Kontrola lekiem na całe zło

TVN grzeje temat „mafii lekowej” i braku lekarstw w aptekach. Rano na wizji gościł Michał Janczura z pierwszego radia informacyjnego i niejako potwierdził to, o czym mówiliśmy wczoraj, że te przepisy właśnie po to zostały stworzone, żeby nieuczciwi mogli się bogacić. Czy do końca nieuczciwi? Owszem, łamią prawo. Ale przecież tych uregulowań nie wprowadzono po to, żeby jakieś problemy rozwiązać, lecz po to, by zaoszczędzić na refundacji. I ten cel został osiągnięty. A że przy okazji ktoś wzbogaci się na tym to źle? Janczura przypomniał, że już w 2013 roku, czyli rok po wejściu w życie ustawy, w aptekach brakowało 300 leków! Wtedy nikt nie rozdzierał szat, choć trudno o lepszy dowód, że uregulowania są wadliwe, rodzą patologie, zachęcają do łamania prawa, a dla pacjentów stanowią śmiertelne zagrożenie. Co ciekawe ci, którzy postanowili wykorzystać sytuację zarobili na procederze więcej niż zaoszczędził NFZ na refundacji. Nieudolne państwo nie potrafiło przygotować rozwiązań korzystnych zarówno dla budżetu jak i dla pacjentów. W leadzie notki sprzed sześciu lat czytamy:

W aptekach brakuje nowoczesnych leków na cukrzycę, astmę, a nawet onkologicznych. Powód? Leki masowo wypływają za granicę, gdzie bardziej opłaca się je sprzedawać. Hurtownie i apteki nagminnie łamią przy tym prawo. Skala zjawiska – jak ustalili reporterzy TOK FM – jest potężna. Co roku z Polski wypływają leki warte 3 mld zł. – To często leki ratujące życie i nie mające zamienników – podkreśla główny inspektor farmaceutyczny.

Joanna Solska występująca w materiale „Superwizjera” przyznała, że Naczelna Rada Aptekarska, która lobbowała na rzecz właśnie takich uregulowań zapewniała, że wszystkie luki uszczelniono: słyszałam od Naczelnej Rady Aptekarskiej, że państwo ma wszystkie narzędzia żeby walczyć z mafiami lekowymi. W tym miejscu p. Solska rozmarzyła się postulując, by państwo wycofało się z szkodliwych uregulowań i dopuściło rynek do głosu, jak to zrobili Hiszpanie. Zamarzył się jej powrót do czasów sprzed ustawy. Tak rozwiązali sprawę Hiszpanie. Leki podrożały nominalnie, ale ponieważ to są leki refundowane przez państwo, więc pacjent tego nie odczuł. Pacjent owszem, nie odczuje, ale budżet odczuje, bo trzeba będzie więcej dopłacać. Odczuje też „mafia”, bo straci źródło dochodu. To co to za interes?

Jeszcze za poprzedniego rządu — kontynuowała Solska — zaczęto konstruować taki informatyczny monitoring obrotu tymi towarami. Każda apteka, każda hurtownia ma obowiązek codziennie wysyłać komunikaty od kogo kupiła, do kogo wysłała. I ja się dowiaduję, że połowa hurtowni nie jest tym monitoringiem objęta. Monitoring, za który ktoś komuś pieniędzmi podatników zapłacił, nadzoruje Ministerstwo Zdrowia. Michał Janczura rozwija ten wątek: W 2015 roku w Tok FM opublikowaliśmy materiały które wskazywały, że urzędnicy ministerstwa ułatwiali niejako ten proceder. Wydawali takie komunikaty do hurtowni, z których wynikało, że wystarczyło dopisać na fakturze odręcznie, jakkolwiek, że lek jest na wywóz i nie obowiązywały sztywne ceny leków, które obowiązują w Polsce. Co to oznaczało? To oznaczało, że jeżeli aptekarz sprzedawał ten lek do polskiego pacjenta, w polskiej aptece, to zarabiał 50 gr, złotówkę. Jeżeli wywoził ten lek zagranicę to nie obowiązywały te marże sztywne. Przypomnijmy, bo ten rynek jest mocno regulowany i jeżeli mówimy o lekach znajdujących się na liście leków refundowanych, to te marże są sztywne, więc wywożąc zagranicę można było zarabiać nie 50 gr czy złotówkę tylko 100 zł, 200, 300. Przypomnijmy ten materiał stale mając na uwadze, że to początek roku 2015:

Ministerstwo Zdrowia zezwala hurtowniom farmaceutycznym nie stosować jednego z przepisów ustawy refundacyjnej – wynika z dokumentów, do których dotarło TOK FM. Dzięki temu wywóz leków z Polski jest dla hurtowni o wiele bardziej opłacalny niż dostarczanie ich do polskich aptek. Zdaniem wielu ekspertów interpretacja MZ jest sprzeczna z przepisami. A efekt? W polskich aptekach po prostu brakuje niektórych leków.

Kto był wówczas ministrem zdrowia? Dzielny obrońca pacjentów, który dziś bezkompromisowo krytykuje PiS i zapewnia, że jak jego obecna formacja dojdzie do władzy to sprawi, że  w aptekach pojawią się leki, a w szpitalach lekarze, tow. europoseł Bartosz Arłukowicz. Odświeżyć sobie pamięć i tow. Bartosza przypadki przypomnieć szanowni Czytelnicy mogą choćby i tutaj. Starsze dzieje, kulisy tworzenia NFZ z kolei można znaleźć tu, a długą drogę szeregowego członka SLD, który poprzez stanowisko pełnomocnika premiera PO, potem ministra doszedł do mandatu europosła, na przykład tutaj.

Mimo tak oczywistych dowodów na to, że ustawa jest aktem erekcyjnym mafii, dziennikarze z uporem godnym lepszej sprawy drążą sprawę dziwiąc się, że czarne nie chce być białe. Janczura próbuje sprowadzić ich na ziemię, acz bezskutecznie. No bo co można zrobić w tej sytuacji? Wycofać się z patogennych rozwiązań? Nigdy! Nie szczędząc sił i środków nasilić kontrole! W niektórych inspektoratach farmaceutycznych wojewódzkich jest po jednej, dwie osoby na całe województwo, aptek kilka tysięcy. W Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym jest 10 bądź 11 teraz osób uprawnionych do kontroli, takich inspektorów już z jakimś umocowaniem prawnym, którzy mają kontrolować ponad 500 hurtowni. A mówiło się jeszcze w 2013, 14 roku [sic!], że ¾ w ogóle istniejących na rynku hurtowni zajmuje się tylko i wyłącznie wywozem. Wcześniej Janczura tłumaczył, że wiele z tych spraw lądowało w prokuraturze i to na początku tego całego procederu, czyli w latach 2012-2015. Potem te zarzuty kierowane pod adresem urzędników ministerstwa też znalazły się w prokuraturze, tę sprawę umorzono jakby sugerując się tym, że skoro ministerstwo samo stwierdziło, że nie doszło do żadnych nieprawidłowości [sic!], to nie ma się do czego przyczepić…

Czy są narzędzie do tego, żeby ukrócić działanie mafii lekowej? — pyta prowadząca. Czy po prostu są narzędzia, których się nie używa jak należy, czy przepisy są niewystarczające? — dociekała. W czasach minionych droga p. redaktor, władza wspierana prze „Trybunę Ludu” równie dzielnie walczyła z problemami, które sama tworzyła. Sklepy świeciły pustkami nie dlatego, że system był niewydolny, a gospodarka planowa produkowała nie to, na co był popyt, tylko zgodnie z planem. Brakowało towarów dlatego, że działała mafia towarowa, wtedy znana pod nazwą „groźni spekulanci”, a system reglamentacji wymagał korekt. Doskonalono więc system reglamentacji, a inspekcje robotniczo-chłopskie kontrolowały sklepy i zakłady pracy. Czyniły to w czynie społecznym, czyli bezkosztowo. Radosną gonitwę w piętkę zakończył Balcerowicz, dlatego musiał odejść. Gdy upewniono się, że nie wróci, nieco ponad 10 lat później, te same niedziałające rozwiązania wprowadzono najpierw służbie zdrowia, a po kolejnych bez mała dziesięciu latach także na rynku farmaceutycznym. I choć „Trybuny Ludu” nie ma, to jej odpowiedniki są i działają. Dlatego zamiast informować (jak to zrobiła w nieco zawoalowany sposób Solska), że rozwiązania są złe i należy je czym prędzej zmienić, redaktorzy zastanawiają się co by tu zrobić, gdzie by jeszcze publicznego grosza sypnąć, kontrole nasilić, monitoring wprowadzić, sprawozdawczość zintensyfikować, żeby niczego nie zmieniając dokonać cudu i sprawić, by zadziałało to, co nie działało nigdy. Zdumiewające, że nikt nie uwierzy, że wystarczy w samochodzie z niesprawnym silnikiem zmienić opony, podładować akumulator i wyregulować reflektory, żeby pojechał, a nad równie absurdalnymi rozwiązaniami prawnymi wszyscy (lub niemal wszyscy) przechodzą do porządku dziennego.

Czy naprawdę ciemny lud jest aż tak ciemny, że nie tylko nie wie jak co (nie) działa i dlaczego, ale nawet nie chce wiedzieć? A dziennikarze? Uznali, że utrzymywanie odbiorców w niewiedzy bardziej im się opłaci niż rzetelne informowanie? Na takiej polityce „informacyjnej” politycy zbijają kapitał obiecując gruszki na wierzbie bez obawy, że dziennikarz zapyta „jak chcecie to osiągnąć?”

Dodaj komentarz


komentarzy 10

  1. Czy ogłoszenie przez ministra jakich leków brakuje, poprawi mój stan zdrowotny, gdy leków z listy w Polsce nie dostanę? https://img.interia.pl/biznes/nimg/b/h/Brak_dostepnosci_Polskiej_7134482.pdf

    A bez tego leku mogę mieć ogromne problemy w… problemach. Podczas wizyty lekarskiej zostałam uprzedzona, że leków może brakować. I zrobiłam niewielki zapas. Ale akurat o jednym z leków mowy nie było i będzie problem. Mogę ratować się w ten sposób, że receptę wyślę synowi do Szczecina, on pojedzie parę kilometrów za granicę i …. kupi. Tak jak kupował leki chorym w rodzinie, gdzie cena leku w Polsce była wielokrotnie wyższa niż w RFN. Ale pisie wszystko mają naj …. naj…. najgorsze!!!

    W Polsce jest jeszcze jeden problem lekowy. Znaczna część lekarzy przepisuje medykamenty o zdecydowanie wyższej cenie, mimo ze są leki o identycznym składzie w cenie dużo niższej ( w moim przypadku przepisano mi lek wartości prawie 80 zł, gdy od innego producenta kosztuje niespełna 17 zł.) A w aptekach zaprzestano proponować tańsze leki. Przez nieuwagę, niestaranność?

    Obecnie szczytywanie recepty wygląda tak: odczyt kreskowy lekarza wystawiającego receptę, potem odczyt kreskowy leku, a potem odczyt numeru opakowania. I niechby było, ale aptekarka musi jeszcze to wszystko wydrukować!!!!! A to już jest parę kartek papieru. Czy zbiorcze analizy nie mogłyby istnieć w formie przekazu internetowego? No i ilu te papierki ogląda? Ilu za to bierze pieniądze z NFZ  ????????

    A może wzorem z PRL gdy były kartki na mięso, masło, papierosy, też tworzono wykazy, zestawienia, których nikt nie sprawdzał?

    1. Niestety, moja droga, ale nie jest tak różowo jak piszesz. Otóż zamienniki nie zawsze działają identycznie jak droższe oryginały. Owszem, substancja czynna jest ta sama, ale już inne składniki różnią się. I bywa, że ich proporcje plus indywidualna reakcja organizmu sprawia, że nie działają dokładnie tak samo jak oryginały. Rozmawiałem o tym z lekarzem. Mówił, że pisze lekarstwa, których jest pewny, które sprawdził i za które daje głowę. Rozmawiałem z nim o tym w kontekście leku na ciśnienie. Stanęło na tym, że wezmę takie i takie i będę kontrolował ciśnienie. Jeśli wyniki będą porównywalne mogę brać tańszy odpowiednik. Konsultowałem, bo działanie generyku odczułem na własnej skórze. Lek na żołądek, który miał niwelować nadmierne wydzielanie kwasu owszem, zmniejszał wydzielanie, ale skutkiem ubocznym był ból. Gdy zmieniłem z powrotem na oryginał ból ustąpił. Żeby wykluczyć przypadek wróciłem do generyka — to samo. Zanim zmienisz leki na tańsze najpierw wypróbuj, porównaj działanie. Ważna jest też pora przyjmowania. Ten lek lekarz na żołądek zalecał przyjmować wieczorem. Zużyłem całe opakowanie i żadnego rezultatu. Zacząłem zażywać rano i poczułem ulgę już po pierwszej tabletce.

      1. RZS – reumatoidalne zapalenie stawów. Lek zakwalifikowany przez NFZ i tani niezbyt mi pomagał. Lekarz przepisał inny, dość drogi i jakiś czas było lepiej. Teraz należałoby zmienić lek na jeszcze inny, bo albo choroba robi postępy albo organizm „przyzwyczaił się”. Problem w tym, że ani w Kołobrzegu ani w Koszalinie reumatologów już nie ma. A w przychodni? Nawet receptę należy sprawdzać czy dobrze wypisana. A ma być gorzej…

        Polscy lekarze otworzyli przychodnie w Wielkiej Brytanii. Tam lekarz „domowy” przyjmuje jak u nas: poniedziałek-piątek. Oni przyjmują cały tydzień, a nocą mają tylko dyżury. Gdy okazało się, że w dodatku leczą dobrze, frekwencja chorych im rośnie!!!

        Kiedyś w tym kraju służba zdrowia była wzorem dla innych państw, ale przyszli poprawiacze i już teraz tak dobrze nie jest.

        1. Jak w Anglii lekarzowi liczba pacjentów rośnie, to rosną mu także dochody. W Polsce nic lekarzowi nie rośnie. Zapisuje się do niego ludzi i on ma od nich stały dochód dopóki nie zachorują i nie trzeba im zlecać badań. Dlatego białej gorączki dostaję jak słyszę, ze trzeba zwiększyć finansowanie. W tym systemie tylko nieudacznicy się odnajdą. Reszta wyjedzie.

          1. Gorączce się nie dziwię, bo rozwiązań  należy szukać gdzie indziej. A zanim zostaną wprowadzone, należałoby spytać lekarzy, co o zmianach sądzą. Najpierw trzeba znieść zarządzanie centralne, a szpitale powiatowe, regionalne powinny otrzymywać kwoty uzależnione od liczby mieszkańców plus kwoty na ewentualne zdarzenia nadzwyczajne (wypadki, ciężkie przypadki zdrowotne). Kliniki szkolące przyszłych lekarzy, ale i posiadające znacznie większe możliwości leczenia, powinny być finansowane na oddzielnych zasadach.

            Sprawa refundacji leków nie powinna być w gestii ministerstwa a reguły prawnej.

            Z wyczytanego wykazu dowiedziałam się o „braku w Polsce” jednego z moich leków. I mimo gorączki (z innego powodu i innego koloru) 38+ zmusiłam się by iść do apteki (ok.60 m) i zamówić mój lek. Na szczęście był w aptece, ale do lekarza po receptę pójdę dopiero w poniedziałek, to będę mogła odebrać ją we wtorek i wtedy wykupić lek..

            Czy nie można wprowadzić regulacji na recepty długoterminowe (6, 9, 12 miesięcy), które składałoby się w aptece, a recepty realizowane byłyby w miarę potrzeb. Ewentualne zmiany lekarz wprowadzałby przez zapis internetowy. Np. zmiana leku, zmiana dawki, itd. Obojętnie kto będzie rządził, pomysł daję pro publico bono .

            1. Najpierw trzeba znieść zarządzanie centralne, a szpitale powiatowe, regionalne powinny otrzymywać kwoty uzależnione od liczby mieszkańców plus kwoty na ewentualne zdarzenia nadzwyczajne (wypadki, ciężkie przypadki zdrowotne). Kliniki szkolące przyszłych lekarzy, ale i posiadające znacznie większe możliwości leczenia, powinny być finansowane na oddzielnych zasadach.

              Żartujesz? Dlaczego należy płacić w zależności od liczby mieszkańców, a nie w zależności od jakości i ilości świadczonych usług? Jak chcesz mieszkańców liczyć? A przyjezdni? Niech zdychają?

              1. Jedno drugiego nie wyklucza. Kołobrzeg jako uzdrowisko działa całkiem sprawnie, ale jego kuracjusze chorują. I wtedy szpital w Kołobrzegu ma problem z uzyskaniem płatności od przyjezdnych, bo NFZ nie płaci, bo to nie mieszkańcy, a opłaty z miejsca zamieszkania chorych są nie do wydębienia. Jedynie niemiecki nfz płaci w ciągu dwóch tygodni (a nie dwóch lat) i nie mają problemu z jakiego miasta chory Niemiec przyjechał.    Tak samo szybko płacą po wystawieniu faktury za pobyt Niemców w sanatorium. Do sanatorium każdy z nich bez problemów może jeździć co drugi rok. Ale jeżdżą co roku i sami opłacają (co drugi rok) swój pobyt, bo ich na to stać!!!

                Dodam jeszcze, że szpital miał sporą działkę, którą odsprzedał deweloperom, bo szpitalowi aż tak duża nie była potrzebna. Miał też 10.piętrowy hotel pielęgniarski (zwany kiedyś potocznie tartakiem), który został sprzedany. Jest w nim teraz hotel, ale i mieszkanie można wynająć na zasadach hotelowych. Mieszkają tam przeważnie Niemcy.

                Dzięki sprzedanym nieruchomościom zrobiono w szpitalu ogromne remonty, doposażono go w sprzęt itd. Ale od dwóch lat szpital znowu ma długi za nadwykonania czyli ratowanie zdrowia chorym, a NFZ płacić nie chce. Jak liczyć chorych? Przecież wiadomo ilu w powiecie mieszka. W powiecie lub mieście wojewódzkim.

                Moja propozycja to tylko zarys, szkic niespecjalistki. Ale wzorce z innych państw jak RFN, Dania czy Szwecja można, gdzie służba zdrowia jest zorganizowana, można wprowadzić w Polsce.

                ….podobno pieniądz miał iść za chorym…

                1. Jak się wprowadzi opłaty od mieszkańca, to NFZ zapłaci? Naprawdę nie wiesz na czym problem polskiej służby zdrowia polega? Powiedz mi kto będzie użerał się z urzędasami nawet za duże pieniądze, skoro jak wyjedzie to on będzie decydował jaką procedure wdrożyć i wie, że im będzie lepszy tym więcej zarobi? Dzięki wiedzy, doświadczeniu, a nie układom. Zważ, że żaden polityk ani dziennikarzyna nie mówią o zmianie systemu, tylko o wpompowaniu jeszcze większych pieniędzy w system. W system, który pochłonie każde pieniądze, bo sita nie da się napełnić!

                  1. Właśnie, nikt o nowym sposobie rozwiązań w służbie zdrowia nie mówi. Być może w obecnym idą duże pieniądze dla rządzących. I to niekoniecznie na konta w Polsce.

                    Zauważ, że prawie nie ma kraju, by jego rządzący nie potępiali korupcji, mafii, złodziejstwa. I żaden z premierów/prezydentów nie wspomina o konieczności likwidacji rajów podatkowych.

                    Nie upieram się przy tym, co powiedziałam, bo nie wiem jakie rozwiązania byłyby najlepsze. To tylko taka moja paplanina i wyobrażenia. Ale w Kołobrzegu do endokrynologa 5 lat temu czekało się 3 m-ce, dwa lata temu już 2 lata, a obecnie lat cztery!!! Poseł/europoseł/kandydat na posła z ramienia PIS, lekarz ENDOKRYNOLOG Czesław Hoc o tym nie wspomina. I nie sądzę by nie został znowu wybrany!!!!

                    W Polsce nie ma dyskusji o tym, jakie rozwiązania będą lepsze, tańsze/droższe/wydajniejsze. W Polsce „dyskusja” polega na szukaniu haków, fałszywych lub prawdziwych oskarżeniach, a za fałszywe NIKT nie ponosi kary. Co u wielu rodaków budzi skojarzenia o bezkarności za obrażanie, chamskie mowy, wyzwiska. I taka też staje się polska codzienność.

                    W Szwajcarii każdy obywatel lub mieszkający z wymagalnym zezwoleniem na pobyt (od władz kantonu, a nie z rządu) ma prawny obowiązek wykupywania ubezpieczenia zdrowotnego i emerytalnego! Nie wiem jak to jest z milionerami, a tych jest tam sporo. Zresztą obcokrajowcy z pozwoleniem na pobyt, to 25% mieszkańców.

                    Każdy obywatel zawiera indywidualną umowę z jednym z ubezpieczycieli. Nie jest tak jak w Polsce, że musi obligatoryjnie z państwowym, źle zarządzanym ZUS.em. Tak samo indywidualnie zawiera się umowę zdrowotną.

                    Dodam, że najniższy podatek od dochodów (te w różnych kantonach są różne) to 10% !!!!

                    Ciekawostki https://www.justlanded.com/polski/Szwajcaria/Przewodnik/Biznes/Podatek-dochodowy-w-Szwajcarii

                    Ciekawe są też inne artykuły, których linki są tam poniżej.

                    W sprawach religii bywają inne rozwiązania niż w Polsce. Deklaracje przynależności do religii są jakie są, dość wysokie, ale uczestnictwo w obrządkach jest sporo niższe niż 10% (zależy od wyznania). Jednak gdy jakieś wyznanie nie ma księdza/pastora na swoim terenie, to bywa, że o poprowadzenie modłów w kościele katolickim prosi się pastora/pastorkę. I nie ma wtedy typowego obrządku, są tylko modlitwy, śpiewanie psalmów. Dodać trzeba, że biskupi szwajcarscy postulują mocno w Watykanie zniesienie celibatu, a wielu księży i biskupów ma oficjalnie rodziny.

                    W Polsce za to mamy „cywilizację religijnej hipokryzji” ,a une są zadowolone, że mogli pocałować arcy .. xxxx … w pierścień i mają radość na lata i o czym gadać.

                    1. Zauważ, że prawie nie ma kraju, by jego rządzący nie potępiali korupcji, mafii, złodziejstwa. I żaden z premierów/prezydentów nie wspomina o konieczności likwidacji rajów podatkowych.

                      Raj podatkowy nie ma nic wspólnego z korupcją. Po prostu państwo ustanawia minimalne podatki. Dzięki temu firmom i bogatym opłaca się tam lokować. Liczba podmiotów razy nawet niewielki podatek daje dochód wielokrotnie przekraczający potencjał ekonomiczny kraju.

                      Sieci handlowe nie płaciły podatku — chełpili się pretendenci do władzy. Oni jak dojdą do władzy to go wyegzekwują? Skąd! Wprowadzą nowy! Inteligentni inaczej przedsiębiorcy zamiast nieudaczników pogonić zagłosowali na nich. Okazali się za głupi by zastanowić się jakim cudem ściągną nowy podatek, skoro starego nie potrafili?

                      Jeśli chodzi o służbę zdrowia, to parszywy, ropiejący system zafundował nam Łapiński. A mędrcy umiejący coś tam coś tam rozumują następująco: skoro silnik prycha, zdycha, cieknie z niego paliwo to co trzeba zrobić? To proste. Należy powiększyć zbiornik i zwiększyć nakłady na paliwo. Logiczne? Logiczne. Przy okazji można jakiś procent odpalić gościowi na tylnym siedzeniu.