Frazolizmy…

… czyli rozważania o frazach.

Niektórzy uważają, że jest zasadnicza różnica, między powiedzeniem komuś

a) jesteś debilem

b) zachowujesz się jak debil

zwłaszcza w przestrzeni publicznej. Że to drugie nie może być podstawą oskarżenia o obrazę.

Nie wiem jak jest, ale przedstawię z pamięci pewną prawdziwą sprawę sądową – na inny temat zresztą.

Oskarżony spowodował dość poważny wypadek samochodowy. Policja w jego krwi wykryła jakieś „dopalacze” więc sąd I instancji zgodnie z ustawą podwyższył wyrok. Obrona się odwołała do wyższej instancji – ten środek nie znajdował się w aktualnym rozporządzeniu do ustawy o zapobieganiu narkomanii czy jakoś tak. Ten sąd obniżył więc wyrok. Odwołało się oskarżenie i ostatecznie sprawa dotarła do Sądu Najwyższego.

Ten stwierdził jak pamiętam, że ponieważ Ustawa o ruchu drogowym (przynajmniej wtedy) nie odwoływała się jawnie do tamtej ustawy – to nie ma mowy o powoływaniu się na to konkretne rozporządzenie i co akurat na niej zdążyło się znaleźć. Należy rozważyć tzw. „ducha prawa” czyli intencję ustawodawcy. Uznał, że było nią sroższe karanie osób, które jakimkolwiek środkiem obniżają swoją sprawność psychofizyczną i przywrócił pierwotny wyrok.

Więc w tym świetle nie ma znaczenia struktura zdania o debilu – jeśli jego intencją jest obrażenie drugiej strony.

Dodaj komentarz


komentarzy 8

  1. Według mnie struktura zdania o debilu ma kluczowe znaczenie, ponieważ wynika z niej, że nie było intencją obrażanie, a jedynie zwrócenie uwagi na — użyję eufemizmu — niestosowność zachowania czy argumentacji. Nie jesteś debilem, ale w tym konkretnym przypadku zachowałeś się jak debil.

    Jeśli pies w śniegu czy wysokiej trawie skacze jak kozica, to nie znaczy, że jest kozicą. Jeśli ktoś wygląda jak gwiazda filmowa, to wcale nie oznacza, że nią jest.

    Po co mówić naokoło? Skoro intencją jest obrażenie, to błotem obrzuca się wprost. Jeśli ktoś zajedzie drogę, to się go obrzuca inwektywami bez dociekania czy zachował się tak tylko w tym przypadku, czy zawsze tak jeździ.

    1. Jedna strona niewątpliwie wie, jaką miała intencję – druga nie. Jeśli poczuje się obrażona ma prawo pójść do sądu i to on będzie musiał rozstrzygnąć.

      Po co mówić naokoło?

      Po co używać słowa mającego negatywny a potencjalnie obraźliwy kontekst? Nie można po prostu zastosować „zwrócenia uwagi na niestosowność zachowania czy argumentacji” bez tego typu słów? Jeśli nie można, bo na przykład w stanie kłótni debil sam ciśnie się na usta – to coś mi się wydaje, że jednak gdzieś tam czaiła się mocno niepochlebna opinia o drugiej stronie. Tutaj jednak w przypadku procesu mamy opcję „zniewagi wzajemnej” i sąd już nie docieka, kto kogo pierwszy kopnął w kostkę. Proszę podać sobie ręce, następny!
      Tak na przykład było w jednym z procesów Owsiak – Matka Kurka, czy jak ten facet się zwał.

      1. Jedna strona niewątpliwie wie, jaką miała intencję – druga nie. Jeśli poczuje się obrażona ma prawo pójść do sądu i to on będzie musiał rozstrzygnąć.

        Oczywiście, każdy może pójść do sądu. Niestety, muszą być spełnione określone warunki, by móc oskarżyć kogoś o zniewagę, obrazę, czy przemoc werbalną.

        Po co używać słowa mającego negatywny a potencjalnie obraźliwy kontekst? Nie można po prostu zastosować „zwrócenia uwagi na niestosowność zachowania czy argumentacji” bez tego typu słów?

        A po co w ogóle się kłócić, często o drobiazgi? Kto podczas kłótni, gdy emocje buzują, racjonalnie myśli, waży słowa? To określenie w tym kontekście jest wyrazem bezsilności, reakcją na słowa, zachowanie drugiego uczestnika sporu. Tak jak nie da się klaskać jedną ręką, tak nie da się kłócić jednoosobowo.

        Jeśli nie można, bo na przykład w stanie kłótni debil sam ciśnie się na usta – to coś mi się wydaje, że jednak gdzieś tam czaiła się mocno niepochlebna opinia o drugiej stronie.

        Gdyby czaiła się niepochlebna opinia o osobie, a nie o jej „argumentacji” w tym konkretnym przypadku, to logiczne byłoby użycie formy „debil” czy „idiota”, a nie zwracanie uwagi, że teraz (i tylko teraz) zachowuje się „jak jedno z nich”.

        Tutaj jednak w przypadku procesu mamy opcję „zniewagi wzajemnej” i sąd już nie docieka, kto kogo pierwszy kopnął w kostkę. Proszę podać sobie ręce, następny!

        Właśnie. Żaden sąd nie będzie analizował pyskówki rodzinnej. Gdyby sąsiedzi mieli latać do sądu na skargę o każdą k i każdego ch, którymi się obrzucają, to musieliby w sądzie zamieszkać.

        1. Niestety, muszą być spełnione określone warunki, by móc oskarżyć kogoś o zniewagę, obrazę, czy przemoc werbalną.

          I tu warunkiem dostatecznym jest odczucie danej osoby. A co z tym zrobi sąd to inna sprawa.

          Gdyby czaiła się niepochlebna opinia o osobie, a nie o jej „argumentacji” w tym konkretnym przypadku, to logiczne byłoby użycie formy „debil” czy „idiota”, a nie zwracanie uwagi, że teraz (i tylko teraz) zachowuje się „jak jedno z nich”.

          Pozostanę przy swoim zdaniu. Czy kiedyś nazwałem Cię debilem mimo naszych różnych „kłótni”? No właśnie nie, bo zawsze Cię szanowałem.

          Gdyby sąsiedzi mieli latać do sądu na skargę o każdą k i każdego ch, którymi się obrzucają, to musieliby w sądzie zamieszkać.

          Ależ latają. Bo sąsiadka za bardzo szura po podłodze. Bo dzieci za bardzo krzyczą z radości. I to jest przekleństwo sądów a nie ma niestety opcji jak w biznesie – „trudny klient, nie obsługujemy”.

          1. I tu warunkiem dostatecznym jest odczucie danej osoby. A co z tym zrobi sąd to inna sprawa.

            Nie. Bójka to nie jest pobicie, bo ciosy padają z obu stron. Analogicznie jest w przypadku kłótni.

            Pozostanę przy swoim zdaniu. Czy kiedyś nazwałem Cię debilem mimo naszych różnych „kłótni”? No właśnie nie, bo zawsze Cię szanowałem.

            Szacunek nie ma tu nic do rzeczy. Można się szanować, kochać i ubliżać sobie mniej lub bardziej świadomie, zwłaszcza w sytuacji silnego wzburzenia. Ludzie potrafią sobie ubliżać nawet w obliczu nieszczęścia, po wypadku. Dlatego z tego, że nie nazwałeś mnie debilem nie wyciągam żadnych wniosków. Nie wyciągnąłbym nawet wtedy, gdybyś mnie nazwał (wielokrotnie nazywano mnie tak na forach), bo uciekanie się do inwektyw to wyraz bezsilności, gdy tłumaczysz rzeczy dla Ciebie oczywiste, a trafiasz na mur, ścianę niezrozumienia lub złej woli. Albo na rozmówcę, który nie chce przyjmować niczego na wiarę, dla świętego spokoju. Chociażby podczas tej rozmowy. Muszą być spełnione określone warunki, żeby można było mówić o obrazie czy zniewadze, a mimo to „obstajesz przy swoim”. Innymi słowy jeśli fakty czemuś przeczą tym gorzej dla faktów. Dowodem zwekslowanie zagadnienia i rozszerzenie zniewagi na sprawy, z którymi ludzie latają do sądów. Co ma wspólnego szuranie po podłodze czy krzyki dzieci ze zniewagą?

            Ależ latają. Bo sąsiadka za bardzo szura po podłodze. Bo dzieci za bardzo krzyczą z radości. I to jest przekleństwo sądów a nie ma niestety opcji jak w biznesie – „trudny klient, nie obsługujemy”.

            Podsumowując. Inwektywy, podobnie jak przemoc fizyczna, to wyraz bezsilności. Uczestnicy kłótni, gdy emocje sięgają zenitu, często robią sobie wymówki, zarzucają coś sobie wzajemnie. Problem zaczyna się wtedy, gdy jedna strona zaczyna stosować chwyty poniżej pasa, kpiąc na przykład z kalectwa. Wielu ludzi w tej sytuacji broniąc się posunie się do inwektyw. Ale czy wtedy można w ogóle mówić o obrazie czy zniewadze? I to niezależnie od formy? Lepiej odbić piłeczkę i samemu zacząć szydzić z ułomności uczestnika czy uczestników sporu?

            1. Chcesz się kłócić z sądem? Proszę bardzo, jest kilka instancji odwoławczych.

              Szacunek nie ma tu nic do rzeczy. (…). Dlatego z tego, że nie nazwałeś mnie debilem nie wyciągam żadnych wniosków.

              Błąd.

              Muszą być spełnione określone warunki, żeby można było mówić o obrazie czy zniewadze, a mimo to „obstajesz przy swoim”. Innymi słowy jeśli fakty czemuś przeczą tym gorzej dla faktów. Dowodem zwekslowanie zagadnienia i rozszerzenie zniewagi na sprawy, z którymi ludzie latają do sądów. Co ma wspólnego szuranie po podłodze czy krzyki dzieci ze zniewagą?

              Twoje zdanie nie wpływa na oceny innych ludzi. Zwłaszcza, że to nie chodziło o rozszerzenie zniewagi na szuranie kapciami.

              I bardzo się cieszę, że jak widać najwyraźniej powracasz do swojego normalnego stanu psychicznego sprzed tego kryzysu, który się w Twoim życiu przydarzył. Nie bój nic, ja się nie czuję i nie poczuję urażony. Nie tym razem  – najważniejsze, że wracasz do normalności.

              1. Chcesz się kłócić z sądem? Proszę bardzo, jest kilka instancji odwoławczych.

                Sąd nie zajmuje się domowymi pyskówkami.

                Błąd.

                Skąd! Nie obrażają mnie zniewagi artykułowane pod wpływem emocji. Mnie też wielokrotnie puszczały nerwy.

                Twoje zdanie nie wpływa na oceny innych ludzi. Zwłaszcza, że to nie chodziło o rozszerzenie zniewagi na szuranie kapciami.

                Nie? A o co chodziło?

                I bardzo się cieszę, że jak widać najwyraźniej powracasz do swojego normalnego stanu psychicznego sprzed tego kryzysu, który się w Twoim życiu przydarzył. Nie bój nic, ja się nie czuję i nie poczuję urażony. Nie tym razem  – najważniejsze, że wracasz do normalności.

                Nie muszę wracać, wydaje mi się. Załamałem się, bo znalazłem się w położeniu kogoś, kto został związany i nie może nic zrobić, a w sąsiednim pomieszczeniu męczy się ktoś mu bliski. Na tym właśnie polega mój problem — na bezsilności. Z początku miotałem się, bo miałem nadzieję, że decyzja ma jakiś sens, cel, myśl, a ja nie mogę nic zrobić. Teraz się miotam, bo wiem, że decyzja nie ma żadnego sensu ani myśli, a celem jest destrukcja, zniszczenie wszystkiego, co z mozołem budowane było przez dziesięciolecia, a ja nie mogę nic zrobić. I nie ma nikogo, kto mógłby skłonić do refleksji, powstrzymać skok w przepaść.