Dzielcie kasę między swemi

Był sobie parlament. Parlamentarzyści w parlamencie zorganizowali debatę i zaprosili na nią polityków. Politycy zaproszenie zignorowali.

W konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej w artykule 10. czytamy:

  1. Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.
  2. Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały.

Takie ukształtowanie zależności między poszczególnymi władzami jest zgodne z koncepcją organizacji państwa po raz pierwszy opisaną przez Charlesa de Montesquieu, znanego jako Monteskiusz, kilka lat temu w dziele „O duchu praw”. W wydanej w Genewie w roku 1748 rozprawie pisał, że (tłumaczenie Tadeusza Boya Żeleńskiego):

Wolność polityczna obywatela jest to ów spokój ducha pochodzący z przeświadczenia o własnym bezpieczeństwie. Aby istniała ta wolność, trzeba rządu, przy którym by żaden obywatel nie potrzebował się lękać drugiego obywatela.

Kiedy w jednej i tej samej osobie lub w jednym i tym samym ciele władza prawodawcza zespolona jest z wykonawczą, nie ma wolności; ponieważ można się lękać, aby ten sam monarcha albo ten sam senat nie stanowił tyrańskich praw, które będzie tyrańsko wykonywał.

Nie ma również wolności, jeśli władza sędziowska nie jest oddzielona od prawodawczej i wykonawczej. Gdyby była połączona z władzą prawodawczą, władza nad życiem i wolnością obywateli byłaby dowolna; sędzia bowiem byłby prawodawcą. Gdyby była połączona z władzą wykonawczą, sędzia mógłby mieć siłę ciemiężyciela.

Wszystko byłoby stracone, gdyby jeden i ten sam człowiek lub jedno i to samo ciało magnatów, albo szlachty, albo ludu, sprawowało owe trzy władze: tworzenie praw, wykonywanie publicznych postanowień oraz sądzenie zbrodni lub sporów między obywatelami.

Trzy władze kontrolują się wzajemnie i pilnują, by żadna nie przekraczała swoich kompetencji, by wszystkie działały w granicach prawa i nie wykorzystywały władzy dla osobistych korzyści. Nad władzą wykonawczą, zwaną rządem, kontrolę sprawuje między innymi władza ustawodawcza, czyli parlament, udzielając wotum zaufania. Gdy równowaga jest zaburzona przedstawiciele władzy wykonawczej mogą sobie pozwolić zarówno na lekceważenie władzy ustawodawczej jak i sądowniczej.

Nieco inaczej działa Komisja Europejska, ponieważ jej legitymacja demokratyczna jest… taka sobie. Wynika to z faktu, że Europa podzielona jest na państwa, które mają na względzie głównie swój interes. Przewodniczącego powołuje parlament, po czym

przewodniczący Komisji wybiera, na podstawie propozycji zgłaszanych przez państwa UE, potencjalnych wiceprzewodniczących i pozostałych członków Komisji. Lista tych kandydatów podlega zatwierdzeniu przez wszystkich szefów państw i rządów UE, zgromadzonych w Radzie Europejskiej.

Każdy nominowany musi wystąpić przed komisją parlamentarną zajmującą się tematyką wchodzącą w zakres jego teki. Następnie członkowie komisji parlamentarnej decydują w drodze głosowania, czy nominowany na komisarza jest odpowiednią osobą na dane stanowisko. Po zatwierdzeniu kandydatur 27 nominowanych cały Parlament decyduje w drodze głosowania, czy zatwierdza cały zespół. Jeśli wynik głosowania jest pozytywny, Rada Europejska powołuje komisarzy.

Polska ma kłopoty z praworządnością. Wyborcy wybierają polityków, większość parlamentarna wybiera spośród siebie rząd, a ostatnio także i sędziów do kluczowych, konstytucyjnych organów, obsadza swoimi ludźmi wszelkie możliwe instytucje państwowe, z kontrolnymi włącznie, czy może raczej na czele. Dlatego polscy politycy często lekceważą wezwania komisji parlamentarnych, bo wiedzą, że mogą sobie na to bezkarnie pozwolić.

Wczoraj Polskę nawiedziła przewodnicząca Komisji Europejskiej. Chodzą słuchy, że to ona uparła się, by przymknąć oko na polskie kłopoty z praworządnością i uznać, że zmiana nazwy Izby Dyscyplinarnej jest równoznaczna z jej likwidacją, nawet gdyby jej skład pozostał ten sam. Sędziowie odsunięci od orzekania ze względów politycznych, czekający na przywrócenie kilka lat mogą sobie jeszcze poczekać, do końca przyszłego roku.

To szefowa Komisji Europejskiej osobiście zdecydowała o akceptacji polskiego KPO i sprawę przeforsowała na kolegium komisarzy.

Ani chybi Urszula van der Leyen rozumie polskie podejście do prawa i praworządności, ponieważ

nie pojawiała się już na posiedzeniu europarlamentarnej komisji ds. wolności obywatelskich, choć jej szef wzywał ją tam jeszcze przed wizytą w Polsce.

Wszystko staje się jeszcze jaśniejsze gdy sobie uświadomić, że stanowisko p. Urszula von der Leyen zawdzięcza europarlamentarzystom PiS-u. Tak przynajmniej twierdzi Mateusz Morawiecki, który jest premierem, a komu jak komu, ale jemu można wierzyć.

OKW

Tymczasem pod egidą Komitetu Obrony Demokracji powołano Obywatelską Kontrolę Wyborów. Porozumienie sygnowały praktycznie wszystkie ugrupowania od lewa do prawa z wyjątkiem PiS-u, Konfederacji i Kukiza. W związku z tym nasuwają się następujące pytania: Po pierwsze co z tego, że wybory będą „uczciwe”, skoro kampania wyborcza będzie nieuczciwa z powodu blokady informacyjnej stosowanej w publicznych mediach? Tak się zupełnie przypadkiem złożyło, że zmiana sposobu nadawania sygnału telewizyjnego nie obejmie mediów narodowych lecz wyłącznie komercyjne. Po drugie co zrobi OKW i politycy opozycji od lewa do prawa gdy PiS ogłosi, że wygrało, a podległa mu izba w Sądzie Najwyższym przyzna mu rację? Dlatego zwycięstwo musi być spektakularne po to, by żaden taki numer nie przeszedł. Polityk, który tego nie rozumie powinien wziąć się za uprawianie ogródka, skoro przerasta go uprawianie polityki.

Wczoraj wspominaliśmy o Mateuszu Morawieckim, który jest premierem, a który zlikwidował konto w banku by za 4,5 miliona zł kupić obligacje skarbowe emitowane przez rząd Mateusza Morawieckiego. Dziś specjalista od wyszczepiania i kilku innych rzeczy, Michał Dworczyk, tak tłumaczy ten fenomen: Miliony Polaków kupują obligacje, pani próbuje sugerować, że premier zachował się nieetycznie, ja nic na ten temat nie wiem, więc proponuję nie formułować tego rodzaju oskarżeń, które nie mają żadnego podsta, żadnej podstawy w rzeczywistości. Wiadomo nie od dziś, że jeśli się ma oszczędności, to nie trzyma się ich w śwince, w skarbonce, tylko się lokuje. W związku z tym podobnie inni obywatele, również politycy lokują swoje oszczędności na rożny sposób. Premier na pewno nie postępuje w inny sposób.

Przerwa.

Próba twórczego wykorzystania wkładu Dworczyka w rozwój satyry polskiej. Sala sądowa. Prokurator właśnie zakończył swoje wystąpienie. Na co oskarżony: pan próbuje sugerować, że zachowałem się nieetycznie oszukując staruszkę, a ja nic na ten temat nie wiem, więc proponuję nie formułować tego rodzaju oskarżeń, które nie mają żadnej podstawy w rzeczywistości.

Koniec przerwy. Powrót do rzeczywistości.

Obywatelom zasady, a więc w omawianym przypadku na przykład wysokość oprocentowania, ustala arbitralnie ministerstwo finansów, czyli organ podległy Mateuszowi Morawieckiemu, który jest premierem. Kto ustala wysokość oprocentowania premierowi, którym jest Mateusz Morawiecki? Inaczej. Kto odważy się zaproponować obywatelowi Morawieckiemu, że jego obligacje o wartości 4,5 miliona zł będą oprocentowane tak, jak oferowane innym obywatelom?

 

PS.
W zeszłym roku żona Mateusza Morawieckiego lunęła działkę za kilka milionów. W zeszłym roku Mateusz Morawiecki przewidział dwucyfrową inflację i nędzne oprocentowanie lokat bankowych, więc kilka milionów wypłacił z banku i ulokował w obligacjach. Czyżby coś się kroiło? Skądinąd wiadomo przecież, że kto jak kto, ale na przykład szczury mają nosa…

Dodaj komentarz