Koherencja czyli wyrównywanie

W państwie zwykłym, by nie rzec normalnym, czyli demokratycznym, stanowiska obejmują najlepsi, najlepiej przygotowani, biegli, doświadczeni. Aby to nie była tylko teoria wprowadzono różne mechanizmy, jak konkursy czy wybory. W państwie — przez analogię do przeciwskutecznego — przeciwzwykłym, by nie rzec przeciwnormalnym, czyli przeciwdemokratycznym, w cenie są bmw, czyli bierni, mierni, ale wierni. Nie chodzi bowiem o to, by osobnik na kierowniczym stanowisku kierował się wiedzą i doświadczeniem, ponieważ oczekuje się od niego wyłącznie posłuszeństwa. Ma bez dyskusji wykonywać polecenia i postępować zgodnie z wytycznymi. Media, zwłaszcza tak zwane wolne, podzielają to przekonanie, dlatego zapraszają i „rozmawiają” z politykami nie mającymi przeważnie nic do gadania, o niczym nie decydującymi, bezmyślnie powtarzającymi partyjny przekaz dnia.

Doskonałą ilustracją takiego podejścia jest dzisiejsza poranna rozmowa Konrada Piaseckiego z Jadwigą Emilewicz. Kim jest Jadwiga Emilewicz? Jadwiga Emilewicz w tej chwili jest nikim jeśli wziąć pod uwagę pełnione funkcje. Owszem, była niezrównana w kopaniu dołków pod swoim szefem, Jarosławem Gowinem i bardzo sprawnie wystawiła go do wiatru, ale, jak to zwykle z takimi osobami bywa, Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść. Za zaproszeniem takiej osoby stoi konieczność wypełnienia czymś programu pomiędzy reklamami. Dlatego Piasecki z poważną miną pyta Emilewicz o środki z KPO, choć wie z góry jaka będzie odpowiedź. Wbrew pozorom prowadzący, którzy z trudem ukrywają ziewanie i znudzenie, w rzeczywistości stale zachowują czujność. Gdy tylko rozmówca odbiega od przekazu dnia i zaczyna mówić coś od siebie, natychmiast mu przerywają i sprowadzają na ziemię. Nie kładłabym jeszcze kreski na KPO — oświadczyła Emilewicz i wyjaśniła, że jeżeli chodzi o politykę spójności to jest zupełnie inna historia. Do czego są środki z polityki spójności? Polityka spójności nie jest elementem karania bądź nagradzania kogo kolwiek, tylko jest jednym z istotnych elementów realizacji tak zwanej koherencji, czyli wyrównywania warunków życia w poszczególnych krajach Unii Europejskiej. Koherencja to spójność, a nie wyrównywanie, ale skąd Emilewicz ma to wiedzieć? Chodzi po prostu o to, że PiS pogłębia nierówności finansując wybrane, przychylne mu samorządy, a Unia ma mu to obowiązek wyrównać.

Wracamy do państwa zwykłego, czyli demokratycznego. Takie państwo nie ma żadnych problemów ze środkami z KPO, z koherencją i w ogóle z niczym. Co innego państwo niezwykłe, czyli niedemokratyczne. W takim państwie bmw przekonują, że przywódca względnie kierownictwo może robić co chce i nikt nie ma prawa kwestionować jego decyzji. Jeśli umowa zobowiązuje Unię do wypłaty środków, to te środki mają być wypłacane bez szemrania, dyskusji i względu na to, czy kierownictwo wypełnia swoją część umowy, czy nie.

Doskonałą ilustracją takiego podejścia jest polski sędzia w Trybunale Sprawiedliwości w Strasburgu. W państwie normalnym rekomenduje się po prostu zgodnie z wymogiem trzech najwybitniejszych, doświadczonych sędziów, cieszących się poważaniem i autorytetem. W państwie nienormalnym nie jest to takie proste, ponieważ jak wiadomo w grę wchodzą zupełnie inne kryteria. Dlatego na jesieni roku 2020 polskie władze zgłosiły trzech kandydatów. Wszyscy trzej zostali odrzuceni przez Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy. Po kilku miesiącach polskie władze zgłosiły tych samych trzech kandydatów najwidoczniej licząc na to, że Zgromadzenie albo nie zorientuje się, że to ci sami, albo machnie ręką i dla świętego spokoju klepnie któregoś. Niestety rachuby spaliły na panewce i polskiego sędziego jak nie było, tak nie ma, choć kolejny termin przedstawienia kandydatów minął w sierpniu.

Skoro już o praworządności mowa, to warto odnotować, że jeśli chodzi o prawodawstwo, to prawodawca, czyli większość rządząca, wyrabia normę z nawiązką. Z raportu opublikowanego przez portal barometrprawa.pl wynika, że

Skala produkcji prawa w Polsce znowu rośnie. W 2021 r. w życie weszło 20.960 stron maszynopisu nowych aktów prawnych. To wzrost o 40,5 proc. w porównaniu do poprzedniego roku.

Żeby przeczytać wszystkie nowe akty prawne, w 2021 r. trzeba było poświęcić na to 2 godziny i 46 minuty każdego dnia roboczego.

Legislacyjne wzmożenie nie zaczęło się wraz z dojściem PiS-u do władzy. W 2012 roku przekroczyło 20.000 stron rocznie, by w 2016 roku osiągnąć rekordowe 35.000 i powrócić do ponad 20.000. W tym roku, który jeszcze trwa, przez trzy kwartały, przyjęto już 21.842 strony aktów prawnych najwyższego rzędu. Czy kraj, w którym prawo zmienia się jak w kalejdoskopie można zaliczyć do kategorii „normalny”?

W 2021 roku w Polsce weszło w życie łącznie 16,8 tys. stron rozporządzeń. Najwięcej wypracowało Ministerstwo Klimatu i Środowiska — opublikowało 231 rozporządzeń o łącznej objętości aż 6479 stron. Dla porównania, w 2020 roku to samo ministerstwo przyjęło 672 strony. Tak silny wzrost produkcji to skutek przede wszystkim opracowania w 2021 roku odrębnych rozporządzeń określających na terenie kraju specjalne obszary siedlisk przyrodniczych oraz ustanawiających plany ochrony przyrody dla poszczególnych parków narodowych.

Przepisy związane z podatkami zmieniają się równie imponująco często.

Stan polskiej legislacji w 2021 roku szczególnie dobrze symbolizują przepisy, jakie zostały wprowadzone zmianami podatkowymi procedowanymi pod hasłem Polski Ład. Łącznie w minionym roku uchwalono w Polsce 269 stron nowelizacji ustaw podatkowych. To jeden z trzech najwyższych wyników w ostatnich trzech dekadach. Jeśli mierzyć to liczbą stron ustaw, najmocniej zmieniły się przepisy dotyczące akcyzy (87 stron – najwięcej od 2008 roku), PIT (50) i VAT (47).

Skutek takiej radosnej twórczości jest taki, że rok się kończy, a nikt nie wie jakie podatki zapłaci.

Wracając do mediów, to nie można ani nie docenić, ani przecenić ich roli w informowaniu. Należy jednak mieć na względzie, że jedne są wolne, a inne wolniejsze. Na przykład kilka dni temu telewizja serwująca prawdę całą dobę przedstawiła materiał o wykluczeniu komunikacyjnym.

To była jedna z najważniejszych obietnic Prawa i Sprawiedliwości na drodze do władzy w Polsce — przywrócenie zlikwidowanych połączeń autobusowych. Zapowiadał to prezes, zapowiadał premier, zapowiadał prezydent. Reporterzy „Czarno na białym”, Łukasz Karusta i Ewelina Kwiatkowska, sprawdzili, ile z tych obietnic zostało. Wyruszyli w Polskę bez samochodu. Gdzie dojechali, a gdzie musieli dojść? O tym w reportażu „Rozkład”.

Po kilku dniach na reportaż TVN-u zareagowało wolniejsze medium, portal wyborcza.pl materiałem zatytułowanym »Powiatowa komunikacja działa! Na liczniku 420 tys. pasażerów«. Oczywiście wszystko dzięki hojności władzy.

ZKP jako jedna z niewielu lubuskich gmin korzysta z rządowego programu „PKS plus”. Dostaje dopłaty do tzw. wozokilometra (jednostka miary długości drogi wykonanej przez autobus w określonym czasie).

Podsumowując: być może nie jest tak dobrze jak mogłoby być, ale niedobrze też nie jest. Owszem, w całym kraju nie jest normalnie, do niektórych miejscowości nie ma jak dojechać nie mając samochodu, ale Zielonogórska Komunikacja Powiatowa działa i rozwija się, co potwierdza lansowaną przez rząd i sprzyjające mu media tezę, że da się. Nie wszystko, ale co nieco na pewno.

Dodaj komentarz