Kosmodrom we Włoszczowej

11 kandydatów na stanowisko prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej na wyścigi deklaruje jakie zmiany wprowadzi, co umożliwi, czego zabroni, co zmieni a czego nie. Na przykład kandydat z ramienia PiS-u, Andrzej Duda zapowiedział, że jeśli zostanie wybrany, to jednym z pierwszych projektów będzie ustawa przywracająca poprzedni wiek emerytalny. Jednakowoż analiza obietnic kandydatów kompletnie pozbawiona jest sensu. Co by nie powiedzieli, czego by nie obiecali… kłamią. Bo są to obietnice bez pokrycia. Dlaczego? To banalnie proste. Dlatego, że w Polsce to sejm jest ciałem ustawodawczym, a rząd i prezydent wykonawczymi. Z tym, że prerogatywy prezydenta są tak okrojone, że jego rola sprowadza się w zasadzie do zadań reprezentacyjnych. Owszem, prezydent ma tak zwaną „inicjatywę ustawodawczą”, ale bez trudu znajdziemy wielu obywateli, którzy mają prawo, a mimo to kompletnie nic z tego nie wynika. Przypomnijmy art. 10. konstytucji:

1. Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.

2. Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent RP i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały.

Weźmy taki sejm. Sejm jest ciałem ustawodawczym. I jako taki ma nie tylko prawo, ale i obowiązek tworzyć prawo, uchwalać ustawy, reagować na nieprawidłowości i dokonywać korekt. I co? I od dłuższego czasu aktywność sejmu w tym zakresie jest niemal zerowa, ponieważ projekty ustaw zgłasza ciało wykonawcze, czyli rząd i — ostatnio — prezydent.

Aby zrozumieć dlaczego kandydaci na prezydenta plotą duby smalone przywołajmy przykład urzędującej głowy państwa, która wywodząc się z partii rządzącej ma — teoretycznie — zaplecze polityczne. W grudniu ubiegłego roku pan prezydent złożył w sejmie projekt nowelizacji Ordynacji podatkowej. Jak czytamy na stronie prezydenta projekt zakłada wprowadzenie zasady, zgodnie z którą wszystkie wątpliwości w procesie wydawania decyzji podatkowych i wyroków sądowych rozstrzygane będą na korzyść podatników. Dodatkowo prezydent proponuje wprowadzenie ściśle określonego terminu przedawnienia. Chodzi o to, by administracja podatkowa nie mogła w nieskończoność prowadzić postępowania. Aby nie można było narażać podatnika, przedsiębiorcy na ekonomiczną ruinę poprzez zajmowaniem jego majątku tylko dlatego, że urzędowi nie starczyło ustawowego czasu na rozstrzygnięcie kwestii. Oprócz tego prezydent chce także  ograniczenia rygoru natychmiastowej wykonalności decyzji. Często absurdalnych i krzywdzących dodajmy od siebie.

Projekt został złożony w sejmie w grudniu zeszłego roku i… leży. Rząd do dziś nie wydał o nim opinii. Co prawda ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej, ale kto by się tym przejmował? Choć sejm jest od ustaw, to opiniuje rząd, bo sejm najwyraźniej reaguje tylko na polecenia liderów partyjnych…

Wygląda na to, że koledzy partyjni pana prezydenta postanowili utrudnić mu kampanię i uniemożliwić wygraną w pierwszej turze. Z kolei prezydent też zachowuje się tak, jakby nie zależało mu ani na zwycięstwie, ani na podatnikach — nabrał wody w usta i nie upomina się o swój projekt. Jak widać nawet prezydent posiadający zaplecze, wywodzący się z rządzącego ugrupowania nie ma żadnych szans na przeforsowanie swoich pomysłów. O czym więc opowiadają kandydaci nie mający niemal żadnego zaplecza w sejmie? W jaki sposób zrealizują swoje pomysły?

Z drugiej strony wydawać by się mogło, że po 25 latach demokracji, jaka by ona nie była, można już z grubsza (z)orientować się kto na jakim stanowisku co może, a czego nie może. Jak wygląda stanowienie prawa i kto to prawo uchwala. I dlaczego ani prezydent, ani rząd. Owszem, gdyby prezydentem został Donald Franciszek Tusk czy Jarosław Aleksander Kaczyński podwładni z partii posłusznie uchwalaliby wszystko co każe. Ale i to nie na pewno, bo prezydent nie może być szefem partii (art. 132. konstytucji: Prezydent Rzeczypospolitej nie może piastować żadnego innego urzędu ani pełnić żadnej funkcji publicznej, z wyjątkiem tych, które są związane ze sprawowanym urzędem), więc zostałby wybrany nowy szef. I jemu, a nie urzędującemu jako prezydent, partia przysięgałaby miłość, szacunek i posłuszeństwo bez granic.

Z trzeciej strony… 400 lat temu Jan Sariusz Zamoyski herbu Jelita sformułował tezę, że Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie. A ponadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywateli. 400 lat to za mało, aby do Polaków ta prawda nie tylko dodarła, ale by zechcieli wyciągnąć z niej wnioski i zastosować w praktyce. Z kolei w XVIII wieku dzięki knowaniom kleru ze wsparciem Watykanu Polska zniknęła z mapy świata na długie dziesiątki lat. W XXI wieku Polacy powtarzają każdy z popełnionych niejednokrotnie wielokrotnie błędów, znowu wydając kraj na łaskę i niełaskę Watykanu. Czy naród nie wyciągający żadnych nauk z klęsk i pogromów, z tragedii swoich przodków, na kolanach powtarzający w nieskończoność te same błędy ma jakąkolwiek szansę? Co znaczą słowa Polska, ojczyzna w uszach tych, którzy zmuszeni są opuścić tę zroszoną krwią przodków krainę w poszukiwaniu normalności? Krainę, w której władza traktuje obywateli jak zarządca kolonii, brakuje żłobków, więzienia są przepełnione, ale co krok to kościół, a w sądzie dynda sędziemu na piersi olbrzymi krzyż?

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. Bardzo ciekawa analiza pokazująca kto ile w Rzeczpospolitej może. Pokazuje także układanie przepisów, praw nie dla dobra wspólnego, a dla korzyści chwilowych. Podobno istniejąca w Sejmie Komisja mająca sprawdzać czy jedne przepisy nie kolidują z innymi….istnieje na papierze. Jest, „a jakoby jej nie było”. Projekty ustaw robione na kolanie, chybcikiem, pod aktualne potrzeby, a nie jako wykładnia prawa na lata, są normą. Czy to słowo tu pasuje? Bo norma, to coś trwałego, a nie jak dotychczas zmiennego, ciągle poprawianego. W tym gąszczu poprawek, usprawnień gubią się i prawnicy i sądy i urzędy skarbowe oraz wszelkie inne instytucje i uciążliwy dodatek obywatele. Rekord to wniesienie poprawki w tydzień po ustaleniu ustawy. Bo coś tam przeoczono.

    Teraz nie dobro obywateli jest celem polityków. Ich celem, powodem działania jest wzór jedyny sam w sobie. Rydzyk, ze swoim cwaniactwem, naciąganiem, bezkarnością. To taką znajomością chwali się wicepremier ds gospodarki Piechociński. Jeden cwaniak, niedouk, składa hołdy podobnemu sobie. Cóż więc chcieć, czego oczekiwać?

    „Nierządem Polska stoi – nieźle ktoś powiedział,
    Lecz drugi odpowiedział, że nierządem zginie.
    Pan Bóg nas ma jak błaznów. I to prawdy blisko,
    Że między ludźmi Polak jest Boże igrzysko.”

    Krzysztof Opaliński 1650 r

    Rzeczpospolitej jeszcze w tym ogólnym chaosie brakuje jednego prawa-nieszczęścia: Liberum veto! W wykonaniu PIS już jest codziennością…