Mamy zmiany

W Starachowicach prezes Kaczyński powiedział rzecz zdumiewającą. Powiedział mianowicie, że przeprowadzane zmiany nie mają na celu poprawy warunków życia, umocnienia gospodarki, wzmacniania pozycji Polski na arenie międzynarodowej.  Przeprowadzamy zmiany, które mają na celu przywracanie wartości, które były bliskie mojej mamie. Napotykamy przy tym trudności i znajdujemy się pod bardzo silnym naciskiem i wewnętrznym, i zewnętrznym. Zapewniam państwa, że ten nacisk nie powstrzyma naszej drogi i się na niej nie zatrzymamy. Jak może wyglądać dalszy ciąg? Historia oceni nasze działania. Nie obeszło się bez potknięć. Wyciągamy z nich wnioski. Przede wszystkim jednak minione miesiące były dla rządu czasem pracowitym, borykaniem się z ogromnymi trudnościami. Niestety – gospodarkę narodową uczyniono areną walki politycznej. Rozmyślne torpedowanie rządowych poczynań sprawiło, że efekty są niewspółmierne do włożonego wysiłku, do naszych zamierzeń. Nie można odmówić nam dobrej woli, umiaru, cierpliwości. Czasem było jej może aż zbyt wiele. Nie można nie dostrzec okazywanego przez rząd poszanowania umów społecznych. Szliśmy nawet dalej. Inicjatywa wielkiego porozumienia narodowego zyskała poparcie milionów Polaków. Stworzyła szansę rozszerzenia zakresu reform.

Wydawać by się mogło, że jeśli z kierunkiem przeprowadzanych zmian, które mają na celu przewracanie, większość społeczeństwa nie zgadze się, nie oczekuje ich i nie chce, to należałoby się od nich powstrzymać. Tym bardziej, że Polska jest częścią większej całości, z którą także musi się liczyć. Poza tym czy aby na pewno demontaż instytucji państwa demokratycznego to przywracanie wartości, które były bliskie mamie p. Kaczyńskiego?

Starsi pamiętają Stan Wojenny i związane z nim obostrzenia. Władza wtedy mogła wszystko i nie musiała nikogo pytać o zgodę. Służby podlegały partii i pozostawały poza jakąkolwiek społeczną kontrolą. Czasem nawet urywały się ze smyczy, jak choćby w sprawie księdza Jerzego Popiełuszki. Podsłuch, podglądanie osób w „pomieszczeniach, środkach transportu lub miejscach innych niż publiczne”, kontrola korespondencji, kontrola przesyłek, uzyskiwanie danych z „informatycznych nośników danych, telekomunikacyjnych urządzeń końcowych, systemów informatycznych i teleinformatycznych” to jednak nie obostrzenia Stanu Wojennego, lecz codzienność pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Takie uprawnienia daje służbom znowelizowana ustawa o policji, która zacznie obowiązywać już od lutego.

Poprawki opozycji i wszystkie uwagi organizacji pozarządowych zostały zignorowane. Posłowie do niedawna rządzącej partii opozycyjnej generalnie byli przeciw, ale dwoje wstrzymało się od głosu. Najwidoczniej nie chcieli być oskarżeni o wpychanie kija w szprychy postępu i dobrej zmiany. To sugeruje, że nie tyle nie mogą nic zrobić, ile nie chcą.

Jedną z dobrych zmian jest na przykład prawo do monitorowania danej osoby w sieci kiedy tylko funkcjonariuszowi lub politykowi przyjdzie ochota. Służby będą bowiem śledzić internautów po to, by „zapobiegać lub wykrywać przestępstwa”. Czyli podsłuchujemy, a gdy wreszcie delikwent coś chlapnie dopasowujemy paragraf i wkraczamy. O czymś takim marzyli wszyscy wielcy, którym jednak pomników nikt nie stawia. Czy służby mając takie uprawnienia zapewnią bezpieczeństwo? Oczywiście, że nie zapewnią, bo będą zajmować się śledzeniem przeciwników politycznych i zbieraniem haków na swoich. Na wszelki wypadek, jakby im przyszło do głowy kogoś zwolnić lub szykanować. A to oznacza, że w Polsce de facto władzę będą sprawować służby specjalne.

Jak mantrę politycy PiS i nie tylko oni powtarzają zapewnienie, że uczciwi nie mają się czego bać, a zmiany są potrzebne po to, by „walczyć z przestępcami”. Niestety, problem polega na tym, że nieuczciwi bardzo często nie są obywatele, lecz politycy. A zmiany idą w kierunku powierzenia im pełnej kontroli nad wszystkim. Policja sobie nie radzi, prokuratura sobie nie radzi, sąd sobie nie radzi, ale jak tym zacznie sterować polityk, i to jednej, ściśle określonej opcji, to sobie poradzą. Albowiem na tym właśnie polegają zmiany, na ręcznym sterowaniu zarówno służbami, jak i prokuraturą oraz sądami poza wszelką kontrolą. Polacy są niezadowoleni z pracy sądów, przekonują rządzący. Będą zadowoleni gdy polityk wskaże winnego, prokurator oskarży, a sąd skaże. A jak ukarze niesłusznie? Do kogo pokrzywdzony będzie mógł się zwrócić? Kto przyzna się do błędu, skoro na każdym kroku politycy idą w zaparte, jak chociażby w sprawie obniżenia przez agencję Standars & Poor’s (S&P) ratingu? Zamiast uderzyć się w piersi przyznając, że się zagalopowali, przystąpili do dezawuowania instytucji i umniejszania jej roli. To „decyzja polityczna” przekonują, jakby demontaż Trybunału, służb specjalnych czy wymiaru sprawiedliwości były decyzjami gospodarczymi.

Warto więc przestać czarować się, zaklinać rzeczywistość i wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy. A prawda jest brutalna — władza, która osłabia czy wręcz likwiduje niezależność instytucji stojących na straży stabilności politycznej, a tym samym i gospodarczej, nie jest wiarygodna. Bo dziś przejmie media publiczne i sparaliżuje Trybunał Konstytucyjny, a jutro podporządkuje sobie bank centralny. Przecież politycy rządzącego obozu wprost deklarują, że mając większość mają prawo decydować bez oglądania się na opinię publiczną, instytucje czy organizacje. Uważają ponadto, że nikt nie ma prawa „przeszkadzać w przeprowadzaniu dobrych zmian”. Jednak z punktu widzenia rynków finansowych, a także interesów obywateli, te zmiany wcale nie są dobre. Polska jest za biedna, żeby stawiać warunki…

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. „Warto więc przestać czarować się, zaklinać rzeczywistość i wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy”

    By umieć tak zrobić to trzeba mieć silny charakter, posiadać umiejętność krytycznego spojrzenia i zmiany oceny zdarzenia. Czyli (według już nowego słowa w języku polskim, albo tylko slangu grupy) trzeba mieć jaja. Co oznacza i siłę charakteru i umiejętność wychodzenia z niekorzystnych zdarzeń. Uparte trwanie przy swoim nie świadczy dobrze o pomysłodawcy.

    Małe złego początki  wzrastają z uporu.* A potem to co złe, nieprawidłowe narasta, aż jak lawina zmiecie. Gdyby tylko rządzących, a co jeśli cały wysiłek pracujących, budujących gospodarkę? Dlatego za I.Krasickim tu po raz drugi powiem: Miłe złego początki, lecz koniec żałosny*

    Przeprowadzamy zmiany, które mają na celu przywracanie wartości, które były bliskie mojej mamie.”

    Mnie nawet nie interesuje, co mamie pana Kaczyńskiego podobało się, jakie to były wartości. Patrząc na efekty… i człowieka egoistycznego, samolubnego, mściwego, autorytarnego – to niezbyt mi się podoba.

    autorytaryzm: [łac. auctoritas ‘powaga’, ‘wpływ’], system rządów powstałych w opozycji do rządów demokratycznych z powodu ich niedowładu.

    Potocznie zwany „rządami mocnej ręki”; wprowadzenie rządów autorytarnych odbywa się z reguły przez zamach stanu; przejmujący władzę dyktator na ogół opiera się na armii, aparacie biurokratycznym lub specjalnie wykreowanym ruchu społecznym; autorytaryzm jest systemem bardziej pragmatycznym niż ideologicznym; większą rolę odgrywa w nim władza wykonawcza niż ustawodawcza; władza wykonawcza podejmuje decyzje, ograniczenie zaś władzy parlamentu polega na tym, że nie może on pozostawać w opozycji do władzy wykonawczej;

    Autorytaryzm nie likwiduje instytucji demokratycznych: pozostawia je pod warunkiem, że będą bezwolne, dotyczy to parlamentu, ale także samorządu; wiele spraw ekonomicznych (swobody gospodarcze), społecznych, religijnych, kulturalnych jest pozostawionych aktywności indywidualnej**

    *Ignacy Krasicki
    **Encyklopedia PWN