Hy hy hy

Ceny wysokie

Zwykły obywatel, zwany czasem szarym człowiekiem, bez mediów byłby bezradny jak niemowlę i ciemny jak tabaka w rogu. Weźmy taką inflację. Czy bez mediów ktoś zorientowałby się, że jest drożej? Na przykład wakacje. Kto bez medialnego wspomagania informacyjnego wiedziałby, że wakacyjny pobyt na Kanarach jest w sierpniu tego roku droższy o niemal 1000 zł (dokładnie 930 zł) niż w zeszłym? Albo, że oscypek, który nie jest oscypkiem lecz tylko go przypomina wyglądem, ponieważ oscypek musi mieć certyfikat, dziś kosztuje 2 zł, a nawet 2 zł 50 gr, podczas gdy w zeszłym roku kosztował 1 zł, a nawet 1 zł 50 gr? Cepry, czyli ci, którzy przyjechali w góry spoza gór, zapewne woleliby dowiedzieć się jak odróżnić oscypka od wyrobu oscypkopodobnego, bo że jest drogo to sami widzą.

oscypki dwa
Oscypki z bacówki Biały Potok

Oscypek to ser owczy, czyli robiony z mleka owczego z mniejszą lub większą domieszką mleka krowiego. Im mniejszą tym lepiej. Charakteryzuje się tym, że jest drogi, twardy i kruchy, ma delikatne, nieliczne otworki niczym ser szwajcarski i jest leciutko żółtawy. Coś, co pod palcami ugina się, jest idealnie szklisto-gładkie i białe w przekroju (z wierzchu może być mniej lub bardziej brązowe z uwagi na wędzenie), przypomina gumę i skrzypi podczas gryzienia, to serek oscypkopodobny zrobiony z mleka krówskiego. Malućkie serecki po dwa czy 2,50 to na 100% właśnie to. Choć teoretycznie ser może być uformowany dowolnie, to tradycyjne oscypki mają specyficzny kształt dwóch stożków. Jest to produkt sezonowy, dostępny w czasie wypasania owiec.

Prezes Prawa i Sprawiedliwości pozwolił sobie na żart. Według wielu żart był „niedopuszczalny”, „skandaliczny”, „urągający” i w ogóle. Specjaliści od tłumaczenia cudzych wypowiedzi i intencji przekonują, że głupia gadanina to „sączenie nienawiści do ludzkich serc” i podobne zbrodnie. Cóż takiego powiedział Kaczyński? Dopuścił do siebie myśl, że nie wszyscy muszą się z nim zgadzać, ale to nie znaczy, że nie należałoby się im bliżej przyjrzeć. Ktoś się może z nami nie zgadzać, ma lewicowe poglądy, uważa, że każdy z nas może w pewnym momencie powiedzieć, że no teraz, do tej pory, do godziny tam, jest w tej chwili koło wpół do szóstej, to byłem mężczyzną, a teraz jestem kobietą. Hy hy hy hy. No bo przecież lewica uważa, że tak powinno być. I należy to przestrzegać. Mój szef w pracy dajmy na to, czy nawet moja koleżanka, czy mój kolega powinna się do mnie zwracać już tym razem w formie żeńskiej. To i tak… No można mieć takie poglądy, dziwne prawda, ja bym to badał, ale… Hy hy hy hy.

W dobie powszechnego dostępu do informacji i błyskawicznej komunikacji przestaje liczyć się sens. Logomachia stała się swego rodzaju bożkiem, ideologią zwalniającą z myślenia. Przestaje być ważne co ktoś powiedział, czy miał rację, czy w tym co mówił w ogóle kryje się jakaś myśl, której warto poświecić uwagę. Liczy się osoba mówiącego i interpretacja jego słów. Wystarczy przysłuchać się słowotokowi posłów w Sejmie, którego nikt nie słucha. Tomasz Rzymkowski, który jest wiceministrem powinien podać się do dymisji. Dlaczego? Bo nie nadaje się? Jest niekompetentny? Nie radzi sobie na stanowisku? Skąd! Powinien odejść ponieważ… powiedział, że zna nauczyciela, który zarabia 11.000 zł, a w ogóle to do zawodu nikt z łapanki nie brał. To, według specjalistów od bicia piany są „niedopuszczalne słowa” ponieważ obrażają nauczycieli. Zaiste, sugerowanie, że wiedzieli co robią musiało ich ubóść do żywego. Zwłaszcza tych, którzy z całych sił popierali reformy Zalewskiej.

Jurek Orwell w swym wiekopomnym dziele „Rok 1984” opisał świat, w którym logomachia stała się doktryną państwową. Nie miało najmniejszego znaczenia co ktoś mówi, byle mówił tak, jak trzeba, zgodnie z wytycznymi. Dla niepokornych nie było zmiłuj. To była przerażająca wizja, ale jakoś mało kto dostrzega, że powoli ziszcza się na naszych oczach. Z jednej strony nie wolno „znieważać” kobiet, mniejszości seksualnych, Murzynów, obcokrajowców z Bliskiego Wschodu, Cyganów, mniejszości seksualnych, a z drugiej uczuć religijnych, boga, przedmiotów kultu, funkcjonariuszy na służbie. Przy czym zwykły obywatel, zwany czasem człowiekiem, nigdy nie wie kiedy kogoś obraził, powiedział coś niedopuszczalnego. Wiedzą to tylko samozwańczy wszystkowiedzący moraliści i etycy z bożej łaski. Gdy tylko pokojarzą, ustalą kto został obrażony, kto znienawidzony, natychmiast biją. Na razie na alarm.

Amazon i brytyjski Channel 4 wzięły na tapetę wczesne opowiadania Philipa K. Dicka i przygotowały składający się z 10 odcinków serial „Elektryczne sny Philipa K. Dicka” (Philip K. Dick’s Electric Dreams). Jeden odcinek, zatytułowany „Zabij innych” (Kill All Others), twórczo zmodyfikowane opowiadanie „Wisielec” (The Hanging Stranger) z 1953 roku,  doskonale oddaje obecne tendencje. W wyborach startuje jeden kandydat i nikogo to nie dziwi, nikogo nie oburza. Kandydat (ściślej kandydatka) zachęca do — użyjmy eufemizmu — zajęcia się „innymi” i też traktowane to jest jako coś normalnego. Nieprzyjemnie robi się wtedy, gdy sobie uświadamiamy, że inni to ci, którzy — sparafrazujmy słowa prezesa — mają czelność się z nami nie zgadzać. Czyli de facto potencjalnie każdy z nas. Nie lubisz sąsiada? Gonisz go z siekierą wrzeszcząc „To jest inny! Inny!” Policja stanie po twojej stronie, nie jego.

Czy specjaliści od demaskowania mowy nienawiści i ich akolici naprawdę nie zdają sobie sprawy, nie dostrzegają, że sami podsycają nienawiść szczując na konkretnych ludzi? Wiceminister mówił o jakichś nauczycielach, sugerował, że wybierając ten zawód i zatrudniając się w szkole wiedzieli na co się godzą. Dyżurni piewcy poprawności wskazali palcem jego, konkretną osobę, oskarżając go o niecne intencje. Podobnie jest w przypadku Kaczyńskiego. Nieważne czy człowiek żyjący w celibacie mimo, iż nie jest księdzem, jest w pełni zdrowy. Mówił o wyimaginowanych ludziach, którzy mają lewicowe poglądy polegające na tym, że w dni nieparzyste są mężczyznami, a w parzyste nie. Oburzeni zaś atakują go wprost, imiennie, wskazują palcem dając do zrozumienia, że to on jest winien, to on was nienawidzi, to on na was szczuje.

Co osiągnęli wszelkiej maści zamordyści ograniczając swobodę wypowiedzi? Jaki problem rozwiązali? Brednie wygadywane przez Kaczyńskiego są nieakceptowalne w ustach człowieka sprawującego funkcje publiczne, ale całkowicie zrozumiałe i dopuszczalne w ustach menela układającego się do snu w rynsztoku. Niestety brak kultury, taktu, kindersztuby, obycia nie jest przestępstwem. Tylko ktoś niebywale prymitywny może naśmiewać się z kalectwa i cierpienia. Czy jednak aby na pewno knebel pozwoli rozwiązać problem? Czy z punktu widzenia osób prześladowanych nie byłoby lepiej gdyby mogli liczyć na wsparcie i obronę? W jaki sposób pomoże im, podniesie na duchu, nagonka na tego czy innego prymitywa?

To nie słowa zabijają. Zabijają szaleńcy wcielający je w czyn. Żaden problem nie zniknie tylko dlatego, że nie będzie się o nim mówiło.

Dodaj komentarz