Informacyjna papka dietetyczna

Ileż to razy będąc w sklepie widzimy stojący na półce produkt z „naturalny” w nazwie, który jednakowoż ma tak bogaty skład, że aż dech zapiera. Na przykład maślanka naturalna. Maślanka to maślanka, produkt uboczny powstający podczas produkcji masła. Ale nie „naturalna”, bo ta składa się z mleka, odtłuszczonego mleka w proszku i zagęstników. Dawniej rodzimy wynalazek imitujący czekoladę nazwano uczciwie „wyrobem czekoladopodobnym”, a opakowanie bez żadnych nadruków, z szarego papieru „opakowaniem zastępczym”. Niestety, fałszowanie słów zatacza coraz szersze kręgi.

Lenin w którymś w swych licznych dzieł zauważył, że państwo, w którym policjant zarabia więcej niż nauczyciel jest państwem policyjnym. A radio informacyjne, w którym reklamy trwają dłużej niż informacje? Na dodatek nie ma ani jednego programu informacyjnego poświęconego… informowaniu. Czy w ogóle istnieje jakieś medium, które informuje, a nie manipuluje? Nie tylko mnie to nurtuje. Andrzej Koraszewski, publicysta paryskiej „Kultury” też ma z tym problem.

Zastanawiam się, czy jest gdzieś w Internecie serwis wiadomości godny tej nazwy? To co widzę to skrzyżowanie serwisów plotkarskich z wiadomościami wrednej teściowej o prowadzeniu domu przez znienawidzoną synową. W blokach ideologicznych osiedli panuje straszliwa ciasnota umysłowa. Nie ma tu hierarchii ważności, „wiadomości” spływają, to wszystko sprawia wrażenie zagubienia samej idei „wiadomości”, wygrało to, co w wiadomościach było zwykle na końcu, czyli „ciekawostki”. Zapytałem młodszego o 40 lat dziennikarza, czy jest klientela na rzetelny, bezpartyjny (nie obrazkowy) serwis informacyjny, odświeżany trzy, cztery razy dziennie? Odpowiedział uczciwie, że nie wie, bo nikt tej sztuki nie próbował.

Co ma zrobić osobnik, który zrezygnował z usług telewizji, telewizor oddał potrzebującym, a sam nasłuchuje wiadomości w radiu?

Radio musiało pozostać przy tradycyjnej koncepcji wiadomości uporządkowanych, ale serwisy informacyjne zostały absurdalnie skrócone, a ocena tego, co jest wiadomością, jak również hierarchia ważności, podporządkowane zostały międzyobozowym animozjom.

Na suche, starannie sprawdzone informacje o faktach z kraju i ze świata podobno nie ma popytu. Otrzymujemy gotowy produkt, czyli informację, co mamy myśleć.

Zanurzeni w szumie informacyjnym, nie potrafiąc odróżnić tego co ważne od tego, co nieistotne gubimy sedno, nie rozumiemy co się wokół dzieje i — co najważniejsze — dlaczego. Nie dysponując pełną wiedzą nie jesteśmy w stanie powiązać skutków z przyczynami. Dostajemy bowiem starannie wyselekcjonowaną papkę, uwzględniającą interes nadawcy i reklamodawcy, a nie nasz. Jeśli przyjmiemy, że radio informacyjne naprawdę informuje i poprzestaniemy na tym, co usłyszymy, będziemy równie dobrze poinformowani jak mieszkaniec afrykańskiego buszu.

Kiedy wizję świata porządkują nasze wzajemne niechęci, korkociąg zbiorowej paranoi kręci się coraz szybciej. Głębokie przekonanie, że ONI są bandą świrów, może eliminować potrzebę i zdolność samokrytycyzmu. Trudno się oprzeć wrażeniu, że ludzie tacy jak Trump, Kaczyński czy Macierewicz wymagają pilnej pomocy psychiatrycznej. Obsesja, by nikt nie przeoczył symptomów ich choroby, może jednak wywoływać podobne symptomy u nas.

Na koniec należy za Andrzejem Koraszewskim poinformować, że wszystkie 637 numerów paryskiej „Kultury” jest dostępnych on-line.

„Kultura” zaczęła wychodzić w czerwcu 1947 roku, początkowo w Rzymie, potem w Paryżu. Miała być i była forum myśli wolnej do partyjniactwa, niezależnej od wszelkich ośrodków. Jerzy Giedroyc był redaktorem, który programowo nie publikował swoich własnych artykułów, publikował autorów, których teksty uznawał za interesujące, niezależnie od opcji politycznej. […] Umierał z poczuciem klęski, bo widział, jak po upadku komunizmu Polska wraca w stare koleiny piekielnych waśni i parafiańszczyzny.

Dodaj komentarz