Nacechowany moment

Ponieważ po same uszy miałem dogadywań żony postanowiłem diametralnie zmienić swoje życie. W tym celu udałem się do szpitala.
— Słyszałem, że potrzebujecie lekarzy — zagaiłem w kadrach.
— Owszem, potrzebujemy. A pan jest lekarzem?
— Nie — odparłem — ale mogę zostać ordynatorem lub dyrektorem.
— A jakie pan ma wykształcenie?
Po krótkiej wymianie zdań musiałem zrezygnować z pracy w szpitalu.

Nie zrażony udałem się do sądu.
— Słyszałem, że potrzebujecie prawników — zagaiłem w kadrach.
— Owszem, potrzebujemy. A pan jest prawnikiem?
— Nie — odparłem — ale mogę zostać.
— A jakie pan ma wykształcenie? — znowu zadano mi to samo głupie pytanie. Ale nie jestem w ciemię bity. Dwa razy tych samych błędów nie popełniam.
— Skończyłem filozofię — zełgałem bez mrugnięcia okiem z satysfakcją obserwując jakie ta informacja wywarła wrażenie na personelu. Jednak summa summarum musiałem zrezygnować z pracy w sądzie.

Niepowodzenia nie zraziły mnie wcale. Wręcz przeciwnie. Poszperałem w Internecie i na drugi dzień udałem się pod wskazany adres. Zażądałem rozmowy z zarządem.
— Słyszałem, że wasza spółka znajduje się na skraju bankructwa — nie owijałem w bawełnę. — Mogę ją wyprowadzić na prostą.
— Ale prezes…
— Żadnego ale — nie dałem im dojść do słowa — prezes jest nieudolny, skoro firma jest na dnie.
— A jakie pan ma doświadczenie? Wykształcenie?
— Jestem historykiem — odparłem dumnie prężąc pierś. Zamurowało ich.
— Czyli… Pan… I to… — zaczął się jąkać zarząd, w końcu odzyskał mowę i zapytał — I to według pana jest właściwe wykształcenie i dostateczne kwalifikacje?
— Panie — straciłem nieco cierpliwość — skoro historyk może kierować krajem, to nie może jakąś gównianą firemką na skraju bankructwa?

Koniec końców zrezygnowałem z pracy na stanowisku prezesa. Niech zbankrutują. Nie zależy mi.

Ponieważ słupki poparcia spadły poniżej akceptowalnego minimum, a kandydat na senatora przepadł w wyborach uzupełniających z kretesem, kierownictwo partyjno-rządowe postanowiło zareagować.

Jeszcze niedawno wydawało się, że premier jest twardy jak skała, nieugięty jak stal, odważny jak lew i szczery do bólu: — Powiem szczerze: już przygotowując ustawę poszliśmy bardzo daleko. Zaszli tak daleko, że już nic się nie dało zrobić. Bo nie ma 400 mln zł na zaspokojenie kobiet, które zamiast chwilkę poczekać poczęły przed terminem. A poza tym jak się ustąpi kobietom, które urodziły w pierwszym kwartale, to zaczną protestować matki ostatniego kwartału poprzedniego roku. Więc premierowi, na którym spoczywała odpowiedzialność, jest po prostu, zwyczajnie, po ludzku przykro. — Na nas spoczywa odpowiedzialność wyznaczenia tej granicy. Absolutnie nic przyjemnego. Ona i tak jest przesunięta maksymalnie korzystnie dla tych, którzy są beneficjentami tej zmiany. Strasznie mi jest przykro, wiem ile matek będzie miało poczucie krzywdy, ale ono zawsze będzie, jakaś grupa zawsze będzie czuła się pokrzywdzona. No bo z matkami jest jak ze związkami partnerskimi względnie marihuaną — ustąpisz, to będą chciały wszystkie jeszcze więcej i więcej.

Minęło kilka miesięcy i… Hura! Jest 400 milionów złotych! Więc wszystkie matki, które urodziły w tym roku będą miały dłuższy urlop! Hosanna, alleluja i w ogóle. Ale żeby się kobietom i ogólnie rodzicom we łbach nie poprzewracało, to niech pamiętają, że nie wolno rodzić przedwcześnie za wcześnie. Ponieważ zgodnie z przepisami, które uchwalili w poczuciu spoczywającej na nich odpowiedzialności, wcześniak urodzony do 30 kwietnia, u którego rozwinie się poważne schorzenie układu oddechowego nie dostanie leku, a gdy urodzi się po 30 kwietnia — dostanie. Bo termin rzecz święta i od ustawowych terminów nie mogą być ważniejsze jakieś względy medyczne, zdrowotne, czy inne duperele.

Jeśli dzisiaj stać nas, ze względu na wygenerowanie pewnych środków, na jeszcze jedną inwestycję, to niech to będzie inwestycja w polskie dzieci i polskie rodziny. Rok 2013 miał być rokiem rodziny, dlatego te postanowienia, chociaż nie były proste, uzyskały podstawę finansowania — rzekł premier. Że dla niektórych rok zacznie się po 1 maja? Że dla innych skończy się niedługo potem? — Biorąc pod uwagę możliwości finansowe, szukaliśmy jakiegoś momentu, który z jednej otwierałby jak najszerzej wrota do rocznego urlopu, a z drugiej strony byłby nacechowany odpowiedzialnością za finansową kondycję państwamówił Tusk i jak zwykle miał rację. Ładnie bowiem byśmy wszyscy wyglądali, gdyby któryś moment nie był nacechowany…

Dodaj komentarz