Limit bez żadnego limitu

Wydawać by się mogło, że bajania przedstawicieli Platformy Obywatelskiej w sprawie służby zdrowia na nikim nie zrobią większego wrażenia. Okazuje się jednak, że robią. Wojciech Zimiński pomysł, żeby w limitowanej liczbie szpitali lekarze przyjmowali bez limitu uznał za rozsądny. Chodzi o decyzję, której „nikt jeszcze nigdy w Polsce nie podjął” — Sto największych szpitali, 100 najlepszych szpitali musi zacząć pracować pełną mocą, bez żadnych limitów i ograniczeń. Wojciech Zimiński z racji wieku powinien pamiętać czasy, w których wydzielenie 100 (albo i więcej) sklepów i przekształcenie ich w tak zwane sklepy komercyjne nie zlikwidowało kolejek i nie wpłynęło w istotny sposób na zaopatrzenie.

W sklepach komercyjnych można było nieco drożej kupić produkty, których upolowanie w zwykłych graniczyło z cudem. Z początku półki, oczywiście jak na ówczesne standardy, uginały się pod ciężarem towarów, głównie konserw mięsnych, ale po niedługim czasie i one opustoszały.

Wyobraźmy sobie, że mamy flotyllę zdezelowanych samochodów dostawczych. Paliwa jednak nie można kupić na wolnym rynku. Jego dystrybucją zajmuje się Narodowy Fundusz Zaopatrzeniowy, który kontraktuje usługi u poszczególnych przewoźników w oparciu o prognozy zapotrzebowania na usługi przewozowe. Przewoźnicy, w większości prywatni, działają na wolnym rynku, a państwowy monopolista — Narodowy Fundusz Zaopatrzeniowy — podpisuje umowy z kim chce, płaci po uważaniu, często wcale, więc permanentnie brakuje na paliwo. I oto nagle pojawia się cudotwórca rzucając hasło „Dość limitów! Przelejmy paliwo z wszystkich samochodów do stu wybranych i niech sobie jeżdżą bez ograniczeń”.

Jak to się dzieje, że przez tyle lat politykom udaje się utrzymywać aprobatę społeczną dla kosztującej zdrowie i życie, marnotrawnej fikcji? Z prozaicznego powodu — populiści skutecznie przekonali pacjentów, że służba zdrowia jest „państwowa” i dzięki temu, a nie dzięki składkom, jest „darmowa”. Państwowy w tym systemie jest płatnik — monopolista, który zbiera składki i wydaje je poza wszelką kontrolą. Prawda jest taka, że czy się to komuś podoba czy nie opieka zdrowotna jest piekielnie droga i żadne krzyki i płacze nie sprawią, że będzie inaczej. W tej chwili cały system stoi na głowie — urzędnik decyduje ile „procedur” zakontraktuje, a zadaniem chorych jest zmieścić się w limicie. Zniesienie limitów jest niemożliwe, ponieważ w krótkim czasie doprowadzi do bankructwa całego systemu. Arłukowicz doskonale to rozumie, dlatego chce znieść limity w limitowanej liczbie szpitali. Skutek będzie zaś taki, że w niedługim czasie te szpitale kompletnie się zatkają, a pozostałe w ogóle nie będą w stanie działać. Ktoś, kto twierdzi, że nie trzeba zmieniać reguł, nie trzeba wprowadzać rynkowych zmian bo wystarczy „zwiększyć nakłady na ochronę zdrowia” żeby wszystko zaczęło działać po prostu kłamie.

Temat wałkowaliśmy wielokrotnie (chociażby tu, tu, tu i tu), więc tylko pytanie do Zimińskiego: ile należy wydawać na paliwo, żeby syrenka jeździła jak mercedes?

Dodaj komentarz