Lepsza jest śmierć niż przykre życie i lepszy wieczny odpoczynek niż stała choroba

Co się stanie jeśli spróbuje się na morzu kapitalizmu wybudować wyspę socjalizmu? Nic wielkiego – ludzie po prostu będą przymierać głodem, będzie brakować wszystkiego, łącznie z papierem toaletowym i chlebem. Kuba, a zwłaszcza Korea Północna jest tego najlepszym dowodem. Czego jednak dowodem jest tworzenie wyspy realnego socjalizmu w kraju od dwóch dekad budującym kapitalizm i rządzonym od dwóch kadencji przez partię liberalną w koalicji z chłopską?

Tow. Łapiński z poparciem tow. Millera i tow. Kwaśniewskiego cofnął reformę służby zdrowia dostosowującą ją do działania w warunkach gospodarki wolnorynkowej. Powstała pierwsza duża oaza realnego socjalizmu. Towarzysze siegnęli po stare, sprawdzone rozwiązania. Na przykład kontraktację trzody chlewnej przekształcili w tak zwaną „kontraktację usług medycznych”. Dzięki temu znowu możemy słyszeć o „klęsce urodzaju”, w tym przypadku określonej eufemizmem „nadwykonania”, bo zwiększony popyt to dla socjalistycznej placówki tragedia i straty.

Teraz, po czterech latach ciężkiej i wytężonej pracy liberalnej minister zdrowia w liberalnym rządzie nadeszła pora na kolejne osiągniecie socjalizmu – system nakazowo rozdzielczy w aptekach. Bo jaki interes pracownik ministerstwa ma w tym, że hurtownie same negocjują ceny? Żadnego. Dlatego teraz samo  ministerstwo „negocjuje” ceny z prywatnymi producentami leków. Co z tego będzie miał pacjent? Pewność, że nigdzie niczego nie kupi taniej (chyba że zagranicą).

I co z tego, że od początku było wiadomo, iż leków braknie? Nic, bowiem towarzysz tow. Łapińskiego ma na względzie tylko dobro pacjentów. Wyłącznie zdrowych. Chorzy sami sobie winni. Wystarczy spytać ministra sprawiedliwości. Zasłużyli, bo grzeszyli, wiec zostali ukarani. Ministerstwu nic do tego. Weźmy taki humalog – popularną insulinę za 40 złotych i 84 grosze. Tyle kosztuje w każdej aptece, bo od stycznia ceny leków są w Polsce, jak po reformie Hilarego Minca, urzędowo ustalane. Teoretycznie tyle kosztuje, bo jest nie do kupienia. Dlaczego skoro producent dostarcza – do czego obliguje go ustawa – hurtowniom lek w ilości zaspokajającej krajowe potrzeby? Bo z hurtowni do aptek nie trafia z prozaicznego powodu – polska cena jest o wiele niższa niż chociażby w Niemczech. Więc – co oczywiste – tamtejsi pośrednicy kupują w naszych hurtowniach. Zaś hurtownie skwapliwie sprzedają za granicę, bo chcą – co również oczywiste – zarobić. Ustawa refundacyjna tak żarliwie broniona przez tow. Arłukowicza narzuciła bowiem hurtowniom sztywne marże. Ale obowiązują one tylko w obrocie krajowym. Problem oczywiście dotyczy nie tylko insuliny i nie tylko Niemiec – okresowo brakuje w aptekach różnych leków na różne choroby.

W tej sytuacji diabetolodzy proponują pacjentom środki zastępcze. Tyle, że zmiana leku nie jest taka prosta. Bo często powoduje powikłania. A na szybką pomoc specjalisty ma szansę tylko część chorych – ci z większych miast i z grubszymi portfelami, których stać na prywatne wizyty. Ci, których nie stać, a pogorszenie stanu zdrowia nie pozwala spokojnie czekać w kilkumiesięcznej kolejce natychmiast zgłoszą się do lekarza, inni wezwą karetkę, u kolejnych wahania cukru będą pracować na przyszły udar czy zawał. To wszystko naraża NFZ na dodatkowe koszty.

Brak umiejętności liczenia, kalkulowania kosztów to jedna z permanentnych bolączek realnego socjalizmu. Do towarzyszy nigdy nie dotarło, że gospodarka to system naczyń połączonych. Że zmiany w jednym miejscu pociągną skutki w innym, a nieprzemyślane, idiotyczne oszczędności zawsze w rezultacie przynoszą straty. Tylko czy tu naprawdę chodzi o dobro pacjenta i o oszczędności? Jest rok 2012. Niemal 7. rok rządzi prawica, która w swych programach wyborczych obiecywała likwidację NFZ. Zaś zaledwie 8 (słownie: osiem) lat temu przyjęto ustawę*, w której zapisano:

1. Dokumentem potwierdzającym prawo ubezpieczonego do świadczeń opieki zdrowotnej oraz umożliwiającym potwierdzanie wykonania świadczeń opieki zdrowotnej jest karta ubezpieczenia zdrowotnego

oraz

2. Karta ubezpieczenia zdrowotnego jest kartą typu elektronicznego.

W tej sytuacji nie pozostaje nic innego, tylko wrócić do korzeni**. Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone. Na szczęście koalicyjny rząd Donalda Tuska nie zreformował jeszcze twardo i odważnie rynku oleju.


Tytuł to cytat z Mądrości Syracha 30:17, Biblia tysiąclecia, a informacje o leku na cukrzycę pochodzą z felietonu Katarzyny Staszak opublikowanego we wczorajszej Gazecie Wyborczej.
* Ustawa z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych.
** Biblia tysiąclecia, List Jakuba 5:14,15

Dodaj komentarz