Mój bój

Prawo autorskie to jak wiadomo ochrona dzieł twórców przed użytkownikami przez siedemdziesiąt lat od śmierci. Śmieci twórców, nie użytkowników. Twórcy sławni, uznani nie muszą zbytni się martwić, że zostaną zapomniani. Choć oczywiście jak zawsze także i tu od reguły są wyjątki. Trudno jednak podawać przykłady. Po pierwsze dlatego, że nie da się jednoznacznie wskazać, które dzieło jest wybitne, ponieważ nie ma jednoznacznych kryteriów. Po drugie zaś dlatego, że nie da się ocenić czegoś, co nie zostało dopuszczone do obrotu, bo właściciel praw nie życzy sobie, aby było. Prawda bowiem jest bolesna — nieboszczyk nie ma nic do gadania w sprawie swojej twórczości. Często nie tylko nieboszczyk.

Słynny francuski wokalista Johnny Hallyday, zwany francuskim Presleyem, zerwał kontrakt z Universalem w styczniu 2004 i chciał odzyskać ponad 1.000 swoich utworów z całego okresu twórczości, czyli od początku lat sześćdziesiątych. Wystąpił więc do sądu z wnioskiem, by Universal zwrócił mu taśmy z jego nagraniami. W pierwszej instancji wygrał. Jednak sąd apelacyjny uznał, że twórczość p. Halliday’a to własność wytwórni. Jeśli Halliday chce, to może sobie swoje piosenki zagrać i zaśpiewać jeszcze raz, ale od tego co jest w poosiadaniu wytwórni wara.

Gdyby współczesne prawo autorskie obowiązywało wcześniej o wielu twórcach prawdopodobnie nigdy byśmy nie usłyszeli. A i cenzura nie byłaby do niczego potrzebna. Wystarczyło wykupić lub przejąć (na przykład w drodze nacjonalizacji) prawa do utworu i go po prostu nie wydawać. Czy tak się nie dzieje w państwach tak zwanych demokratycznych, gdzie cenzury teoretycznie nie ma? Nie dowiemy się, bo ci, których dzieł nikt nie wydaje pozostają nieznani. Internet to zmienia, łamiąc monopol wydawców, dlatego cały świat głowi się jak zmienić Internet by wszystko pozostało pod kontrolą.

Od stycznia w domenie publicznej znalazło się sztandarowe dzieło Adolfa Hitlera „Mein Kampf”. Domena publiczna to — jak tłumaczy Alek Tarkowski, dyrektor Centrum Cyfrowego — taka część kultury, którą można kopiować, rozpowszechniać i wykorzystywać komercyjnie. Należą do niej dzieła, które prawem autorskim nigdy nie były objęte, jak dramaty Szekspira, „Dziady” Mickiewicza czy rysunki Leonarda da Vinci, a także te, których autorskie prawa majątkowe wygasły – opery Wagnera, obrazy Wojciecha Kossaka, powieści Saint-Exupéry’ego czy właśnie „Mein Kampf”.

Ta ostatnie dzieło wzbudza szczególe emocje, ponieważ jest napisane przez kontrowersyjnego człowieka, zaliczanego do kategorii „zbrodniarze”. Warto jednak zapytać, dlaczego zbrodnie wojenne Niemców zostały rozliczone, potępione i w większości osądzone, a nieporównywalnie większe zbrodnie Japończyków nie? Dlaczego w Europie nie wolno było rozpowszechniać dzieł Hitlera, a w Japonii nie tylko nie osądzono zbrodniarzy, lecz składa się im hołdy? Premier Abe dwa lata temu złożył swoisty hołd japońskim zbrodniarzom wojennym: Pokornie wyrażam moje najgłębsze uczucia sympatii dla męczenników, którzy poświęcili się, by stać się fundamentem pokoju i pomyślności dzisiejszej Japonii  — napisał w przesłaniu, które odczytano w kwietniu w buddyjskiej świątyni Koyasan, gdzie czczeni są Japończycy skazani za zbrodnie wojenne. Stoi tam kamienny pomnik, upamiętniający blisko 1200 zbrodniarzy, w tym 14 „klasy A”, skazanych w procesie tokijskim (1946-48) przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy dla Dalekiego Wschodu. Był wśród nich m.in. Hideki Todżo uosabiający okrucieństwa japońskiej okupacji. Szlak cesarskiej armii znaczyły masakry i zbiorowe gwałty. W okupowanych Chinach testowano broń biologiczną i chemiczną na cywilach, przeprowadzano eksperymenty.

Co to ma wspólnego z Adolfem Hitlerem i jego dziełem? Ano to, że historia tylko wtedy jest nauką, gdy się jej nie fałszuje, nie ukrywa i nie przemilcza. Gdy potomni odważnie mierzą się ze zbrodniami ojców, rozumieją je i potępiają. Od wojny było dość czasu, żeby dzieło Hitlera opracować, zaopatrzyć komentarzem i wydać jako przestrogę i naukę. Nikt o zdrowych zmysłach by po to nie sięgnął, bo dzieło jest nudne jak flaki z olejem, choć zawiera mnóstwo błyskotliwych myśli*. Dziś wydawane, bez żadnych komentarzy, niewykluczone, że poprawione i podrasowane trafi do odbiorców, którzy kupią nie dlatego, że ciekawe, ale dlatego, że przez tyle lat zakazane. W Niemczech niemal 2.000 stronicowa edycja, licząca ponad 3.500 komentarzy, pojawiła się w księgarniach na początku stycznia. Cały nakład, 4.000 egzemplarzy, został wykupiony w ciągu kilku dni. W przedsprzedaży zostało złożonych 15.000 zamówień.

Jak to będzie wyglądało w Polsce? Jaka oficyna pokusi się o rzetelny przekład i opatrzy tekst komentarzami i wyjaśnieniami? Z drugiej strony jak zmieni się nasze życie, gdy to „dzieło” trafi pod strzechy i okaże się, że politycy, zwłaszcza prawicowi, czerpali i czerpią z niego garściami?

 

P.S.
Trudno nie odnotować bezczelnej manipulacji. Oto portal Gazeta na winiecie (i w tekście) podaje informację, że „W Niemczech cały nakład wyprzedał się w kilka godzin.” Nie podaje jednak, że ten „cały nakład” to raptem 4.000 egzemplarzy. Z kolei Rzeczpospolita informuje, że obecnie książkę Adolfa Hitlera można kupić na eBay. Cena – 9999 euro, czyli około 10 890 dolarów. Skąd taka cena, nie wiadomo…

 

_______________

* Na przykład taką: Propaganda, zarówno w treści, jak i w formie, tak powinna być ukształtowana, aby pozyskać masy. Jedynym kryterium jej poprawności jest osiągnięcie sukcesu w praktyce. Na dużym ludowym zgromadzeniu najskuteczniejszym mówcą nie jest ten, kto jest najbardziej bliski wykształconej części słuchaczy, ale ten, który zdobywa serca tłumu.

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Zbrodnie japońskie przywołujesz? A może pogadajmy o zbrodniach amerykańskich? Na temat Japonii możemy pogadać.

    „W Japonii nie tylko nie osądzono zbrodniarzy, lecz składa się im hołdy?”- nie słyszałeś o Procesie Tokijskim? A że Japończycy czczą swoich wojowników, to zbrodnia? Gdyby Amerykanie przegrali wojnę, to powieszono by McNamarę i innych łobuzów. Przypominam: Amerykanie też czczą swoich zbrodniarzy wojennych. Co więcej, świat czci terrorystów, dając im Nagrody Nobla.
    POKOJOWE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Taka droga książka? Może w pakiecie jest kolacja z autorem?

    A co do wszechwładzy koncernów, bo tym są wydawnictwa: u nas jest inaczej. Za właścicielkę praw do swoich kabarecików uważa się pani reżyserka, produkująca je za nasze, czyli TVP pieniądze.

    1. Właśnie o tym traktuje wpis. O braku refleksji. Naród, który nie wyciągnął wniosków ze swoich zbrodni, nie potępił ich, nie odciął się od nich przy pierwszej nadarzającej się okazji dopuści się kolejnych okrucieństw.

      Usprawiedliwianie jednych zbrodni innymi to specjalność PiS-u. Poza tym brak informacji, że w Ameryce Murzynów biją.