Na uczciwym czapka gore

Przez całą (albo prawie całą) prasę przetoczyła się jakże niesłuszna fala krytyki pod adresem Ministerstwa Finansów. Nawet redaktor Mosz, który w Tok FM prowadzi program ekonomiczny poddał krytyce pomysł fiskusa, choć często mu się zdarza krytykować i wyśmiewać — użyjmy eufemizmu — niemądre, kuriozalne i — skończmy z kurtuazją — idiotyczne uregulowania proponowane lub istniejące. Co tym razem wymyśliło ministerstwo od finansów? Ano doszło do wniosku, że należy wreszcie istniejące prawo po prostu stosować szerzej. Bo takie prawo, które karze właściciela na przykład knajpy za to, że jeden z jego klientów coś ukradł już dawno funkcjonuje i ma się coraz lepiej. Nie wierzycie? To pora, byście uwierzyli, zanim sami nie padniecie jego ofiarą.

Przykład pierwszy angielski: Właściciel jednego z brytyjskich pubów został ukarany grzywną w wysokości 8.000 funtów (mniej więcej 37.000 złotych licząc po obecnym kursie) za to, że jeden z jego klientów korzystając z udostępnionej przez lokal sieci wifi, pobierał nielegalne materiały.

Przykład drugi, również angielski: Student Richard mieszkał w akademiku w Sheffield, gdzie studiował na uniwersytecie. W wolnych chwilach prowadził stronę internetową TVShack. W świetle brytyjskiego prawa student nie popełniał żadnego wykroczenia. Nie udostępniał nielegalnych plików, nie trzymał ich na własnych serwerach, co więcej – sam z nich nie korzystał. Niestety, popełnił przestępstwo według prawa amerykańskiego, więc USA wystąpiły o jego ekstradycję. Zaś sąd w Wielkiej Brytanii stwierdził, że nie ma podstaw, by odmówić wydania obywatela brytyjskiego obcemu państwu. Pewnie gdyby o ekstradycję wystąpiła Korea Północna, Kuba lub w ostateczności Chiny jakieś podstawy odmowy by się znalazły.

Przykład trzeci, polski: Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nałożyła 50.000 złotych kary na radio Eska Rock za wypowiedź Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego o rzeczniku Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego, Alvinie Gajadhurze.

Przykład czwarty, brazylijski: Brazylijski sąd nałożył na firmę Google grzywnę za opublikowanie na stronach internetowych firmy obraźliwych komentarzy przez jednego z internautów. Kara wynosi 8.500 dolarów.

Przykład piąty, polski: Według bytowskiej prokuratury Leszek Szymczak powinien zostać ukarany za wpisy zamieszczone przez anonimowych internautów na jego stronie. Chodzi o pięć wypowiedzi, które w marcu 2005 roku pojawiły się na forum Gazety Bytowskiej i skierowane były przeciwko miejscowemu komornikowi, który — co zostało zarejestrowane ukrytą kamerą i pokazane w reportażu telewizyjnym — arogancko zachowywał się wobec petentów. Autorów wpisów szukano, ale bezskutecznie. W końcu teksty internautów prokuratura uznała za materiały prasowe i zajęła się Szymczakiem, bo jest on redaktorem naczelnym portalu. Zaś Sąd Rejonowy w Słupsku (Pomorskie) uznał, że Leszek Szymczak naruszył wolność słowa nie usuwając z forum postów (sic!) wzywających do linczu na miejscowym komorniku…

Jeśli komuś mało przykładów bez trudu znajdzie więcej posiłkując się dowolną wyszukiwarką internetową. Przy czym uruchamiając przeglądarkę należy mieć świadomość, że Komisja Europejska nałożyła karę na Microsoft w wysokości 731 milionów dolarów (561 milionów euro) za złamanie zawartej w 2009 roku umowy, na mocy której Internet Explorer miał witać użytkownika oknem wyboru przeglądarki. W Polsce nie do pomyślenia, żeby ukarać za cokolwiek firmę amerykańską.

Biorąc to wszystko pod uwagę trzeba pochwalić i przyklasnąć Ministerstwu Finansów, że usiłuje prawo ujednolicić i odpowiedzialność zbiorową stosować powszechnie.

Na marginesie z zupełnie innej beczki. Warto bacznie obserwować co Orbán i jego Platforma Obywatelska (Magyar Polgári Szövetség) wyczynia na Węgrzech. Żeby mieć pojęcie co czeka Polskę, gdy parafianie i Kościół przejmą pełnię władzy. Bowiem okupiona ofiarami komuna jednak stawiała na oświatę. Okupiona ofiarami wiara wręcz przeciwnie.

 

PS.
Wirtualne pieniądze, które wywalczył premier dla Polski w najszczęśliwszym dniu swojego życia okazały się równie realne jak obiecywane obniżenie podatków i inne deklaracje składane obficie w niezliczonych exposé, programach partii i wystąpieniach publicznych. Jedyna pociecha, że skoro nie ma pieniędzy, to i peregrynować po kraju i pytać jak je rozdysponować nie ma potrzeby, więc budżet nieco odetchnie.

Dodaj komentarz