Mężczyźni i nie tylko

Zmieniają się normy społeczne, zmieniają się zasady współżycia, zmieniają się mężczyźni. W pokoleniu naszych ojców nie zajmowali się dziećmi. To była domena kobiet. Ojciec był przede wszystkim od zarabiania. Czasami dorabiania, bo pensje nie były wysokie. Z konieczności, a często z ochotą kobiety poszły do pracy. Mężczyzna najczęściej przynosił pobory, oddawał je żonie. Martw się kobieto. Bywało także, według dawniejszych wzorców, że mężczyzna wydzielał tygodniówki albo wydzielał jakąś kwotę „na życie”, resztą sam dysponował według swojego uznania.  Wielu mężów miało wygodny status Dulskiego. Zarobił ile zarobił, reszta to kłopot żony.

Następne pokolenie mężczyzn, to nadal byli mężczyźni „z maczugą na polowania”, czyli zarabiania i utrzymywania rodzin. Jednak zmiany obyczajowe, społeczne, spowodowały, że już zajmowali się dziećmi. Nie był czymś nadzwyczajnym widok ojca ze swoimi pociechami na spacerze.

Zmieniły się obyczaje. I jeśli kiedyś rozwody były rzadkie, to obecnie są normą, a ich liczba rośnie. I nie ma tu znaczenia wpływ KK. Rozwody są wbrew stanowisku kleru. Bardzo często po rozwodzie dzieci zostają z matką. I tu także bardzo często matka rozwodzi dzieci z ojcem. Nie poruszam tu przyczyn rozwodów, bo chodzi o dzieci po rozwodzie rodziców. Sądy rodzinne, gdzie sędziami są prawie w 100% kobiety, ławnikami są prawie zawsze kobiety, opiekę nad dziećmi powierzają matkom. Jako osobom mającym lepsze, wrażliwsze, czulsze stosunki do swoich pociech.

Mimo że ojcowie dzieci żyją, nie są dla nich wzorcami zachowań, postaw, uczenia dbałości o dom, zapobiegliwości, samodzielności.

Siostra Małgorzata Chmielewska, która jako rodzina opiekuńcza wychowała pięcioro dzieci, czworo już samodzielnych, jedno jest chore i nie wyzdrowieje, zajmuje się udzielaniem pomocy kobietom maltretowanym w domu. Jednocześnie mówi takie słowa: „Mamusie chowają synków na „niuniusiów”, zamiast wymagać od nich rycerskości. To może później skończyć się nieszczęściem w życiu rodzinnym”

Nieszczęściem i dla chłopców i dziewczyn. Bowiem i one i oni nie są uczeni obowiązków życia codziennego. Matki użalają się nad ich ciężkim losem i dzieci lub młodzież nie sprzątają, nie uczą się robienia zakupów, prania, gotowania. Takie kandydatki i kandydaci na księżniczki i książątka. Brak tych podstawowych umiejętności staje się powodem kłótni w ich związkach. Bo każde oczekuje, że to drugie zrobi co trzeba w domu. Najpierw kłótnie, potem rozwody. A potem wzorem matek…..

Z danych o skazanych za różne przestępstwa wynika, że aż 80% z nich nie miało wzorów męskich w domu. Często przez  matkę uniemożliwiającą spotkania z ojcem. Zadziwia tu brak odpowiednich regulacji prawnych. Mimo wielu dyskusji problem nie jest rozwiązany. Gdy (nawet jeśli skrzywdzona) żona rozwodzi się, to dzieci tracą kontakt z rodzicem, to nie ma ona prawa robić takich zakazów. Zły mąż może być dobrym ojcem. A nie podtrzymywane więzi ulegają rozluźnieniu, a potem znikają.

Coraz częściej do wiadomości publicznej podawane są informacje o przemocy młodych mężczyzn wobec swoich dzieci, które mają albo parę miesięcy albo parę latek. Nie nauczeni niczego, nie potrafią radzić sobie z całkiem wydawałoby się zwykłymi sprawami. A zapowiada się, że będzie jeszcze gorzej. Przemoc wzrośnie, także seksualna.

Proponuję ciekawe artykuły:

Agresja wśród dzieci naznacza na całe życie

Siostra Małgorzata Chmielewska: rycerskość nie jest w modzie [WYWIAD]

Danuta Wałęsa buntuje w Dzień Matki

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Jest takie powiedzenie: „Miłe złego początki”. Problem narastał bardzo powoli, niezauważalnie od dawna. Przyspieszył po transformacji, gdy media odzyskały niezależność, a zatraciły umiar i przyzwoitość. W pogoni za sensacją marginalne wydarzenie podgrzewano do czerwoności, pojedynczego przypadki przedstawiając jako zjawisko powszechne i codzienne, generując poczucie zagrożenia. Pokolenie, które praktycznie wychowywało się na ulicy i jakoś nie było bez przerwy krzywdzone, molestowane, krzywdzone, zaczęło zamykać swoje dzieci w domach, wozić do przedszkola, szkoły, izolować. A media podgrzewały atmosferę sprawiając wrażenie, że zboczeniec czai się za każdym rogiem, za każdym krzakiem, wydmą. Swoją cegiełkę dołożyły kobiety wyzwolone, które zboczeńców i zboczenia widziały wszędzie i przekonywały, że nie wolno dzieci wypuszczać na plażę czy na ulicę, bo zboczeniec zrobi sobie zdjęcie takiego dziecka i będzie dziecko molestował zaocznie. Do tego absolutnie nie można dopuścić. To spowodowało pojawienie się pokolenia zniewieściałych troglodytów, którzy tylko z wyglądu przypominają mężczyzn, maminsynki niezdatne do życia, nieodpowiedzialne, rozkapryszone, roszczeniowe. A przypieczętował to wszystko system oświaty, bajki i zabobony podnosząc do rangi nauki i umieszczając na poczesnym miejscu w programach nauczania.

    Mam nadzieję, że się mylę, ale z tego, co widzę wynika, że tracimy kolejne pokolenie, które mimo gadżetów, mimo wielkich osiągnięć nauki jest daleko, daleko z tyłu mentalnie i umysłowo. Umiejętność czytania ze zrozumieniem, lotność, zdolność rozumienia aluzji jest w zaniku. To wymarzona sytuacja dla każdego satrapy – społeczeństwo nie potrafiące się dogadać, podzielone, ogłupiałe. Masz feministki, które z głupiego żartu czynią przestępstwo i biegną z płaczem na skargę do PiS-u. Tego samego PiS-u, które je traktuje jak podludzi. A wspomaga je w tym sam Rzecznik PO Bodnar. Człowiek po studiach, z tytułem doktorskim.

    Jest jednak nadzieja, światełko w tunelu. Gdy spojrzymy na stado baranów, to dostrzeżemy, że bardzo łatwo nim sterować. Jeśli na czele stoi baran, to stado pogna za nim. Więc wystarczy pilnować, by biegł w pożądanym kierunku. A jak nie chce, to jeden pies natychmiast naprostuje mu drogę. Stado baranów w jakie władza przekształciła nas potrzebuje charyzmatycznego przywódcy. Bo inaczej nie zatrzymamy się, nie zawrócimy z obranej drogi prowadzącej prosto w przepaść. A światełkiem w tunelu jest fakt, że im głupsi, tym łatwiej sterowalni…

    1. Przeglądam jakie książki mogę kupić. I znalazłam tam ciekawy opis wydawcy. Czas teraźniejszy.

      Wielka księga siusiaków – opis wydawcy:
      Wielka księga siusiaków powstała w wyniku wizyt Autorów w szkołach i na obozach pisarskich, podczas których rozmawiali o siusiakach i męskości, a uczniowie dzielili się później w listach swoimi najskrytszymi myślami. Książka powstała w odpowiedzi na pustkę edukacyjną i nieprzygotowanie nauczycieli do rozmów o wychowaniu seksualnym w Szwecji. W Polsce sytuacja jest dużo gorsza, czasem w ogóle nie ma w szkołach podstawowych zajęć na ten temat. Nauczyciele omijają zagadnienia trudne czy wstydliwe, a uczniowie cieszą się, że nie będą musieli nudzić się na bezsensownej lekcji. Czasem wyśmiewają nauczyciela, który nie ma przygotowania do prowadzenia lekcji Przysposobienia do Życia w Rodzinie.
      Oto fragment wstępu: „Pani napisała na tablicy dwa słowa: penis i wagina.
      Zaczerwieniła się i umilkła. Chichotaliśmy. Nie padło ani jedno rozsądne zdanie. Pani się rozzłościła i wyszła z klasy przed końcem lekcji. Kiedy ktoś z nas zapytał, dlaczego mieliśmy tylko jedną godzinę wychowania seksualnego, usłyszeliśmy w odpowiedzi, że sami jesteśmy sobie winni. Nie potrafiliśmy się zachować i jeszcze nie dojrzeliśmy do tego. Ile razy myślę o tym teraz, jestem zły. Już za moich czasów w programie nauczania było powiedziane, że wszystkie dzieci mają prawo do wychowania seksualnego. Ale nawet dzisiaj wielu nauczycieli zwyczajnie to odbębnia, bo nie ma odwagi porozmawiać poważnie o tak drażliwych sprawach. Mogłem ich zrozumieć dwadzieścia pięć lat temu, ale teraz?!” Autorka   Gunilla Kvarnstrom.

      Jeśli w krajach bardziej oświeconych są takie problemy oświatowe, to o czym mówić u nas, gdzie na straży stoi ksiądz?

      1. To nie ksiądz moim zdaniem. To wpajana od oseska, wszechobecna w mediach obsesja na punkcie „tych spraw”. Zwróć uwagę, że z seksem wszystko kojarzy się wręcz obsesyjnie dwóm środowiskom — prawicowym narodowcom i lewicowym feministkom. Oczywiście pobudki są inne. Dla pierwszych seks, golizna to zgorszenie, dla drugich molestowanie i poniżenie. Ale walczą ramię w ramię.

        Pamiętam swoje pierwsze doświadczenie w tej materii. Otóż wyśpiewywaliśmy z kolegami pieśń patriotyczną wrzeszcząc „Szumi dokoła las, dziadek na babkę wlazł. Co ci przypomina, co ci przypomina łóżko i pierzyna”. Dla nas to było śmieszne i nic więcej. Jak to zaśpiewałem ojcu ten zrobił się czerwony, a potem jeszcze bardziej czerwony i naryczał na mnie, że nie wolno. Nic nie rozumiałem. Nie wolno? Dlaczego? Przecież to śmieszne. Teraz wiem co mu się kojarzyło i z czym. Też bym tak reagował jak byłbym po rozwodzie i nie miał z kim. Zważ, że największą obsesję mają właśnie ci, którzy maja nieudane pożycie. I trudno się dziwić, skoro stale są na głodzie…

        1. Może i samotność w łóżku była powodem. Ale uważam, że powodem było wychowanie dość rygorystyczne. O „pewnych sprawach” nie rozmawiało się. To pozostałość po XIX wieku. Poza tym rodzicom jest niewygodnie rozmawiać, uświadamiać dzieci. Dzieciom także jest nieswojo.

          Co do piosenki, to znałam tylko pierwsze zdanie. Drugie jest jeszcze zabawniejsze. Przypomniała mi  mój „czas durny i chmurny”, ale jakże szczęśliwy.