Po dwudziestu dwóch latach budowania wolnej Polski, demokracji, pluralizmu, wolności słowa znowu trzeba mieć odwagę, by mówić co innego niż towarzysze z kierownictwa partyjno-rządowego….

Panie Redaktorze kochany! Ta koalicja ma przed sobą jeszcze bez mała cztery lata! Gołym okiem widać, że Pŕemieŕ jest zdeterminowany, by ugruntować zdobycze demokracji, przez zakonserwowanie obecnego układu. Warto mieć świadomość, że obecna ekipa pozostaje przy korycie dłużej niż w minionym okresie którykolwiek z pierwszych sekretarzy. I nic nie wskazuje na to, żeby coś miało się zmienić.

Dodaj komentarz