Koniec z limitami!

Borys Budka zainaugurował spektakl jako żywo przypominający akademię szkolną, podczas której wyznaczeni przez panią uczniowie deklamują wyuczone kwestie. W tej roli wystąpił Bartosz Arłukowicz, znakomity lekarz, specjalista od odwracania kota ogonem za godziwą opłatą (stanowisko Pełnomocnika Rządu do spraw Wykluczonych). Powspominajmy, bo w tym kontekście warto. Tow. Arłukowicz z LiD przekonywał, że Kolejna zmiana przepisów ma wprowadzić sztywne marże handlowe i jednakowe ceny na leki we wszystkich aptekach. Ministerstwo uzasadnia swoje działania troską o pacjenta. […] Tymczasem proponowane zmiany są próbą odgórnego sterowania rynkiem, które mogą spowodować drastyczny spadek liczby aptek i zablokowanie powstania konkurencji na okres wielu lat. Po wPOwstąpieniu zmieniła mu się optyka i to co było wadą stało się zaletą: Nowe przepisy porządkują system refundacyjny. Istotą ustawy jest to, by rynek leków był przejrzysty, jasny i klarowny dla pacjentów, lekarzy i koncernów farmaceutycznych. Sztywne ceny i marże leków oraz możliwość negocjacji powodują systemową obniżkę cen. Przypominanie zamierzchłych dziejów nie miałoby sensu gdyby nie to, że Arłukowicz ewidentnie nie wyciągnął z przeszłości żadnych wniosków.

Drugą prowadzącą akademię została senator Barbara Małecka-Libera. Nie można było gorzej dobrać prelegenta. Przedszkolaki bywają bardziej przekonywające. To, co mówiła było tak sztuczne i niewiarygodne, że nie ma sensu poświęcać jej wystąpieniu jednego słowa. Bartosz Arłukowicz jednakowoż w opowiadaniu populistycznych bajek bił wszelkie rekordy. Bez mrugnięcia okiem dawał  do zrozumienia, że nie trzeba niczego reformować, niczego budować, bo to, czego brakuje po prostu się stworzy. Warunek — należy swoimi ludźmi poobsadzać kluczowe stanowiska w państwie i uzyskać nieograniczony dostęp do publicznych środków. I my właśnie przygotowaliśmy taki czteropunktowy kompleksowy plan walki i odbudowy zdrowia i życia Polaków. Cóż to za cudowny plan?

Po pierwsze. Musimy przeprowadzić bilans zdrowia Polaków po pandemii. Po prostu! Musimy sprawdzić nasz stan zdrowia po tym wszystkim z czym dzisiaj się borykamy. Po drugie. Decyzja, której jeszcze nikt nigdy w Polsce nie podjął. Sto największych szpitali, 100 najlepszych szpitali musi zacząć pracować pełną mocą, bez żadnych limitów i ograniczeń. Po trzecie. Szybka ścieżka do specjalistów, poradni specjalistycznych w tych szpitalach. Koniec z limitami. Koniec z barierami. Musimy ratować ludzi. I w końcu muszą powstać oddziały rehabilitacji pocovidowej dla ludzi, którzy wygrali z covidem. Jak to będzie wyglądać? Każda Polka i Polak dostanie pakiet bezpłatnych badań lekarskich dostosowanych do wieku i potrzeb zdrowotnych. Taki pakiet, który będziemy mogli wykorzystać u lekarza rodzinnego. Dziś każda Polka i i Polak jeśli płaci składki ma prawo do bezpłatnej opieki medycznej, a jeśli ma szczęście lekarz rodzinny przyjmie go w mgnieniu oka. Po co wiec pakiet? Z prozaicznego powodu — dodatkowa biurokracja wymaga zatrudnienia dodatkowych urzędników, co pozwoli upychać większą liczbę swoich na dobrze płatnych posadach.

Na czym będzie polegała czy może raczej polegnie decyzja, której jeszcze nikt nigdy w Polsce nie podjął? Na przekształcaniu oczywiście. Dziś szpitale stoją i przyjmują chorych, jutro będą stały i leczyły pacjentów. Oczywiście nie wszystkie, tylko sto największych szpitali w Polsce, 100 najlepszych szpitali w Polsce musi rozpocząć kompleksowe leczenie wszystkich tych pacjentów, którzy są opóźnieni w leczeniu przez covid  i przez zaniechania rządu. Oni [szpitale] muszą  być skupieni na leczeniu pacjentów dzień i noc, oni nie nie mogą uginać się pod ciężarem limitów. Pacjenci nie mogą odchodzić od drzwi szpitala dlatego, że skończył się limit. Koniec z limitami! Cały czas należy mieć świadomość, że mowa o stu szpitalach. Pozostałe nie muszą skupiać się na leczeniu dzień i noc, a pacjenci mogą odchodzić spod drzwi z kwitkiem. Trudno, zaprawdę powiadam Wam drodzy Czytelnicy trudno słuchać tych opowieści pozbawionych sensu i treści nie zastanawiając się kto tu oszalał. Wrażenie coraz głębszego zanurzenia w oparach absurdu potęguje świadomość, że system ochrony zdrowia w Polsce działa w oparciu o zapożyczony z minionego okresu system kontraktacji, który w PRL-u generował kolejki w sklepach, a teraz generuje kolejki w placówkach ochrony zdrowia. Innymi słowy kolejki są immanentną cechą tego systemu, są weń wpisane, stanowią jego fundament i żadne populistyczne zaklęcia tego nie zmienią. Zaś coś co działa wadliwie nie zacznie nagle samo z siebie działać poprawnie, tak jak nie da się wypełnić studni bez dna. Proste pytanie: jakim cudem znikną kolejki, jeśli liczbę świadczeń kontraktuje się z góry? Takie podejście sprawia, że w jednych dziedzinach jest nadmiar, inne duszą się z powodu niedoszacowania. Co oczywiście nie oznacza, że są wprowadzane jakieś korekty.

W jednym ex tow. Arłukowicz ma rację. Zaiste, to jest czas największych wyzwań, to jest czas najtrudniejszych decyzji, które stoją przed nami. To nie jest więc na pewno czas populistów i hochsztaplerów politycznych. Nie wystarczy wygłoszenie kilku frazesów, rzucenie kilku zgrabnych haseł. Trudny czas wymaga ludzi, którzy nie boją się mówić prawdy, podejmować niepopularnych decyzji, wiedzą nie tylko co należy zrobić, ale także jak to należy zrobić. Widać gołym okiem, że tym wyzwaniom Platforma Obywatelska nie jest w stanie podołać. Jedynym bowiem zmartwieniem nieudolnego kierownictwa jest utrzymanie się w Sejmie. Dlatego licytuje się na populizm, choć to droga donikąd, bo nic innego nie potrafi. Przy Budce bez obawy można na oścież otwierać okno — nie orzeł, nie odleci.

Doskonałym dopełnieniem bezobjawowych talentów przywódczych Budki są krasomówcze talenty prezesa RM, który na Twitterze Kancelarii Premiera przekonywał, iż

Miarą odpowiedzialności politycznej było to, że w odpowiednim momencie staraliśmy się utworzyć jak najwięcej szpitali tymczasowych. Dziś te szpitale ratują życie i zdrowie obywateli. Odciążają też służbę zdrowia.

Zazwyczaj do powodzi przygotowuje się w czasie suszy, a do gaszenia pożaru przed jego wybuchem. Szpital Narodowy miał zostać oddany do użytku wtedy, gdy liczba zakażeń w kolejnych dniach biła rekordy.

Szpital na Stadionie Narodowym jest pierwszym szpitalem polowym dla chorych na COVID-19 w Polsce. Od 30 października 2020 r. na pacjentów z COVID-19 będzie tam czekało 300 łóżek, z czego 45 – przeznaczonych do intensywnej terapii. Docelowo będzie w nim 1200 łóżek. Obiekt początkowo będzie obsługiwać 250 osób.

To nie był więc „odpowiedni moment” lecz rozpaczliwe próby uniknięcia katastrofy. Wprowadzony wtedy lock down zadziałał wiec kosztujące krocie szpitale tymczasowe świeciły pustkami. Potem poczekano aż ściągnięta na święta do kraju brytyjska odmiana poczuje się jak u siebie i poluzowano znienacka wprowadzoną pod koniec grudnia wraz z narodowym programem szczepień narodową kwarantannę. A przecież szpitale tymczasowe mają sens tylko wtedy, gdy posiadają zaplecze nie tylko sprzętowe, ale i kadrowe. Obecna sytuacja obnażyła dramatyczne zaniedbania zwłaszcza na tym drugim polu. Dlatego miarą odpowiedzialności politycznej nie było pakowanie milionów w szpitale tymczasowe, ale skierowanie wszystkich sił i środków z jednej strony na doposażenie istniejących i zadbanie o kadry zdrugiej. Tymczasem doradca premiera wychodzi i oznajmia, że jeśli w czwartek lub środę będziemy zbliżali się do liczby wyraźnie przekraczającej 30 tys. zakażeń, to „całkowity lockdown będzie nie tylko potencjalnym, ale też realnym scenariuszem”. Liczby wyraźnie przekraczają 30 tys. zakażeń, a nie tylko o całkowitym lock downie nie ma mowy, ale nawet decyzji o zamknięciu kościołów nie odważono się podjąć.

Ile osób musi jeszcze umrzeć, żeby poparcie dla partii rządzącej spadło? Ile zakażeń dziennie trzeba, żeby sympatycy opozycji zaczęli stanowczo domagać się wykluczenia populistów z kierownictwa partii?

Dodaj komentarz