Masz prawo być kneblowany

Z jednej strony media gardłują za bezwzględnym usuwaniem niedopuszczalnych według dziennikarzy treści. Z drugiej strony ustawodawca, Unia, wprowadza przepisy obligujące firmy internetowe do usuwania treści „szkodliwych” lub „nielegalnych”. Ponieważ nigdy nie chodzi o to, by problem rozwiązać, ale o to, by go odfajkować, więc próżno szukać definicji szkodliwości i nielegalności. Dzięki temu firmy internetowe dostały zgodne z prawem narzędzia cenzorskie, które wykorzystują po uważaniu. A ponieważ za nieusunięcie grożą kary, więc na wszelki wypadek wolą usuwać za dużo niż za mało.

Andrzej Andrysiak, prezes Rady Wydawców Stowarzyszenia Gazet Lokalnych poinformował, że posty informujące o proteście, umieszczone przez część z lokalnych wydawców na ich stronach na Facebooku są blokowane.

Nawet dla dziecięcia w przedszkolu jest jasne, że wszelkie materiały krytyczne, obnażające naganne praktyki big  techów, a zwłaszcza protesty i inne i działania na ich szkodę są — z ich punktu widzenia — niedopuszczalne, więc należy je blokować. Trzeba więc nisko pokłonić się tym, którzy walczą o wolność słowa za pomocą cenzury. Jednak nożyczek nie oddają ani w ręce sądów, ani instytucji państwowych, lecz wciskają prywatnym podmiotom. Z jakąż troską wybrańcy narodów pochylają się nad maluczkimi, którzy ich wybrali, jak troszczą się o ich morale i w ogóle.

Jedną z fundamentalnych kwestii, którą posłowie do PE chcieli uwzględnić, jest ochrona użytkowników przed szkodliwymi lub nielegalnymi treściami. Według posłów, dobrowolne działania platform w tym zakresie były niewystarczające. Posłowie chcieli jasnych, ogólnounijnych zasad moderowania treści, stosując mechanizm zgłaszania i usuwania nielegalnych treści. Przyjęte przepisy mają zapewniać, że mechanizm:
• jest skuteczny — użytkownicy będą mieli możliwość łatwego powiadamiania pośredników internetowych o potencjalnie nielegalnych treściach online, aby mogły zostać szybko usunięte
• nie jest nadużywany — w przypadku, gdy treść zostanie oznaczona lub usunięta, poszkodowani użytkownicy zostaną powiadomieni i będą mieli możliwość odwołania się od decyzji do krajowego organu rozstrzygającego spory
• szanuje prawa i wolności użytkowników, takie jak wolność wypowiedzi i wolny dostęp do informacji, aby pośrednicy internetowi usuwali nielegalne treści w sposób rzetelny, proporcjonalny i niedyskryminujący oraz nie usuwali treści, które nie są nielegalne

Koń by się uśmiał. Z jednej strony sankcjonowany jest swego rodzaju lincz — anonimowy pracownik korporacji ma być sędzią i katem zarazem. Ma zdecydować, które treści stanowią zagrożenie lub są nielegalne i powinny być usunięte, a które nie. Z drugiej strony postawiono na donosicielstwo, czyli „powiadamianie”. Jeśli ktoś napisze, że jakaś nobliwa dama w różowej sukni z rozcięciem do szyi wygląda jak kobieta lekkich obyczajów, a ktoś go zadenuncjuje, to korporacyjny cenzor, zwany dla niepoznaki moderatorem, ma dylemat — to hejt, krytyka czy zniewaga? A może jak najbardziej niewinna i dopuszczalna opinia względnie krytyka?

Żadna firma nie jest w stanie śledzić milionów wpisów. Big techy zostały więc zobligowane do wdrożenia narzędzi, które automatycznie wyłapią wszelkie uchybienia i naruszenia i usuną je. No i automaty zdały egzamin śpiewająco.

Konta festiwalu i Fundacji Olgi Tokarczuk były blokowane przez Facebook i Instagram, dochodziło do też usuwania postów albo relacji na żywo. Jak mówiła „Wyborczej” Dorota Oczak-Stach z Fundacji Olgi Tokarczuk, „odwołaliśmy się, ale Meta działa powoli”.

Żeby było śmieszniej tylko w internecie mizoginizm, hejt, ksenofobia, homofobia, rasizm i wszelkie inne izmy i fobie są niedopuszczalne i należy z nimi walczyć. Politycy nie muszą gryźć się w język, hamować, mogą wygadywać dowolne bzdury, a nawet wzywać do przemocy, ponieważ ich wolność słowa jest święta i nikt nie ma prawa im niczego zabraniać. Co prawda Trump został zablokowany, ale Putin już nie. A żeby było bardziej sprawiedliwie często nie są blokowane konta sprawców, lecz ofiar. Festiwal Góry Literatury był blokowany, bo „życzliwi” zgłaszali i atakowali jego konta.

– My nie możemy tam publikować, pozostali użytkownicy nie mają możliwości oznaczania nas. Odwołaliśmy się, ale Meta [właściciel m.in. serwisów Facebook i Instagram – red.] działa powoli – podkreśla Dorota Oczak-Stach z fundacji.

– Mamy też do czynienia ze zgłoszeniami oraz atakami na nasze konta na Facebooku, co rusz blokowane są poszczególne posty. Trwa również ofensywa wulgarnych komentarzy, w których profile o wątpliwej autentyczności ubliżają zarówno nam, jak i naszym gościom oraz gościniom, w tym Oldze Tokarczuk, Agnieszce Holland, Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, Sylwii Spurek czy Sylwii Chutnik. Obserwujemy to czujnie, staramy się usuwać wszelkie nienawistne treści – zapewnia Oczak-Stach.

Sylwia Spurek ubolewała na hejt w internecie. Sylwia Chutnik też się żaliła. Wygląda na to, że już zaczynają odnosić pierwsze zwycięstwa. Tyle, że pyrrusowe. Nie tylko bowiem ze słowem jeszcze nikt nie wygrał, ale także bardzo często ten, kto mieczem wojuje od miecza ginie.

Dodaj komentarz