Lękajmy się!

Jak wiadomo punkt widzenia zależy od punktu nawet nie tyle siedzenia, ile przynależenia. Dowodzą tego słowa prominentnego polityka koalicji rządzącej przypomniane przez „Politykę”: To liderzy PiS wynaturzy­li idee, które wyniosły ich do władzy. Naprawę państwa zastąpili »odzyskiwaniem« kolejnych instytucji […]. Idea IV RP za­kładała reformę instytucji i procedur, PiS zaś kontynuuje dzieło ich defor­mowania, łudząc się, że powstawianie wszędzie »swoich« ludzi — w których »jest samo dobro« — zastąpi zmiany struktu­ralne. […] Niestety, kierownictwo PiS, na czele z premierem, zastąpiło lancet maczugą, wykorzystując uzasadnioną krytykę patologii do demagogicznej roz­prawy z politycznymi oponentami. Słuszne dążenie do wzmocnienia państwa pomylono z atakiem na nieza­leżne instytucje wyznaczające granice roszczeń wszelkiej władzy, takie jak […] Trybunał Konstytucyjny. Próba odpo­litycznienia mediów skończyła się ich bezprecedensowym upartyjnieniem. Taka praktyka musiała wywołać gniew i oburzenie. Po rządach PiS trzeba będzie rzeczywiście zabrać się do gruntowne­go sprzątania.

Czy słuchając polityków ktokolwiek jeszcze przykłada jakąkolwiek wagę do wypowiadanych przez nich okrągłych zdań? Zacytowane słowa pochodzą z czasów, gdy ich autor rozpoczynał karierę w PO, więc musiał to jakoś zaakcentować. Mimo to przez cały okres przynależności do PO kontestował politykę partii, krytykował jej posunięcia, sprzeciwiał się in vitro, związkom partnerskim, konwencji antyprzemocowej. Po przejściu do PiS-u z kontestatora przedzierzgnął się nawet nie w serwilistę lecz wręcz w oportunistę. Nie on jeden oczywiście. Wielu pozostaje wiernymi nie tyle sobie i swoim przekonaniom, ile partii i jej oczekiwaniom. Na przykład obecny kolega koalicyjny cytowanego przekonujeMoje doświadczenia są takie: jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na swoim miejscu. Doświadczenia moje, jako człowieka, prawnika i polityka jest takie, że to nie prawo karne powstrzymuje mnie przed pewnymi zachowaniami, ale właściwie ukształtowane sumienie i odniesienie się do Boga. Aby przybliżyć sylwetkę polityka mającego takie doświadczenia przyjmijmy do wiadomości, że Prokuratorem byłem, ale w represjach politycznych nie uczestniczyłem. Prowadziłem śledztwa o przestępstwa pospolite. Ten, któremu pomagałem w przeszłości, dzisiaj mnie oskarża. […] Narażałem się bardzo, żeby mu pomóc. Wcześniej był mi za to wdzięczy, a dziś mnie atakuje. Mam wrażenie, że politycznie. Sprawę zostawiam jego sumieniu. Byłem wrogo nastawiony do PRL-u i dlatego wspierałem takich jak on.

Po żołnierzach wyklętych pora przywrócić honor i dobre imię prokuratorom wyklętym, którzy też bardzo prześladowani byli. Nasz bohater za karę awansował nie tylko w strukturach Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ale i prokuratury. A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej. Nie ograniczano się bowiem do szykan związanych z szeroko pojętą karierą, ahumanitarnie zasadzając kolejne kopy w górę, ale poniżano i dyskryminowano na przykład dekorując Krzyżem Zasługi. Co prawda brązowym, ale tylko dlatego, by ułatwić odbrązowienie postaci, zdjąć z niej odium wspierania reżimu. To wytrąca także broń z ręki krytykom chociażby Bartłomieja Misiewicza, którego rząd PiS-u prześladował w równie drakoński sposób awansując i odznaczając złotym krzyżem, żeby nawet odbrązowić nie było można.

Powróćmy do głównego bohatera naszych rozważań. Gdy już rozstał się definitywnie z Platformą Obywatelską zorientował się, że znowu musi zamanifestować lojalność. To był czarny dzień polskiej dyplomacji oznajmił więc. Co było owym czarnym dniem? Zgoda Ewy Kopacz na relokację uchodźców.

Przypomnijmy o co chodziło (i wciąż chodzi). Otóż do dwóch krajów, Włoch i Grecji, napłynęła olbrzymia liczba uchodźców. Napłynęli akurat tam, bo tam im było najbliżej. Oba kraje nie były (i nie są) sobie w stanie poradzić z tak olbrzymią masą ludzi, więc zwróciły się do pozostałych członków Unii z prośbą o pomoc. W odpowiedzi premier polskiego rządu, Ewa Kopacz, zgodziła się przyjąć 7.000 (słownie: siedem tysięcy) osób. Czy 7.000 (słownie: siedem tysięcy) to dużo? GUS podał swego czasu, że Polska liczy 38,5 miliona mieszkańców. 7 tysięcy to niecałe 0,02%. Albo inaczej. W naszym bezpiecznym kraju jest ponad 100 tysięcy miast, wsi, osad, kolonii i przysiółków. Wypada po 0,07 uchodźcy na miasto, wieś, osadę, kolonię i przysiółek.

Czy taka liczba jest w stanie państwu zagrozić? Państwu szczycącemu się sprawnymi służbami wyposażonymi w najnowocześniejszy sprzęt i profesjonalną kadrę? Według Gowina, bo o nim cały czas mowa, z niewielką przerwą na Piotrowicza, tak. Dlatego przed wyborami zadeklarował jednoznacznie, że chce: chcę jednoznacznie zadeklarować, że jeżeli po wyborach powstanie rząd Prawa i Sprawiedliwości i Zjednoczonej Prawicy, to z całą pewnością nie zgodzimy się na przysłanie do Polski kolejnych grup imigrantów. My się nie zgodzimy, bo się ich boimy. Po prostu. Jak się słyszy płacz mrożonych zarodków, to można nabawić się stanów lękowych. Wybory wygrali i słowa dotrzymali — nie zgadzają się.

Żeby przyjąć uchodźców trzeba przygotować plan, zastanowić się gdzie ich ulokować, jak z nimi postępować, opracować strategię, przeanalizować jak to zrobiły inne kraje, żeby nie popełnić tych samych błędów i nie napytać sobie w przyszłości biedy. Można także skorzystać z własnych doświadczeń choćby z Czeczenami, którzy u nas niczego nie wysadzają, choć w Rosji i owszem. Ale żeby to zrobić, trzeba się na rzeczy znać. Znacznie prościej jest nie przyjąć nikogo, nie robić nic. Na podsycaniu ksenofobii piekąc od razu drugą pieczeń — niechęć do Unii Europejskiej, która zmusza do robienia tego, czego my, będąc jej członkiem, robić nie chcemy. Co prawda robiąc wbrew Unii idziemy na rękę Rosji, ale te dwa zjawiska są nieporównywalne. Ponieważ okoniem stajemy z pełną premedytacją, swoim interesom na przekór, w światłach jupiterów, a politykę Rosji realizujemy niejako przy okazji, mimochodem.

Nie tylko Rosji pokój, spokój i jedność nie w smak. Islamofobia jest na rękę IS. Celowo lub nie, ludzie biorący na cel muzułmanów de facto werbują narybek dla grupy, którą rzekomo chcą zniszczyć. Islamofobi, cytując Lenina, są dla IS pożytecznymi idiotamitłumaczy Mehdi Hassan, szef działu politycznego Huffington Post. Wcześniej w podobnym tonie wypowiadał się Nicolas Henin, francuski dziennikarz, który  niemal rok spędził w rękach dżihadystów w Syrii: Jedność i tolerancja to ostatnie rzeczy, których chce IS. Jest jedna rzecz, której oni się boją, to nie bombardowania, to nasza jedność – przekonywał w 2015 roku na łamach dziennika „The Guardian”.

Podgrzewając antyislamskie nastroje, nakręcając spiralę nienawiści i strachu zapewnimy sobie chwilowe poczucie bezpieczeństwa dziś i napytamy sobie biedy w niedalekiej przyszłości. Najwidoczniej już zapomnieliśmy czym skończyło się pompowanie najprymitywniejszych, podbudowanych wiarą instynktów, dbałość o czystość rasy pod hasłem Gott mit uns na sztandarach. Idąc na zwarcie z Unią Europejską polski rząd nie chce pamiętać, że zgoda buduje, a w jedności siła. Tę prawdę, o dziwo, zna i stosuje w praktyce nawet Młodzież Wszechpolska, KOD-owską zarazę zwalczając wespół. Choć nie w proporcji 27 do 1, to równie imponującej. Odważnie, by nie rzec bohatersko. Przy czym, zgodnie z zapewnieniami jej przedstawicieli, to co widać na zdjęciach, to wcale nie jest tak jak się wydaje. To nie jest atak! To jest obrona! Przedstawiciel Komitetu Obrony Demokracji zakatował wszechpolskich przedstawicieli Komitetu Obrony Demonstracji i oni musieli się bronić rękami i nogami.

Radomski odpór

Jeśli tylu prawdziwych Polaków potrzeba do obrony przed jednym nieprawdziwym, to faktycznie z tysiącami uchodźców możemy sobie nie poradzić. Wypada żywić nadzieję, że patrioci nie wpadną na to, by ćwiczyć na mówiących w dziwnych językach i posiadających nielegalną karnację turystach.

Dodaj komentarz