Masz prawo zostać nabitym w butelkę

Na bilbordzie olbrzymi plakat. Na plakacie zachęta: Puść wodze fantazji z mini ratką. Pożyczka gotówkowa. Niskie oprocentowanie 7,77%. Pod spodem, dużo mniejszymi literami: RRSO wynosi 21,87% przy następujących założeniach: całkowita kwota kredytu (bez kredytowanych kosztów) 11.433,47 zł, oprocentowanie zmienne 7,77%/rok, całkowity koszt kredytu 6.720,13 zł. w tym: prowizja 963,22 zł (7,77%), odsetki 3153,60 zł. koszt ubezpieczenia w wariancie podstawowym 2603,31 zł; całkowita kwota do zapłaty 18 153.60 zł, płatna w 60 ratach miesięcznych po 302,56 zł. Jak więc widać pożyczając 11.433,47 zł trzeba będzie oddać 18.153,60 czyli ponad 50% więcej. Rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) wynosi aż bez mała 22%. Ale nie to jest najważniejsze. Ważniejsze jest to, że od lat banki zmuszają klientów do „ubezpieczania” kredytów, które żadnym ubezpieczeniem nie jest.

Udzielając kredytu banki na ogół wciskają klientom ich ubezpieczenie. Oczywiście jest to praktyka niezgodna z prawem i oczywiście mało kogo to obchodzi, a już tak zwanego wymiaru sprawiedliwości wcale. Klienci zaś słysząc o ubezpieczeniu nie protestują, bo wydaje im się, że ubezpieczają się naprawdę. Prawda zaś jest taka, że — jak czytamy w aneksie do raportu Rzecznika Ubezpieczonychtekst ogólnych warunków ubezpieczenia lub wyciąg z nich był przekazywany dopiero po podpisaniu stosownych oświadczeń albo też w ogóle nie został doręczony. Czasami zaś zakres ubezpieczenia, do którego przystępuje klient banku, ma się nijak do jego indywidualnej sytuacji. Aleksandra Wiktorow, rzecznik ubezpieczonych, szczegółowo przestudiowała bilanse towarzystw ubezpieczeniowych, które — teoretycznie — mają przejmować odpowiedzialność za tych ubezpieczonych kredytobiorców, którym przydarzyło się nieszczęście. Teoretycznie, bo oczywiście nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności. Ten zarzut padł po raz pierwszy w raporcie sporządzonym — uwaga! — w 2007 roku!

Pięć lat później (sic!), w 2012 r. zastrzeżenia Rzecznika Ubezpieczonych potwierdziła Komisja Nadzoru Finansowego. W piśmie skierowanym do prezesów zarządów banków i zakładów ubezpieczeń zwrócono uwagę na „nieprawidłowości w obszarze ubezpieczeń traktowanych jako zabezpieczenie kredytu”. Co na to banki? Nie przejęły się ani zwróconą uwagą, ani „nieprawidłowościami w obszarze”. Ponieważ kompletnie im nie zależy na tym, by ubezpieczyciel ubezpieczający pożyczkę przejmował na siebie finansową odpowiedzialność. Nie tylko dlatego, że zarówno bank udzielający pożyczki jak i ubezpieczyciel należą często do tego samego właściciela. Także dlatego, że tylko znikoma część składki płaconej przez klienta przeznaczana jest na ochronę ubezpieczeniową. Większość jako „prowizję” przywłaszcza sobie bank. Dwa lata później, czyli w 2014 roku NIK stwierdził, że ponad 60% wzorców umów stosowanych przez podmioty rynku finansowego w relacjach handlowych z konsumentami zawierało postanowienia niezgodne z przepisami lub naruszające interesy konsumentów.

Już za dwa miesiące, od kwietnia, ten chory proceder ma zostać ukrócony przez Komisję Nadzoru Finansowego. Trudno jednak nie zauważyć, że kwitł bez przeszkód od dawna, a na pewno od 2007 roku, gdy powstał wspomniany wyżej raport. Przez 8 (słownie: osiem) lat organa państwa odpowiedzialne za przestrzegania prawa przyglądały się „nieprawidłowościom w obszarze” i nie robiły nic. Zyski banków w 2014 roku przekroczyły 16 mld zł, w poprzednich latach były podobne. Jaka ich część pochodzi ze sprzedaży fikcyjnych polis nie ubezpieczających od niczego? Dlaczego państwo pozwala oszustom latami bogacić się kosztem oszukiwanych? Czy kraj, w którym przymyka się oczy na łamanie prawa na gigantyczną skalę można nazwać państwem prawa?

 

Opracowano na podstawie artykułu Joanny Solskiej Bajki banków z nr 12 (3001) Polityki z 18 marca 2014 roku.

Dodaj komentarz