Jutro jadę do Węgry

Harcerze pozdrawiali się zawołaniem „czuwaj!” Władza w PRL-u nawoływała do zachowywania czujności, albowiem suwerenność socjalistycznej ojczyzny była solą w oku imperialistów amerykańskich, a wszelkie kłopoty i „przejściowe trudności” wodą na młyn odwetowców z Bonn.

Czujni specjaliści od mowy wszelkiego rodzaju, ostrej, mocnej, niedopuszczalnej itp. zauważyli, że tradycja językowa, zwroty, którymi Polki i Polacy posługują się od dawna obrażają, znieważają i poniżają. Ostatnio okazało się, że wyrazem pogardy jest przyimek ‚na’, podczas gdy uznanie i podziw wyraża się wyłącznie za pomocą przyimka ‚w’. Problem dostrzegła nawet Rada Języka Polskiego, której na co dzień nie przeszkadza zaśmiecanie języka polskiego angielskimi wyrazami, rusycyzmami i tworzenie na siłę żeńskich nazw zawodów.

Swego czasu, w głębokim PRL-u, uczone głowy doszły do wniosku, że Indie nie powinny wywyższać się nad inne kraje liczbą mnogą w nazwie, więc należy mówić i pisać India. Jednak trudno było namówić społeczeństwo, by konsekwentnie używało nazw Węgra, Włocha czy Niemca. Na szczęście siła rażenia niezależnych mediów jest tak ogromna, że przyjmie się i target, i szerowanie, i w Ukrainie. Bo jeśli można zerwać z poprawnością, to one pierwsze są gotowe. Wtedy w awangardzie zmian kroczyli dziennikarze „reżimowi”, dziś polszczyznę niemiłosiernie kaleczą głównie „niezależni”.

Rada zauważa, że

Zwyczaj językowy preferujący przyimki na i do w odniesieniu do nazw niektórych bezpośrednich i pośrednich sąsiadów Polski ukształtował się bardzo dawno, kiedy zupełnie inne były granice państw oraz poczucie wspólnoty państwowej czy dynastycznej. Stanowi on relikt dawnej rzeczywistości, nie jest zaś przejawem kwestionowania suwerenności Ukrainy, Litwy, Łotwy, Białorusi, Słowacji ani Węgier (z nazwami tych państw łączymy zwyczajowo przyimek na). Jednak niezależnie od faktycznych przyczyn jakiegoś zwyczaju językowego ważne jest, jak odbierają go ludzie, których on dotyczy.

Dziennikarzom, którzy często mają kłopoty z poprawnym wysławianiem się, nie można zarzucić braku czujności. Trzeba coś wymyślić, o czymś poinformować, a nie bardzo jest co. No to się wymyśla cokolwiek. Bierze się na przykład na tapetę tradycję językową i docieka przyczyn. Dlaczego mówimy na uniwersytecie, na Ziemi, na Węgrzech, w Niemczech, w Galaktyce, w Rosji? W tym musi tkwić jakaś tajemnica, a już na pewno takie traktowanie pracowników uniwersytetu, Ziemian, Węgrów obraża, czego o Niemcach czy Rosjanach powiedzieć nie sposób.  Dlatego należy mówić w uniwersytecie, w Ziemi, w Węgrzech. Gdy tylko powzięli postanowienie, że trzeba zerwać z tradycją i ujednolić przekaz, natychmiast przystąpili do działania. Walce pokrzywdzonych przyklasnęła Rada Języka Polskiego.

Biorąc pod uwagę szczególną sytuację i szczególne odczucia naszych ukraińskich przyjaciół, którzy wyrażenia na Ukrainie, na Ukrainę często odbierają jako przejaw traktowania ich państwa jako niesuwerennego, Rada Języka Polskiego zachęca do szerokiego stosowania składni w Ukrainie i do Ukrainy i nie uznaje składni z na za jedyną poprawną (jak można przeczytać w drukowanych wydawnictwach poprawnościowych). Przyimki w oraz do są zalecane szczególnie w języku publicznym (urzędowym, prasowym) i w tych kontekstach, w których moglibyśmy zastąpić słowo Ukraina wyrażeniem państwo ukraińskie. Piszmy więc wizyta prezydenta w Ukrainie, a nie na Ukrainie. Lepiej pisać o wojnie w Ukrainie niż na Ukrainie, choć druga wersja też nie jest niepoprawna.

W kolejce czekają pracowite pszczółki, które nie chcą już być wyjątkiem i chcą być zapisywane tak, jak przepiórka.

 

PS.
Czy ktoś wie gdzie jadą Ukraińcy wybierając się do Polski? Może oni także powinni co nieco poprawić? Ta ich cyrylica bardzo przypomina putinowską.

Dodaj komentarz