In vitro czyli caelum ipsum petimus stuititia

Ksiądz profesor Franciszek Longchamps de Bérier, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie jest profesorem nauk prawnych i specjalistą w zakresie prawa rzymskiego. Nie można sobie wyobrazić lepszych kwalifikacji do pełnienia funkcji członka zespołu ekspertów do spraw bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski.

Niedawno ksiądz profesor udzielił wywiadu tygodnikowi opinii Uważam Rze. Jaki tygodnik, takie opinie. Dlatego po udzieleniu wywiadu pan profesor poczuł się w obowiazku oznajmić, że jeżeli jest powód, by poczuć się urażonym dyskusją o wadach genetycznych, to przepraszam. To jest bowiem fakt potwierdzony doświadczalnie, że gdy ktoś swoimi nieprzemyślanymi wypowiedziami czyni komuś krzywdę, to przeprasza za „dyskusję”. Jeśli zaś sytuacja jest odwrotna, to prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie obrazy uczuć lub zniewagi.

Pan profesor wyznał był z rozbrajająca szczerością, że farmazony, które prawi to nie wiedza, lecz jego poglądy. I ma rację ponieważ niewiedza pozwala mieć takie poglądy, których by się nie miało, gdyby się wiedziało. Weźmy takie Niebo, w którym według ostatniego spisu powszechnego mieszkają aniołowie i wszyscy świeci oraz Jezus. Bóg tam nie mieszka, bo jak wiemy mieszka na górze Syjon. Co ciekawe istnieje rozróżnienie. Otóż gwiazdy świecą na niebie, a wyżej wymienieni mieszkają w Niebie. Czyli de facto bóg wie gdzie, zważywszy na to iż już wiemy, że tam w górze jest niemal nieskończona, zimna pustka rozciągająca się  w nieskończoność we wszystkie strony.

W tym miejscu przerywamy program by podzielić się niebotycznym zdumieniem związanym z tym, co powyżej. Otóż wiadomo od dawna z licznych źródeł, a potwierdziły to także polskie sądy w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej, że trzeźwi i niepalący autorzy Pisma Świętego działali na zlecenie, czy wręcz pod natchnieniem samego boga. To oznacza, że to on, kierując nieznanymi bliżej autorami niejako z tylnego siedzenia, jest fe facto autorem Pisma Świętego. I nie ma w tym nic zdumiewającego. Wiele rzeczy na świecie powstało pod wpływem. Zdumiewające jest, że wyznawcy traktują słowa, które w Piśmie wypowiada sam pan z pogardą, podchodząc do nich równie poważnie jak do bajań wiejskiego głupka — coś tam sobie gada, ale w sumie jest nieszkodliwy.

Tak, chodzi o adres zameldowania. Bóg mówi Ja jestem Pan, Bóg wasz, co mieszkam na Syjonie, górze mojej świętej. (Joel 4:17) Jego słowa potwierdza wiarygodny świadek: Bóg znany jest w Judzie, wielkie jest imię Jego w Izraelu. W Salem powstał Jego przybytek, a na Syjonie Jego mieszkanie. (Ps 76:2) I co z tego? Ano wierzący modlą się do jakiegoś pana, który jest w niebie, czyli bóg wie gdzie. To, wbrew pozorom ma dalekosiężne skutki, bo Jezus mówi wyraźnie: I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie. Kłamie? Skąd. Modlitwy są po prostu kierowane pod fałszywy adres.

Wracając do księdza dobrodzieja, który plecie, bo wierzy, że powinien. Przy okazji zdradza niechcący, że oni mówią potocznie. — Potocznie mówimy, że pan Bóg wybacza zawsze, ludzie czasami, a natura nigdy. Pytanie jest, czy nie robimy czegoś, czego natura nie wybacza. Co takiego robimy, czego natura nie wybacza? Prowadzimy rabunkową eksploatację zasobów naturalnych? Smrodzimy na potęgę zatruwając środowisko? Faszerujemy chemią żywność? Śmiecimy bez sensu garść liści herbaty czy tytoniu pakując w torebkę, kartonik i celofanik? Nie. Coś, czego natura nie wybaczy to to, czego kościół nie zaakceptuje: — Nie sądzę, aby Kościół mógł zaakceptować in vitro — ujawnił ksiądz profesor. Dlaczego? No bo z punktu widzenia Kościoła problemem jest tak zwana selektywna aborcja, jaka towarzyszy tej metodzie.

I co z tego, że Kościół nie zaakceptuje tej metody? — mógłby spytać ktoś urwawszy się z choinki lub spadłszy z Księżyca. W zasadzie nic. Poza tym, że na tej ziemi (chodzi o tę ziemię), to czego nie akceptuje Kościół staje się obowiązującym wszystkich prawem. Czy się to komuś podoba, czy nie. Poniewież na czele rządu stoi człowiek, który ma gigantyczne poczucie humoru. — Nasz rząd nie będzie się kłaniał bankierom, ani związkowcom, nie będzie klękał przed księdzem — zażartował był swego czasu goszcząc w Gdańsku.

W dawnych czasach, gdy naukę skupiał w swych rękach Kościół, a ktoś, kto uważał co innego niż Kościół nauczał był albo palony na stosie, albo łamany kołem, albo przypiekany żywcem, Ziemia była płaska, a życie proste. Gdy niejaki Luter pokazał papieżowi figę nauka zaczęła się dynamicznie rozwijać. Dzięki temu nawet profesor nauk prawnych i specjalista w zakresie prawa rzymskiego może sobie poczytać coś na temat biotechnologii i zrozumiawszy co piąte słowo wyrobić sobie pogląd. Z kolei inny wybitny specjalista od aniołków dorwał podręcznik do biologii dla przedszkolaków i skonstatował, że zarodek, to człowiek. Skoro wąż może mówić, to zarodek tym bardziej może być. A gdy obwieścił trzódce to objawienie trzódka uwierzyła. Bo trzódka uwierzy w każdą bzdurę. Im bardziej wyssaną z palca, tym chętniej. Albowiem niewiedza to jej hobby i stan permanentny, a zdobywanie wiedzy, weryfikowanie informacji sprawia wprost fizyczny ból.

Na sugestię dziennikarza, że ksiądz profesor nie rozumie tych ludzi, którzy nie mogą mieć dzieci metodą naturalną i po prostu decydują się na metodę in vitro ksiądz profesor odpowiada (uprzejmie proszę czytelników o przytwierdzenie się do podłogi i zapięcie pasów): — Rozumiem, ale czegoś takiego bym sam nie zrobił, gdybym był w takiej sytuacji. To jest ta rozmowa, którą prowadzimy. Odradzał bym komuś, kto mnie pyta o to, poważnie.

W tym miejscu przerywamy by zwrócić uwagę Czytelników na to kto o to pyta i komu ksiądz odradza. — Ze względów właśnie dotyczących, i tutaj to badamy tak jak badaliśmy w zespole powołanym przez pana Premiera do spraw ratyfikacji konwencji z Oviedo, a więc pytamy się jakie są tego konsekwencje dotyczące natury, jakie są tego konsekwencje dotyczące relacji z rodzicami, no i wreszcie jakie są tego konsekwencje jeśli chodzi o spojrzenie na całość, no i właśnie kiedy człowiek wstawia się w pozycji twórcy życia nie uwzględniając w ogóle pana boga czy nie uwzględniając także dobrej nowiny, która jest do niego skierowana, a więc tego, że jest przez pana boga kochany i pan bóg chce dla niego dobra, chce jego potomstwa.

Spuśćmy miłosiernie zasłonę milczenia na dalsze wynurzenia sługi bożego w randze profesora, który na koniec stwierdza — i chyba wierzy w to co mówi — że tych, którym in vitro nie pomogło udaje się leczyć w kruchcie i przeżywają głębokie nawrócenie z tym związane.

Jakim mianem określić te wywody? Pozostawiam to czytelnikom. Jedno jest pewne — z takimi doradcami doradzającymi polskiemu Premierowi Polska sukcesu nie odniesie.

Dodaj komentarz