Ile traumy to za dużo traumy

Trigger warning: gwałt. okrucieństwo wobec dzieci i zwierząt

Poniższy materiał zawiera omówienie fabuły następujących powieści:
Malowany Ptak Jerzego Kosińskiego
Małe Życie Hanyi Yanagihary
Ciemno, prawie noc Joanny Bator

Gdyby przyszło nam stworzyć ranking najbrutalniejszych książek, takich epatujących okrucieństwem z każdego rozdziału, to z dużym prawdopodobieństwem wysokie miejsce zająłby Malowany Ptak Jerzego Kosińskiego z 1965.

Już jedna z pierwszych scen raczy czytelnika wyjątkowo brutalnym opisem napaści — młynarz w ataku wściekłej furii przygważdża swojego pomocnika taboretem do ściany i wyciska mu oczy jak winogrona. Inna scena przedstawia niczym nieuzasadnione okrucieństwo wobec zwierząt — grupa chłopców dogania i osacza wiewiórkę, zwierzątko zostaje oblane łatwopalną cieczą i żywcem podpalone. Ale to i tak tylko preludium bestialstwa, bo główną osią fabularną jest gehenna małego chłopca tułającego się w czasie wojny od wioski do wioski, który doznaje w tym czasie coraz bardziej bezlitosnych form przemocy fizycznej i psychicznej. Mamy tu więc nie tylko bicie, poniewieranie, głód i pracę ponad siły, ale też podwieszanie i podtopienie w szambie, a wszystko w atmosferze strachu i zagrożenia życia. Osobiście Malowanego Ptaka czytałam w okolicach 30-tki, więc nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia jak z pewnością miałoby to miejsce 10 czy 15 lat wcześniej. Oczywiście opisane sceny gdzieś we mnie siedzą i pamiętam je do dzisiaj, ale prawdopodobieństwo  ich zaistnienia było dla mnie tak nikłe, że raczej nie warte wylanych łez czy zarwanych nocy. No bo czy łatwo jest dogonić wiewiórkę, która zazwyczaj trzyma się blisko lasu czy drzewnych zagajników? A pomocnik młynarza nie broniłby się przed atakiem tylko stał i przyjmował mizerny los bez sprzeciwu?

Przenieśmy się teraz do czasów bardziej współczesnych i spróbujmy omówić bestseller z 2015, czyli Małe Życie Hanyi Yanagihary. Opis na okładce mówi nam, że będzie to „wstrząsający obraz dojrzewania, przyjaźni, traumy i sukcesu […] czterech  przyjaciół”. Ale tak naprawdę jest to historia jednego z nich i to głównie historia jego traum, bo na Jude’a spadają wszystkie możliwe nieszczęścia… Po porzuceniu na śmietniku przebywa w męskim zakonie gdzie doznaje bicia, przypalania i przemocy seksualnej. Gdy trafia do domu dziecka czekają go kolejne gwałty i już nie bicie, a wręcz chłostanie, które zostawi trwałe blizny na jego ciele. Następnie mamy ucieczkę z domu dziecka i podróż stopem przez kraj, gdzie znowu żeby przetrwać musi świadczyć usługi seksualne napotkanym kierowcom tirów. Na koniec wycieńczony podróżą i trawiącymi go chorobami wenerycznymi trafia w ręce kolejnego psychopaty, który znów go bije i gwałci, a na końcu przejeżdża samochodem przez co Jude będzie zmagał się z bólem i kalectwem. Dorosłość też nie oszczędza naszego bohatera, bo mimo sukcesu zawodowego i finansowego oraz wielu przyjaciół wokół nie potrafi ułożyć sobie życia uczuciowego. Próba nawiązania związku kończy się wybitymi zębami i połamanymi żebrami. Bo Jude nie trafia „tylko” na brutala stosującego przemoc domową, ale na prawdziwego zwyrodnialca, który usiłuje go zabić.

Ale to jeszcze nie wszystko, bo pominęłam jeden fragment, na którym teraz bardziej szczegółowo chciałabym się skupić. W wieku 9 lat Jude wymyka się z zakonu razem z jednym z braci zakonnych. Przedsiębiorczy brat Luke początkowo udaje przyjaciela chłopca by zbudować zaufanie i zmanipulować go do świadczenia usług seksualnych. I w ten o to sposób Jude jest stręczony przez kolejne 3 lata chętnym mężczyznom w przydrożnych motelach. Przez całą ponad 800-set stronicową powieść autorka nie daje żadnego znacznika czasowego, więc nie wiemy, który jest dokładnie rok. Ponieważ jednak historia dzieje się na przestrzeni kilku dekad, prosta matematyka każe nam założyć, że dzieciństwo Jude’a przypada na lata 60’ i 70’ czyli zdecydowanie czasy przed internetowe. Mamy więc uwierzyć, że poszukiwany przez policję mężczyzna wychodził na ulicę obcego miasta i zagadywał obcych ludzi czy przypadkiem nie byliby chętni na małego chłopca? Proceder trwał przez trzy lata podczas, których co 2 – 3 tygodnie zmieniali motel lub miasto, więc też nie było mowy o stałych klientach, jest za to wspomniane, że często klientów była cała grupa… Bardzo bym chciała współczuć głównemu bohaterowi, chciałabym móc płakać nad jego strasznym losem, ale zwyczajnie nie umiem, gdy powieść osadzona nie w świecie alternatywnym tylko niby naszym, realnym, zionie taki brakiem sensu i logiki.

Ostatnią książką na mojej liście, w której przekroczono dopuszczalny według mnie poziom wszelkiego okrucieństwa jest nagrodzone w 2013 nagrodą literacką Nike Ciemno, prawie noc Joanny Bator. Autorka nie szczędzi nam opisu zbiorowego gwałtu na małej dziewczynce i oskalpowania jej brata, który był świadkiem horroru siostry. Poza tym mamy tu przemoc seksualną ze strony rodzica, pornografię dziecięcą, porwania i morderstwa dzieci a także kazirodztwo. Ale to wciąż za mało, bo musimy dostać również okrucieństwo wobec zwierząt, a wspomniana wcześniej pornografia też jest z ich udziałem. To chyba po to, by już maksymalnie dokręcić śrubę wszelkich opisywanych wynaturzeń. Jednak co książce można jeszcze wybaczyć, zwłaszcza, że Ciemno, prawie noc napisane jest w nurcie realizmu magicznego, gdzie rzeczywistość miesza się z baśnią i onirycznym snem, tak w filmie będzie to już zupełnie niestrawne. Ekranizacja powieści z 2019 w reżyserii Borysa Lankosza nie szczędzi nam żadnych z wymienionych elementów powieści a dodaje od siebie jeszcze wizualia. Reżyser nie pozostawia wiele do wyobraźni widza, nie robi dość szybko cięć, wszystko musimy zobaczyć i wszystko usłyszeć. Nie wystarczy nam wiedza, że po mieście grasowała siatka pedofilów kręcących pornografię dziecięcą musimy zobaczyć jak wyglądała przygotowana scenografia. Nie wystarczy, że bohater znalazł zdjęcia, które go zszokowały, my musimy sami te zdjęcia zobaczyć…

Moje pytanie więc brzmi kiedy dużo traumy to za dużo, nie dla bohaterów, bo tu jak wiemy papier przyjmie wszystko, ale dla widza/czytelnika. Kiedy bardzo ważny i delikatny temat zamiast poruszać znieczula, zamiast szokować irytuje? A może to jakiś mechanizm obronny, który nie pozwala do końca uwierzyć, że otaczający nas świat jest tak zły i zwyrodniały. A może właśnie jest tylko, żeby nie oszaleć nie chcę tego przyjąć do wiadomości?

Dodaj komentarz