Francuscy związkowcy oburzenie

Portal o2.pl poinformował szokującą polszczyzną, iż

Francuscy związkowcy oburzenie prawicowym skrętem polskiej „Solidarności”. Nie chcą polskiego związku zawodowego Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych. Wszystko przez jak pisze OKO.Press, poparcie skrajnej prawicy.

Tymczasem Mateusz Morawiecki, który jest premierem, udzielił wykładu podczas pobytu w Brukseli. Otóż według niego na polityce klimatycznej ciąży taki cień yem związany z cenami do uprawnień, cenami uprawnień do emisji CO2. To można sobie wyobrazić w taki sposób, że jest to podatek, podatek europejski na energię [który zasila polski budżet], to tak jak podatek VAT. Jest 23%, ale jeśli chcemy sobie wyobrazić jak działa podatek europejski, to tak jakby VAT dzisiaj był 23%, jutro 27%, trzy dni później 40%, następnie spadłby na 35 i ciągle szedł do góry. Czy przedsiębiorcy albo obywatele zaakceptowaliby tak działający podatek VAT? — stawia dramatyczne pytanie premier, którym jest Mateusz Morawiecki i od razu sam udziela właściwej, choć nieprecyzyjnej odpowiedzi, bo nawet sam sobie nie odpowiada wprost — no, wątpię. A tak działa właśnie podatek klimatyczny nałożony na energię.

Porównanie uprawnień do emisji, których cena zależy od podaży i popytu i wyrażana jest w euro, do podatku, którego wysokość określana jest arbitralnie przez władzę i wyrażanego w procentach, znamionuje nietuzinkowy intelekt porównującego.  Do VAT-u można porównać nie tylko ceny uprawnień do emisji CO2, ale także ceny gazu, ropy, węgla, wolny rynek w ogóle, a zwłaszcza inflację. Ustawę o podatku VAT uchwalono w 2004 roku i zmieniano 89 razy. Ostatnia zmiana weszła w życie 1 października, a następna wejdzie 1 stycznia 2022 roku. Do tego trzeba doliczyć 296 aktów wykonawczych. Co kilka tygodni pojawiał się więc nowy akt wykonawczy. Przedsiębiorcy i obywatele muszą bez mrugnięcia okiem akceptować zmieniające się jak w kalejdoskopie przepisy. Dlatego bardzo trudno słuchając Mateusza Morawieckiego oprzeć się wrażeniu, że ma słuchaczy za idiotów. Uprawnienia do emisji to żaden podatek, to towar, jak każdy inny.

Unijny system handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS) działa na zasadzie „pułapów i handlu”. Określa on bezwzględny limit lub „pułap” całkowitej ilości niektórych gazów cieplarnianych, które mogą być emitowane każdego roku przez podmioty objęte systemem. Z czasem limit ten jest obniżany, co sprawia, że łączne emisje się zmniejszają.

Polska mogła wykupić wszystkie prawa do emisji dostępne na rynku i wtedy sama dyktowała by ceny. Mogła inwestować w mało emisyjne źródła energii, wtedy cena uprawnień do emisji nie miałaby znaczenia. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że każdemu państwo wyznaczany jest limit emisji dwutlenku węgla. Co Polska robi ze swoim? Sprzedaje swoje prawa do emisji! Tak więc my

Za prąd płacimy więc coraz więcej. Z drugiej strony budżet świetnie zarabia na emisjach. W zeszłym roku handel nimi przyniósł 12,1 miliarda złotych. W tym miało być nieco ponad 10, ale rosnące ceny sprawiły ministrowi finansów piękną niespodziankę — budżet wzbogaci się nawet o 20 miliardów złotych.

Ja kiedyś byłem związany z rynkami finansowymi to mogę powiedzieć, że tam gdzie jest duża zmienność na rynkach zarabiają głównie instytucje finansowe — fundusze, banki — a nie zwykli obywatele. Jak zwykli obywatele zarabiali na niskiej cenie praw do emisji dwutlenku węgla? Oto jest pytanie! Tym bardziej zasadne, że kolejne rządy dodawały do rachunków za prąd coraz to nowe pozycje, z których dochód miał być przeznaczony na rozwój  energetyki oraz modernizację sieci przesyłowych. Jeśli chodzi o „zarobki” instytucji finansowych, to z rankingu kredytów gotówkowych portalu money.pl wynika, że oprocentowanie najkorzystniejszego kredytu jaki może otrzymać „zwykły obywatel” wynosi 7,20%, podczas gdy według portalu bankier.pl najkorzystniej ulokowana lokata da 2,40%.

Powiadają, że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy. Nieudacznej władzy nie radzącej sobie z niczym przeszkadza wszystko.

Dodaj komentarz