Infrastruktura zdolna do szczepienia

Mini ster zdrowia wystąpił na tle wykresu i ubolewał, że krzywa zakażeń rośnie w stosunku. Te codzienne liczby zakażonych są zdecydowanie większe o kilkaset osób w stosunku do tego co było, co miało miejsce tydzień wcześniej. Skutkiem tego jest między innymi to, że patrząc na cały ostatni tydzień ta średnia liczba dziennych przypadków zwiększyła się do poziomu 5544, a tydzień wcześniej miała, ta liczba analogiczna, czyli średnia tygodniowa wynosiła 5256. Skąd to wiadomo? Z wykresu oczywiście. Skąd wykres? No ktoś podaje jakieś dane, ktoś je przesyła dalej, ktoś je dodaje do siebie po to by ktoś mógł wklepać do tabelki i w ten sposób powstaje wykres. Gdzie taki wykres można znaleźć? Nigdzie, To rządowy wykres urzędowy, niedostępny dla nikogo poza wtajemniczonymi i służący do ilustracji założonej tezy.

Czy można traktować poważnie bajania człowieka, który już na jesieni przekonywał niczym premier u progu lata, że wirus jest w odwrocie, że liczba zakażeń spada, że niebezpieczeństwo w zasadzie zostało zażegnane i już możemy się uśmiechnąć, po czym — gdy liczba zakażeń zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do ustalonej wcześniej granicy — utajnia dane? Czy można traktować poważnie bajania władzy, która gdy pojawiają się informacje o nowej, bardziej zaraźliwej odmianie wirusa zamiast zrobić wszystko, by opóźnić jego pojawienie się w kraju podejmuje niespójne, nielogiczne i sprzeczne z logiką decyzje? Choć z oficjalnych danych, które sama podaje wynika, że liczba zakażeń systematycznie spada, ni stąd ni zowąd wprowadza narodową kwarantannę jednocześnie ściągając masowo do kraju rodaków z dotkniętej nową, zmutowaną odmianą wirusa Anglii.

Coraz wyraźniej widać, że powtarza się scenariusz, który przerabialiśmy na wiosnę. Wtedy nie dysponowaliśmy laboratoriami, które mogłyby wykryć wirusa, więc próbki jeździły do Niemiec. Teraz laboratoria mamy, ale nie badamy. Wykrycie angielskiej odmiany zawdzięczamy naukowcom-pasjonatom, a nie decyzjom władzy. Dzięki wiosennemu lock downowi epidemia tliła się, liczba zakażeń utrzymywała się na mniej więcej stałym poziomie. Ponieważ liczba zakażeń zależy wprost od liczby wykonanych testów, więc liczbę zakażeń podawano we wszystkich mediach, ale jeśli ktoś był ciekaw liczby wykonanych testów, musiał ją sobie poszukać na własną rękę. W lecie władza uznała, że wygrała z koronawirusem i poluzowała. U progu jesieni, nie bacząc na doświadczenia innych krajów, wysłała dzieci do szkół. Teraz, dzięki zimowemu lockdownowi epidemia tli się, liczba zakażeń utrzymuje się na mniej więcej stałym poziomie, z tym, że ponad dziesięciokrotnie wyższym niż na wiosnę. I znów następuje ponowny wzrost mimo, że na wszystkich danych rząd trzyma łapę i udostępnia co chce. Znowu wykonuje się skandalicznie mało testów, a nowych odmian nie szuka praktycznie wcale.

Walczący z otyłością wiedzą co to jest efekt jo jo. Rząd w ten sam sposób walczy z epidemią. Wprowadza ścisłą dietę, głodzi się do nieprzytomności, po czym nagle luzuje bez żadnego uzasadnienia. Skutek jest taki, że cały wysiłek, wszystkie wyrzeczenia okazują się psu na budę. Jednocześnie spada zaufanie do władzy. Coraz trudniej uwierzyć, że to, co robi, co proponuje ma sens i jakieś racjonalne podstawy. Nie przeszkadza to złotoustemu premierowi zwalać winy na Unię i pleść takie duby smalone, że głowa mała. W najbielszych miesiącach coraz ważniejszy będzie, mam nadzieję, mam przekonanie, program szczepień. Zbudowaliśmy infrastrukturę, która jest zdolna do szczepienia co najmniej 10 milionów [sic!] pacjentów codzie… 10 milionów ludzi miesięcznie. A więc w dwa, trzy miesiące praktycznie dwie trzecie bądź całość populacji mogłaby zostać zaszczepiona. Niestety, czekamy na dostawy dawek z różnych firm, które to dostawy są uzależnione od, no, mówiąc delikatnie,nie najlepszej umowy wynegocjowanej przez Komisję Europejską z tymi dostawcami. Można domniemywać, że gdyby dostawy negocjował polski rząd, mielibyśmy tyle szczepionek, że nie wiedzielibyśmy co z nimi zrobić. Właściwie dlaczego nie negocjował? Przecież Duda zapewniał, że Trump obiecał. Gdzie te amerykańskie szczepionki? Czemu polski rząd ich nie wynegocjował?

Wygląda na to, że to nie firmy farmaceutyczne, lecz Komisja Europejska produkuje szczepionki. Zbudowaliśmy system dystrybucji, logistyki szczepień, on jest gotowy wchłonąć dużo większe liczby, natomiast musimy jednocześnie też liczyć na sprawność Komisji Europejskiej tym, z tym, w tym przypadku jest niestety różnie — przekonuje premier w lutym. W styczniu natomiast mini ster Adam Niedzielski informował, że Wybraliśmy negocjacje z Pfizerem, żeby szczepionka pojawiła się w Polsce jak najszybciej. Mamy wstępne deklaracje, że z 25 mln szczepionek —10 mln dotrze do Polski jeszcze w pierwszym półroczu. Negocjowali czy nie negocjowali, oto jest pytanie. Tak czy owak trudno mieć zaufanie do władzy, której przedstawiciele zadają kłam swoim słowom.

Najsroższe kary, najdotkliwsze obostrzenia nie zdadzą się na nic, jeśli nie będą konsekwentnie przestrzegane z jednej strony i egzekwowane z drugiej. Nie jest tak, jak przekonuje władza, że spadek zakażeń to zasługa rządu, a wzrost to wina społeczeństwa nie stosującego się do reguł. Jeśli brutalnie rozpędzane są pokojowe demonstracje, które zresztą władza sama prowokowała, to można oczekiwać, że równie stanowczo zostaną potraktowani ci, którzy jawnie lekceważą obostrzenia, lamią nakazy, nie przestrzegają zaleceń. A to przecież nie jedyna kuriozalna niekonsekwencja.

Obecny wzrostowy trend – w ocenie prof. Ernesta Kuchara – wynika m.in. z tego, że tolerowane są różnego rodzaju pozory stosowania środków ochrony osobistej, co jest według niego absurdalne. „Na przykład ludzie noszą przyłbice lub półprzyłbice. Te drugie nie dają kompletnie nic, to nic nie daje, ale to jest powszechnie tolerowane, także przez władze” – zaznaczył. W jego ocenie, gdyby ludzie przestrzegali rygorystycznie zaleceń – nosili prawidłowo maseczki i zachowywali dystans – to epidemia zniknęłaby w ciągu kilku tygodni lockdownu. Dzięki temu udałoby się uniknąć wielomiesięcznego zamknięcia różnych sektorów gospodarki.

W Polsce tolerujemy grę pozorów, w tym fikcyjną ochronę — mówi p. prof. i trudno się z nim nie zgodzić. Z tym, że to nie tyle gra pozorów, ile nieporadność władzy, która nie wie co robić, na co zwrócić uwagę, co jest ważne, a co nie, gdzie należy zachować stanowczość, a gdzie można machnąć ręką. Doskonałą ilustracją jest tutaj wiosenny zakaz wstępu do lasu. A sytuacja staje się coraz bardziej groźna, ponieważ jeśli nie powstrzyma się ekspansji wirusa, to przed nowymi, zmutowanymi odmianami szczepionki mogą nie chronić.

Republika Południowej Afryki zaprzestała stosowania szczepionki AstraZeneca po tym, jak pojawiły się dowody, że szczepionka nie chroniła uczestników badań klinicznych przed łagodną lub umiarkowaną chorobą wywołaną przez bardziej zaraźliwy wariant wirusa, który po raz pierwszy zaobserwowano w tym kraju.

Jak polski rząd zamierza walczyć z mutacjami? Nie próbując ich wykryć. Południowoafrykański wariant wykryto w kurorcie w Szwajcarii, a brazylijski w Portugalii. Polska może stać się rozsadnikiem wszystkich możliwych rodzajów i odmian.

Dodaj komentarz