I kto to mówi?

… to kolejna rezolucja w sprawach, które w ogóle nie należą do właściwości Unii Europejskiej. To była nasza, […] forma protestu przeciwko uświatopoglądowieniu każdego dokumentu, który spływa do europosłów. Kończy się to tak, że organizacje prawicowe piętnują jednych, organizacje lewicowe piętnują drugich.

Problem w tym, że nieustająco rozmawiamy, co zrobić, żeby powstrzymać działalność polegającą na wytwarzaniu dokumentów i wprowadzaniu poprawek w sprawach nienależących do właściwości UE. Posłowie są naprawdę zmęczeni permanentnym wprowadzaniem rozmaitego rodzaju zapisów, które jedynie dają pożywkę dla wewnątrzkrajowych awantur światopoglądowych, przejawiających się m.in. wulgarnymi hejtami na portalach społecznościowych, co widać w Polsce.

I kto to mówi? Prominentny działacz PiS-u? Niedoszły przewodniczący Rady Europejskiej? Nie. To mówi Ju. Pitera z partii opozycyjnej. Były członek Porozumienia Centrum, niezłomna działaczka tropiąca afery i nieprawidłowości, najpierw w Transparency International Polska, a później jako Pełnomocnik Rządu do Spraw Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych.

Przypomnijmy: Rząd powołał Pełnomocnika do spraw Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych. Jego najważniejszym zadaniem będzie przygotowanie specjalnego programu, który ma zapobiegać nadużyciom w administracji publicznej. Pełnomocnikiem zostanie Julia Pitera, sekretarz stanu w KPRM. Do jej kompetencji należeć będzie również przygotowanie zmian organizacyjnych służących poprawie funkcjonowania głównych instytucji publicznych. I — dla porządku — przywołajmy jeszcze rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 23 stycznia 2012 r.:

§ 1. Znosi się Pełnomocnika Rządu do Spraw Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych.

P. Ju. Pitera nie zdążyła przez pięć lat przygotować programu ani wytropić żadnej nieprawidłowości w PO, przygotowała jednak raport, w którym zdemaskowała niegospodarność ekipy PiS: Pieniądze wydatkowane były przykładowo na m.in. zakup dorsza za 8,16 zł „celem kontroli gatunku ryb i ich świeżości, oraz przedstawienie odpowiednim władzom wyniku testu”, lub na spinki do mankietów za 619,65 zł, „na cele reprezentacyjne Ministra Polaczka”, albo 2x Grants i 2 herbaty w Szpulce o godz. 23.29 za 32 zł, jako „poczęstunek Ministra Woźniaka” […] itd, cały raport tutaj.

W tym miejscu warto głęboko pokłonić się redaktorowi Tomaszowi Lisowi i innym niezłomnym bojownikom walczącym z tak zwaną mową nienawiści, po polsku zwaną hejtem. Otóż p. Pitera tym mianem określiła krytykę skierowaną pod jej adresem: Nie sadzę, by wojna na hejty sprowokowane przez Miłość nie Wyklucza podnosiła poziom tolerancji. Natomiast gdyby przejrzeć moje głosowania w tych kwestiach, to one były pewnie różne, zależne od treści całości dokumentu. Ale generalnie zawsze miałam poczucie bezradności, wiedząc, że chodzi jedynie o efekt, o którym powiedziałam wcześniej.

Wyborcy także mają poczucie bezradności czując, że w partii opozycyjnej Saryuszów-Wolskich jest dużo więcej. Panu Schetynie, mianowanemu na stanowisko przewodniczącego partii opozycyjnej, zamarzyło się stanowisko premiera, więc się nim mianował proponując swoją kandydaturę w tak zwanym konstruktywnym votum nieufności dla rządu Beaty Szydło. Żeby nie rozśmieszać pozostałych partii opozycyjnych nie konsultował swojego pomysłu z nikim, dzięki czemu szanse ma porównywalne do szans Saryusza-Wolskiego.

Problem polega więc na tym, że z partią opozycyjną, która jest lustrzanym odbiciem partii rządzącej, Polska nie stanie się demokratycznym państwem prawa. Wystarczy spojrzeć jak zachowawczo zachowali się posłowie PO podczas głosowania w Parlamencie Europejskim rezolucji w sprawie równości kobiet i mężczyzn. Zaś wbrew temu co twierdzi portal oko.press Ju. Pitera i Ja. Wałęsa nie wstrzymali się od głosu, lecz głosowali przeciw. Podobnie jak Saryusz-Wolski.

Wypada mieć nadzieję, że do wyborów wyłoni się jakaś nowa siła polityczna, bo tym, czym dysponujemy teraz świata nie zawojujemy.

 

PS.
W Stanach Zjednoczonych czteroletnie dziecko wezwało pomoc do nieprzytomnej matki. Matce dzięki temu udało się przeżyć. W Polsce Zespoły ratownictwa medycznego wysyłane są w przypadkach nagłego, gwałtownego pogorszenia stanu zdrowotnego pacjenta, które grozi wystąpieniem niebezpiecznych powikłań na „tu i teraz”. Dlatego karetka przyjechała dopiero po trzecim wezwaniu, gdy było już za późno.

Dodaj komentarz