Honor czy horror oto jest pytanie

Nie tak dawno ci, którzy zawsze trzymają rękę na pulsie, niebywale czujni i — najważniejsze — wzór cnót wszelakich, nie posiadali się z oburzenia. Oburzyło ich to, że kandydatka na posła sfotografowała się pod pomnikiem podpisanym „Bóg Honor Ojczyzna” z transparentem na którym były inne, choć podobnie brzmiące słowa. Nawet dziecko potrafiłoby porównać napis na pomniku z napisem na banerze i dostrzec podobieństwo nie tylko w liczbie słów (na pomniku 3, na banerze 4) ale i w ich brzmieniu, a bardziej kumate wysnuło by jedynie słuszny wniosek, że to świętokradztwo, hucpa, i zbrodnia. Czy dyżurni moraliści są naprawdę tak kryształowo czyści, tak nieskazitelni, tak bezgrzeszni że tak ochoczo rzucają kamieniem, choć najczęściej obrzucają błotem? Bynajmniej. Po prostu media przestały pełnić swą tradycyjną, informacyjną rolę. Stały się narzędziem do zarabiania pieniędzy. Nie przekazują wieści lecz sprzedają treści, a gdy akurat nie ma nic nadającego się do sprzedaży wciskają moralizatorski kit albo tworzą sensację. Dlatego p. red. Agnieszka Gozdyra nie ma żadnych oporów przed zapytaniem posła na sejm Rzeczpospolitej Polskiej czy będzie „poważny” i co będzie „wyprawiał” w sejmie. Profesjonalistka pełną gębą, która jednak takie same pytania pod swoim adresem uznałaby za niestosowne i uwłaczające.

Jeśli wiadomo mniej więcej co znaczą słowa ‚Bóg’ i ‚Ojczyzna’, to z ‚Honorem’ jest kłopot. Na dobrą sprawę nikt do końca nie wie co to jest i z czym to się je. Niedawno p. Eliza Michalik podczas rozmowy z p. Mikke herbu Korwin plotła niczym Piekarski na mękach o „zdolności honorowej”, choć oboje nie mieli pojęcia o czym mówią. A przecież to bardzo łatwo wytłumaczyć. Honor to godność. To postępowanie nie uwłaczające nikomu, a zwłaszcza osobie honorowej. Weźmy na przykład członka najwyższych władz państwowych. Człowiek honorowy nigdy nie zgodziłby się na to, by wystąpić jako dodatek do prezesa partii rządzącej. Podczas 45 lat trwania reżimu komunistycznego nie zdarzyło się by premier rządu przemawiał z siedziby partii stojąc obok I Sekretarza KC PZPR. Jeśli tow. sekretarz miał coś do powiedzenia, to po prostu to mówił. Jeśli (niezmiernie rzadko) coś do powiedzenia miał premier, to mówił. Nie mówili jednak ani razem, ani na przemian stojąc obok siebie. A już nigdy nie zdarzyło się, że lider partii wzywa rzecznika rządu (cho no tu!), przekazuje polecenie, a rzecznik publicznie zwraca uwagę premierowi czego w przemówieniu zabrakło, a nie powinno.

Tak to już jest, psychologowie dawno już ten stan zdiagnozowali i opisali, że im mniej ktoś ma godności, im mniej znaczy, im mniej jest kryształowy, tym większą wagę przywiązuje do słów, tym skwapliwiej dba o pozory i przekonuje, głównie siebie, o niezłomności. Jeśli nie jest przekonany, że kogoś przekonał do swoich przymiotów, to stara się za wszelką cenę przydać sobie znaczenia. Na przykład Miliony Polaków miały oczekiwanie wobec dzisiaj rządzących, ale i wobec prezydenta Rzeczypospolitej. Czy prezydent ich przyjął? Czy rozmawiał? Czy szukał z nimi dialogu? Nie! Zawsze tylko podpisywał te ustawy, które przyniesiono mu z Sejmumówił wtedy kandydat na prezydenta Andrzej Duda i pytał, czy To jest rola prezydenta? Prezydent notariusz rządu? Ja takiej prezydenturze mówię ‚nie!’  Wygrał. I zgodnie z tym, co zapowiedział nie stał się notariuszem rządu, ponieważ stał się jego najwierniejszym sługą i chłopcem na posyłki. To będzie prezydentura otwarta na sprawy społeczne  — zapewnił, a po wyborze i kilku miesiącach doprecyzował: Chcę powiedzieć jedno: ten program [PiS-u] będzie zrealizowany z żelazną konsekwencją. Nie zostanie zatrzymany przez żaden jazgot, żadne demonstracje. Tak mówił p. prezydent, który podczas zaprzysiężenia wzywając Boga do pomocy deklarował, że „Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem”.

Dla porównania inny polityk, w innym miejscu i w innym czasie nie wspominał o jazgocie, ale  wydźwięk przesłania był podobny. Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie, w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podwyższenie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej Ojczyzny. Z kolei Kościół jest jedynym depozytariuszem* systemu wartości, który w Polsce jest powszechnie znany nawet dla ludzi, którzy są niewierzący. Rola Kościoła, jeżeli są polskimi patriotami, musi być oczywista. Kto podnosi rękę na Kościół, chce go zniszczyć, ten podnosi rękę na Polskę. Nie ma mowy odrąbywaniu, ale… Rozumie się samo przez się co czynić w tej sytuacji wypada.

W jakim kontekście można tu mówić o honorze?


* Gerald Birgfellner zeznał w prokuraturze, że Jarosław Kaczyński chciał, by przekazał w depozyt 50.000 zł księdzu z rady fundacji, która jest właścicielem spółki Srebrna. Wcześniej o. Tadeusz Rydzyk przyjął w depozyt kilkadziesiąt milionów złotych na „ratowanie kolebki Solidarności”. To tylko dwa przykłady licznych depozytów wartości.

Dodaj komentarz