Należyta staranność, obiektywizm i uwzględnienie

Przedwczoraj weszły w Unii w życie nowe przepisy, które wprowadzają cenzurę na skalę nieznaną nawet w Korei Północnej. Dotychczas o tym, co jest nielegalne lub niezgodne z prawem decydowały organa państwa, specjalnie powołany w tym celu urząd (w PRL-u Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk), względnie sąd. Teraz będą o tym decydowały arbitralnie prywatne osoby, czyli administratorzy serwisów. To tak, jakby o treści gazety decydował producent papieru. Na stronie Unii napisano, iż

Nowym przepisom przyświeca zasada, że co jest nielegalne offline, powinno też być nielegalne online. Mają chronić przestrzeń cyfrową przed rozpowszechnianiem nielegalnych treści oraz zapewnić ochronę praw podstawowych internautów.

Zapomniano dodać, że o tym co jest nielegalne offline decyduje sąd i tylko sąd, zaś o tym co jest nielegalne online będzie arbitralnie decydował anonimowy pracownik internetowego medium. Na dodatek

Akt o usługach cyfrowych będzie miał zastosowanie do wszystkich pośredników internetowych świadczących usługi w Unii.

To oznacza, że administratorzy, którzy przecież nie są prawnikami, na wszelki wypadek, żeby uniknąć kłopotów, będą asekurancko wycinać wszystko, co im się wyda nielegalne. Skutek będzie taki, że grube ryby, politycy, nie będą musiały obawiać się już krytycznych komentarzy przeciwników, bo te będą masowo kasowane. Trudno zdecydować, czy śmiać się czy płakać czytając w artykule 12 (podkreślenia moje), że

  1. W warunkach korzystania z usług dostawcy usług pośrednich uwzględniają informacje na temat wszelkich ograniczeń, które nakładają w związku z korzystaniem z ich usług, w odniesieniu do informacji przekazywanych przez odbiorców usługi.[…]
  2. Dostawcy usług pośrednich, stosując i egzekwując ograniczenia, o których mowa w ust. 1, działają z należytą starannością, w sposób obiektywnyproporcjonalny oraz z należytym uwzględnieniem praw i prawnie uzasadnionych interesów wszystkich zaangażowanych stron, w tym mających zastosowanie praw podstawowych odbiorców usługi, zapisanych w Karcie praw podstawowych.

Już starożytni zauważyli, zaraz po tym jak piekło wymyślili, że dobrymi chęciami jest wybrukowane. Konstytucje PRL-u, Korei Północnej i innych reżimów oraz niezliczone regulaminy, a także Karta praw podstawowych, roją się od podobnych zapewnień. Jak należy na przykład rozumieć pojęcie „należyte uwzględnienie praw”? Czyich praw? Użytkownika? Administratora? Polityka?Jak się ma nakaz cenzurowania z zapisanym w Karcie praw podstawowych prawem do wolności wypowiedzi i posiadania poglądów?

Każdy ma prawo do wolności wypowiedzi. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe.

Bez ingerencji władz publicznych, za to z niczym nieograniczoną ingerencją szeregowego anonimowego pracownika, który będzie wypowiedzi i poglądy cenzurował z należytą starannością, w sposób obiektywny i proporcjonalny oraz z należytym uwzględnieniem praw i prawnie uzasadnionych interesów wszystkich zaangażowanych stron. Rodzi się w związku z tym pytanie jak będą teraz traktowane na przykład wynurzenia Jacka Piekary, który na Twitterze był łaskaw napisać:

Czemu Rosjanie rakietami uderzyli w Polskę, nie w inny kraj? Bo wiedzą, że w Polsce opozycja, jej media i jej celebryci oraz część ogłupionych przez antypolską propagandę wyborców tejże opozycji, zamiast winić i potępiać Rosję, obwini i potępi przede wszystkim własny rząd…

Dla niewtajemniczonych — Jacek Piekara to autor piętnastu ksiąg opisujących przygody pewnego inkwizytora, który z Bogiem w sercu i w jego imieniu tropi, osądza, pali, morduje i torturuje, ponieważ jako uosobienie dobra walczy ze złem. Piekara tak bardzo identyfikuje się ze swoim bohaterem, że zło wywęszy wszędzie, zwłaszcza na opozycji.

A jak było w przypadku katastrofy smoleńskiej? Rosjanie mogli być spokojni, nawet nie musieli się z niczego tłumaczyć, bo wszystko tłumaczyli za nich opozycyjni politycy i opozycyjne media. Dla nich winni byli: Kaczyński, generałowie, piloci itp. I jeszcze łgano, że pili alkohol.

Prawda jest taka, że każdy przestępca marzy o tym, by go fałszywie oskarżyć o jakiś niecny czyn lub zbrodnię. Bowiem jedno fałszywe oskarżenie podważa wiarygodność pozostałych, prawdziwych. To nie opozycja trąbiła na cały świat, że Putin ma krew na rękach, że zamordował polskiego prezydenta. Także nie opozycja potwierdzała tę tezę za pomocą wybuchających parówek i puszek po coca-coli.

Inny pisarz, prawdziwy człowiek renesansu ze względu na szerokość zainteresowań — od tak zwanej fantastyki naukowej, poprzez fantasy, historię, po „Życie seksualne lemingów” — nie wie, ale wie, że jakby Amerykanie przypierdolili, to by Ruscy spierdolili, czemu dał wyraz.

Nie wiem, czy to rakieta, czy celowo, czy przypadek – ale wiem, że jakby Amerykanie przypierdolili teraz ruskim i powiedzieli „oups, no wiecie jak jest, wam też się czasem coś wypsnie” – to by rura zmiękła. Jak Erdogan „przypadkiem” zestrzelił im myśliwiec podwinęli ogony od razu

Psychologowie twierdzą, że ludzie niepewni siebie, niedowartościowani, zakompleksieni, strachliwi, są przekonani, że siłą i przemocą można osiągnąć wszystko. Że jeżeli oni boją się każdego szelestu, za żadne skarby nie pójdą nocą na cmentarz, bo by tam ze strachu zeszli na zawał i zostali na wieki, to są święcie przekonani, że wszyscy tak mają. Marcin Najman też uważa, że kraj, który nie jest w stanie uchronić się przed lecącą w jego kierunku rakietą, powinien przyłączyć się do wojny po stronie ukraińskiej.

W związku z rakietami, które spadły na nasz Kraj,w TVN pewna Pani ekspert mówi , że sami nie możemy odpowiedzieć i że o odpowiedzi muszą zdecydować Amerykanie. To jakaś kpina! Jeżeli okaże się, że to były rosyjskie pociski, to trzeba odpowiedzieć. Polska sama musi zdecydować jak!

Marcin Najman to bokser, zwany także pięściarzem. Choć sport korzystnie wpływa na ostrość widzenia i bystrość umysłu, to uszło uwagi Marcina Najmana, że Polska właśnie sama zdecydowała, że nie trzeba odpowiadać, więc nie podejmie żadnych kroków. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Najman pojechał na Ukrainę i znokautował kilku Ruskich.

W kwietniu

Jakub Kumoch, prezydencki minister i jednocześnie szef Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta w programie „Tłit” Wirtualnej Polski nie ukrywał, że nie spodziewa się, by Rosja popełniła tego typu błąd. „Zarówno Polska, jak i sojusznicy USA potraktują bardzo poważnie wszelkie „pomyłki” w celowaniu. Nie spodziewam się, by Rosja popełniła tak koszmarny błąd” – powiedział. Zaznaczył również, że gdyby na terytorium naszego kraju spadł choćby jeden rosyjski odłamek, uruchomiony zostałby artykuł 5 traktatu NATO.

W listopadzie „źle wycelowana” rakieta zabiła w Polsce dwie osoby. Jeszcze dobrze nie wybuchła, a już było z dużą dozą prawdopodobieństwa wiadomo, że została wystrzelona przez Ukraińców. Kiedy po kilku godzinach polskie władze uznały, że można już ciemny lud oświecić w tej kwestii, od razu zapewniły, że to nie Rosjanie, że Rosjanie są niewinni, bo to co prawda rosyjska rakieta, ale Rosjanie nie mają z nią nic wspólnego. Jak słusznie zauważył zacytowany wyżej Jacek Piekara podobnie wiarygodnie, tylko na odwrót, jest ze Smoleńskiem, a ostatnio z Odrą.

Rakieta spadła za dwadzieścia czwarta we wtorek. Fakty TVN24 o 19:00 nie zająknęły się o niej ani słowem. Przebąkiwać o tym co się stało telewizja informacyjna zaczęła dopiero po dwudziestej, choć dziennikarz Radia ZET Mariusz Gierszewski informował o tym na Twitterze już w pół do siódmej.

Nieoficjalnie: w miejscowości Przewodów w województwie lubelskim przy granicy z Ukrainą spadły dwie zabłąkane rakiety. Uderzyły w suszarnie zboża. Zginęły dwie osoby. Na miejscu jest policja, prokuratura i wojsko.

Mapa

10 minut później pojawiło się hasło w angielskojęzycznej Wikipedii. Znany z prawdomówności Mateusz Morawiecki, który jest premierem, raczył oświecić ciemny lud polski dopiero po północy solennie zapewniając, że nic jeszcze nie wiadomo, śledztwo trwa, ale jedno jest już pewne — Rosjanie są niewinni. To oczywiste. Część rosyjskich rakiet nadleciała z Morza Czarnego, część z miasta Wołgodońsk w Rosji, a irańskie drony z Białorusi. Jest oczywistą oczywistością, że ukraińskie rakiety obrony przeciwrakietowej musiały polecieć na zachód żeby wziąć rozpęd, bo inaczej nie trafiłyby żadnego nadlatującego rosyjskiego pocisku ani drona. Rzut oka na mapę i nawet dziecko, a może przede wszystkim dziecko, uwierzy w tę wersję.

Trudno, zaiste niebywale trudno jest nie ufać ani tej władzy, ani deklaracjom sojuszników, że ani piędzi terytorium NATO, ani guzika.

 

PS.
Miesiąc temu mini ster od obrony chełpił się na Twitterze:

Zbudowaliśmy wielowarstwowy system obrony przeciwlotniczej. Mamy Pioruny, zestawy Pilica, Małą Narew i Patrioty. Dzięki staraniom rządu PiS nasze niebo jest bezpieczne. Nie musimy przystępować do proponowanych przez 🇩🇪 programów zakładających budowę mniej zaawansowanego systemu.

Dodaj komentarz