Każdy dostanie

Wszyscy znamy bajki o wiejskich głupkach, którzy w ostatecznym rozrachunku okazywali się bardzo mądrzy, sprytni i zaradni. Dzięki swoim niedocenionym talentom ratowali królestwa i zdobywali rękę królewny. Niestety, tak bywa tylko w bajkach. W rzeczywistości, czyli realu, głupek jest głupkiem i kwita. Owszem, czasem zupełnie przepadkiem, uda mu się kogoś wywieść w pole, generalnie jednak to jego wywodzą. Nie tylko nie potrafi wywikłać się z matni, ale często, właśnie przez swoją głupotę, ładuje się w jeszcze większe bagno.

Doskonałym przykładem takiej mizeroty jest mianowany nie wiadomo przez kogo, choć można domyślić się po co, lider opozycji zwanej żartobliwie totalną. Bez wizji, bez charyzmy, ale za to z talentem do rozgrywek personalnych. Zgromadził wokół siebie kilku podobnych sobie, o których mówi się, że spokojnie można w ich obecności okna na oścież otwierać — nie orły, nie odfruną — i wiedzie partię od klęski do porażki. Jest zbyt ograniczony, by otoczyć się specjalistami i przygotować atrakcyjny program, którego PiS nie byłoby w stanie przejąć. Bojąc się utraty poparcia kluczy i mataczy, unika odpowiedzi na niewygodne pytania, zamiast jak na lidera z prawdziwego zdarzenia przystało proponować rozwiązania i trwać przy swoim przekonując do swoich racji.

Schetyna nie znajdzie sprzymierzeńców do realizacji swoich wizji, ponieważ żadnych wizji nie ma. Zamiast konsekwentnie tłumaczyć zagrożenia jakie stwarza władza, przedstawiać alternatywne rozwiązania, skupia się  na rozgrywkach personalnych i proponuje populistyczne rozwiązania, które nie są żadną alternatywą. Utwierdzają go w tym nawet poważni dziennikarze i analitycy przekonując, że Polacy to w większości w zasadzie sprzedajne głupki, którym wystarczy obiecać 500 paciorków, żeby za obiecującym wskoczyli w ogień. Żeby wygrać wybory nie trzeba tworzyć jakiejś programowej alternatywy, bo to wymaga wysiłku umysłowego, a myślenie boli — przekonują. Wystarczy zaprezentować dokładnie taki sam program jak konkurencja tylko bardziej rozbudowany i zawierający nieco większe kwoty do rozdania, żeby wygrać. Należy tylko dopilnować, by został ogłoszony dostatecznie późno, by konkurencja nie zdążyła go zintegrować ze swoim. Nie można wyciągać zbyt pochopnych wniosków z faktu, że ta taktyka nie sprawdziła się już dwukrotnie, ponieważ już starożytni Polacy dostrzegli, że do trzech razy sztuka. Co prawda jeden odszczepieniec twierdził bez sensu i wbrew faktom, że Polak i przed szkodą i po szkodzie głupi, ale kto by go brał poważnie.

Miarą telnetów przywódczych i zdolności personalnych Schetyny było wystawienie przeciw cieszącemu się uznaniem i poparciem śp. prezydentowi Gdańska własnego kandydata, który przepadł z kretesem. Zamiast poprzeć faworyta, który jednak był niezależny i niesterowalny, postawił na chabetę, ale własną. Podobnych decyzji podjął niestety znacznie więcej, czego skutkiem była kolejna porażka.

Przed wyborami do Europarlamentu nasz wielki wiejski mędrek pozbierał do kupy podobnych sobie nieudaczników, po czym rozbił koalicyjną partię przejmując posłów. Teraz sfinalizował dzieło wchłaniając to, co zostało. Gdyby przeciągnął na swoją stronę posłów z któregoś ugrupowania rządzącej zjednoczonej prawicy, jego geniusz można by wychwalać pod niebiosa i opiewać w eposach. Jednak uderzenie we własnego sojusznika można rozważać wyłącznie jako szaleńca dziedzictwo duchowe — jeszcze nie podskoczył, a już upadł na głowę.

Zgromadziwszy razem nieudaczników cieszących się mizernym poparciem, nie potrafi zapanować nad tą zbieraniną. SLD, które samodzielnie nie znaczy nic, korzystając ze słabości lidera stawia twarde, choć absurdalne warunki. Według tygodnika „Wprost” Czarzastemu marzy się 20% pierwszych, drugich i trzecich miejsc na listach koalicyjnych. Oczywiście problem można rozwiązać, spekulacje przeciąć wyłaniając kandydatów w prawyborach lub przyjmując zasadę, że na liście będą umieszczani w kolejności alfabetycznej. To ostatnie rozwiązanie należałoby wspomóc szeroka kampania informacyjną, by wyborcy wiedzieli, że swoich faworytów będą musieli poszukać.

Niestety, kierownictwo Platformy nie jest w stanie wznieść się poza swoje uprzedzenia, lęki i ograniczenia. Alfabetyczny układ kandydatów nie wchodzi w grę, ponieważ czołowi działacze mają nazwiska zaczynające się od dalekich liter alfabetu. Prawybory z kolei mogłyby wykazać, że istnieją kandydaci cieszący się większym poparciem niż wierchuszka partii i co wtedy? Bezczelnie zagrać wyborcom na nosie i lekceważąc wynik plebiscytu na czołowych miejscach umieścić siebie?

Polska stoi przed gigantycznymi wyzwaniami. Nawet najgłupszy wyborca zrozumie, że jak pieniądze przeznaczone na remont przeznaczy się na egzotyczne wczasy, to nie będzie za co remontować. A Polskę czeka pilna przebudowa systemu energetycznego, kuleje służba zdrowia, edukacja, klimat stawia nowe wyzwania zarówno miastom jak i rolnikom. Na dodatek władza co i rusz zalicza wpadki zarówno w kraju, jak i zagranicą. Opozycja i spora część mediów nie potrafi tego wykorzystać i przekonuje, że Polacy oczekują jedynie programów typu 500+, ręcznego sterowania cenami prądu, ulg, zwolnień dopłat i rekompensat.

Poparcie dla opozycji, która jest opozycją malowaną i nie stanowi żadnej alternatywy dla partii rządzącej, bierze się w głównej mierze z braku innego wyjścia. Na powstanie trzeciego bloku, lewicowego, raczej się nie zanosi, ponieważ tam też nie ma przywódcy z wizją i pomysłem. Biedroń pokazał, że potrafi z wielkim rozmachem zadbać o swoje interesy, ale nic poza tym. Jest co prawda mniej tchórzliwy od Schetyny, ale problemy wykraczające poza ciężką dolę środowiska LGBT ewidentnie go przerastają.

Dodaj komentarz


komentarzy 12

  1. Artykuł o budowaniu dróg jest najlepszym przykładem polskiego urzędnika, zadufanego w siebie, wszystkowiedzącego cwaniaka. A wystarczyło sięgnąć do rozwiązań Francji, Włoch, Hiszpanii czy RFN, gdzie autostrad jest naprawdę dużo i w krajach tych mają wypracowane dobre rozwiązania. https://www.money.pl/gospodarka/budowa-drog-to-tylko-klopot-polskie-firmy-rosna-w-sile-unikajac-tych-kontraktow-6400347684456065a.html

    Tak kończy się myślenie, że „tylko polskie jest dobre”. A cały świat od kilku tysięcy lat podpatruje, co dobrego jest u innych. Wywiad gospodarczy był i jest wszechobecny. A w sprawie budowy dróg mogło obyć się i bez wywiadowni.

    Stąd pytanie: czy wśród obecnie znanych polityków (partia obojętna) jest chociaż jeden na tyle rozumny, wykształcony, myślący, ze potrafiłby problem budowy dróg rozwiązać mądrze i z korzyścią dla państwa?

    p.s. Pozwolę sobie na małą złośliwość: A co z priorytetową drogą Via Baltica? Czy tam też są ograniczenia jak na innych drogach w budowie?

    1. Czegoś tu nie rozumiem. O tym, że budowanie dróg w Polsce zamiast zysków gwarantuje bankructwo wiadomo od dawna. Mimo to kolejne firmy podpisywały umowy i upadały. Da się wytłumaczyć ten fenomen? Wydaje mi się, że nawet dla małego dziecka jest jasne, że w umowie nie może być sztywnych liczb, ponieważ zmieniają się zarówno ceny, jak i płace. Jeszcze bardziej niezrozumiały jest upór GDDKiA, która zamiast dopłacić wykonawcy chce go zmusić do działania na własną szkodę. Przy czym sama działa na szkodę nas wszystkich, bo dopłata byłaby zdecydowanie mniejsza od nowej umowy. Swego czasu PiS zerwało kontrakt na budowę autostrady, bo „niekorzystny”, samo ogłosiło przetarg i… cena wyniosła kilka miliardów więcej.

      1. Ciekawostka następna  https://fakty.interia.pl/polska/news-rmf-morawiecki-zapowiedzial-pol-miliarda-nowych-drzew-lesnic,nId,3086300

        Na obszarach NATURA 2000 wycinano i wycina się drzewa. Naprawdę nie ma w Polsce nieużytków, które można zalesić? Jakoś w to nie wierzę. Przecież to nie muszą być wielohektarowe lasy, a mogą to być gaje (drzewa liściaste), zagajniki, niewielkie laski. Powiat kołobrzeski to prawie pozbawiony lasów teren.

        Kto gada by sobie popaplać, a kto wie, co mówi? Jak mówią Słowianie ze wschodu „biez pał litra nie razbieriosz” – bez wódki tego nie zrozumiesz

        1. Zaiste tylko krzywousty mógł wymyślić taką bzdurę. Rok ma 31.536.000 sekund. Pół roku to 15.768.000 sekund. Żeby posadzić 500 milionów drzew w ciągu pół roku trzeba sadzić (500.000.000 drzew podzielone na 15.768.000 sekund) 32 drzewa na sekundę na trzy zmiany. Jeśli premier nie ma pojęcia co jest możliwe, a co nie, to jak on rządzi krajem? Czy te wszystkie sukcesy, o których opowiada są równie realne jak posadzenie pół miliarda drzew w pół roku?

          1. W liceum zbieraliśmy pieniądze na wycieczkę. Najpierw górami z Krynicy do Szczawnicy, potem zwiedzanie Krakowa, Wieliczki, Oświęcimia, Częstochowy. Przez 3 lata każdy z uczniów wpłacał niewielką składkę miesięczną. Oprócz tego zbieraliśmy makulaturę, butelki do skupu. Dyrektor zgodził się by pieniądze za udział w wykopkach w PGR poszły na wspólne klasowe konto. Sadziliśmy (po lekcjach) także drzewa w podmiejskim lesie. Dla dziewczyn to było za ciężkie, bo ziemia na terenie była bardzo twarda. Dziewczyny tylko wsadzały drzewka w dołki wykopane przez chłopaków, zakopywały i udeptywały ziemię.

            Obecnie mogą to robić maszyny, ale i teraz praca nie może być tak łatwa jak z sadzeniem kwiatków na klombach. Czy facio ksywka „premier’ ma o czymkolwiek pojecie? Kłamstwa, wydumania, popisywanie się brakiem wiedzy (także historycznej, a on podobno historyk z wykształcenia) to jego norma. Ale widać taki szeregowemu posłowi odpowiada, bo w razie czego łatwo będzie go obciążyć winą.

            To taka stara, skuteczna, radziecka metoda.

  2. A wyborcy stają przed problemem. Jeśli nie pisiemu to komu dać swój głos? Jak dotychczas ci z pierwszych miejsc nie sprawdzili się, ci z dalszych często są nieznani albo umieszczeni na liście, by wypełnić pozycje. Danie głosu na tych „dalszych” może okazać się wyborem osoby o umysłowości PAD. Ten niby prezydent, biorący aktywny udział w przedwyborczych zapasach na słowa nikłej wagi po stronie „jedynie słusznej partii”, jest swoistym ostrzeżeniem.

    Czas mija, a w moim okręgu nadal nic nie wiadomo, kto na listach się znajdzie. Czy jest chociaż nikła nadzieja na jakąś osobowość? 😉 . Ciągle waham się czy iść/nie iść na wybory. Raczej pójdę i …. no, właśnie……

    1. Znowu nie ma alternatywy. Do wyboru jest mniejsze lub większe zło. Innymi słowy nie mogąc głosować ‚za’ musimy głosować ‚przeciw’. Jedyne co w tej sytuacji można zrobić, to zignorować jedynkę i postawić krzyżyk gdzie indziej. To wyjście naprzeciw postulatowi, by skrócić kadencję starych wyjadaczy i dopuścić do głosu nowych. Sejm bez Schetyny, Nitrasa, Neumanna, Kidawy-Błońskiej i innych zasiadających w nim od lat niekoniecznie będzie dużo gorszy. A kto wie, czy nie będzie lepszy?