Dzięki Bogu jest nie najgorzej

Nie wszyscy, a można podejrzewać, że zdecydowana większość, na czele z ateistami, zdają sobie sprawę ile wszyscy razem i każdy z osobna zawdzięczają Bogu. A przecież wystarczy wsłuchać się w to, co mówią bliźni, komu dziękują i za co. Kiedyś pokusiłem się o sporządzenie krótkiej listy, teraz, w związku ze zbliżającymi się walentynkami, wiosną i Wielkanocą chciałbym ją przypomnieć. Oczywiście przykładów jest znacznie, znacznie więcej, więc siłą rzeczy trzeba było dokonać ostrej selekcji, ale nawet to, co udało się zgromadzić dobitnie świadczy o tym, że Bóg w każdym możliwym aspekcie życia odgrywa kluczową rolę.

— Dzięki Bogu zdałam — powiedziała studentka wychodząc od egzaminatora.
— Dzięki Bogu zawaliłam tylko jeden egzamin — cieszyła się inna.
— Dzięki Bogu syn obronił pracę magisterską — cieszył się ojciec.
— Dzięki Bogu to nie rak — westchnęła kobieta studiując wyniki badań przesiewowych.
— Dzięki Bogu nie zdradza mnie — odetchnął z ulgą mąż śledzący żonę, którą podejrzewał o zdradę małżeńską.
— Dzięki Bogu nic nie poczuł — westchnął kieszonkowiec wyjmując pieniądze z nieswojej kieszeni.
— Dzięki Bogu mam miesiączkę — ucieszyła się dziewczyna wróciwszy z dyskoteki.
— Dzięki Bogu już przerwa — pomyślał nieprzygotowany uczeń, którego nauczyciel nie zdążył przepytać.
— Dzięki Bogu żyję — ucieszył się jedyny pasażer, który przeżył katastrofę pociągu.
— Dzięki Bogu nie zatruliśmy się — ucieszyła się rodzina usłyszawszy, że dopuszczono do obrotu zatrute mięso.
— Dzięki Bogu wygraliśmy — cieszył się lider partyjny po wygranych wyborach.
— Dzięki Bogu premierem nie jest Kaczyński — cieszył się Tomasz Lis.
— Dzięki Bogu to nie przeszło — cieszyło się społeczeństwo po wecie prezydenta.
— Dzięki Bogu pada deszcz — cieszy się rolnik, któremu susza suszyła zasiewy.
— Dzięki Bogu nie pada deszcz — cieszy się rolnik zbierając plony z pola.
— Dziękuję Bogu za trudne chwile — mówi Kamil Stoch.
— Dziękuję Bogu, że zawsze mogę na ciebie liczyć — mówi wierny który wierzy, że zawsze może liczyć na biskupa.
— Dzięki Bogu za polskich biskupów — wyraża wdzięczność za polskich biskupów Tomasz Terlikowski.
— Dzięki Bogu Covid-19 nie atakuje Czadu — cieszy się ksiądz Jakub.
— Dzięki Bogu zdążyłem — cieszył się zziajany podróżny wchodząc do przedziału.
— Dzięki Bogu jestem ateistką — cieszyła się Maria Czubaszek.
— Dzięki Bogu udało mi się kupić taniej bilet na pociąg — ucieszył się pasażer.

Jak widać wdzięczność można okazywać za wszystko, zwłaszcza za to, na co nie ma się większego wpływu. A nawet wtedy, gdy ma się głos decydujący w jakiejś sprawie nie zaszkodzi podziękować sile wyższej, jak to uczynił był znany ze skromności Donald Tusk, który przyznawszy podwyżki wojsku i policji rzekł: Dzięki, no w zasadzie dzięki Bogu, podwyżki otrzymają też pozostałe służby mundurowe.

Niestety, wraz z upływem czasu i w miarę postępów dobrej zmiany nieco słabnie potrzeba dziękowania Bogu, a budzi się powszechne w czasach minionych przekonanie, że władza jest wszechpotężna i dlatego powinna zadbać o wszystko, od zaopatrzenia w tanie paliwo w gminie Pcim, po cenę pieczywa, masła i biletów kolejowych. Arkadiusz Gruszczyński na łamach Wyborczej…

Trudno powstrzymać się w tym miejscu od dygresji, ponieważ okazuje się, że poziom nieznajomości języka ojczystego u tak zwanych dziennikarzy po studiach humanistycznych jest zatrważający. Otóż według Słownika języka polskiego ‚łam’ to «liczba wierszy tekstu, klisz lub tabel dostosowana do długości kolumny książki, czasopisma itp.» Można więc powiedzieć „na łamach prasy”, ale nie można powiedzieć „na łamach radia”, bo to idiotyzm. Jednak dla nieuka po studiach nie ma rzeczy niemożliwych, on może powiedzieć i napisać wszystko. A jak jeden baran coś chlapnie, to reszta baranów bezmyslnie to powiela. Joanna Wiśniowska na łamach Wyborczej oburzyła się na Przemysława Majewskiego, który na łamach Radia Gdańsk utyskiwał. Nie ważne na co, ważne na czym. Łamy podchwyciła PAP uprzejmie donosząc, że

„Spróbujmy Się Dogadać” to nowa dwujęzyczna polsko-ukraińska autorska audycja muzyczna, której posłuchać można w każdy czwartek między 21:00 a 23:00 na łamach Polskiego Radia dla Ukrainy.

No więc Arkadiusz Gruszczyński na łamach Wyborczej udał się do księgarni i dzieli się z czytelnikami wrażeniami z wyprawy.

Kupiłem w tym tygodniu dwie książki: eseje o Ukrainie i nową powieść pewnej francuskiej pisarki. Za obie zapłaciłem prawie 100 złotych. Zastanawiam się, kogo będzie stać na czytanie nowości i dlaczego rząd nic z tym nie zrobi?

Pytanie jest przewrotne, ponieważ drogo jest w księgarniach stacjonarnych, o czym autor lojalnie informuje i ostrzega, że jeśli rząd czegoś nie zrobi, to on przestanie w nich kupować.

Kupuję książki w kilku księgarniach w Warszawie, rzadko korzystam z sieciowych sklepów sprzedających tornistry, zabawki, słodycze i przy okazji książki, jeśli już, to chodzę tam po miesięczniki, które trudno zdobyć w kioskach. Nie zamawiam też nowych powieści przez strony internetowe, które oferują je po zadziwiająco niskich cenach, bo wychodzę z założenia, że i wydawca, i autor, i księgarnia muszą zarabiać pieniądze. Jednak pierwsze literackie zakupy w tym roku chyba mocno zmienią moje przyzwyczajenia i dobrą wolę.

Ponieważ zmiana przyzwyczajeń i utrata woli, zwłaszcza dobrej, mogą okazać się nieodwracalne, więc rząd już chociażby dlatego powinien jak najszybciej „coś” w tej sprawie zrobić. Problem w tym, że „coś” rząd powinien robić praktycznie wszędzie. Paliwo na stacjach jest piekielnie drogie. Rząd powinien w tej sprawie pogadać z Obajtkiem. Zamykane są cukiernie i restauracje. Rząd powinien coś w ich sprawie zrobić. Ceny węgla poszybowały pod niebiosa. Rząd powinien… Żądania robienia czegoś  można mnożyć w nieskończoność, tylko po co, skoro praprzyczyną tego wszystkiego jest inflacja? Wystarczy z nią „coś” zrobić, a wszystko wróci do normy. Niestety, akurat tu rząd nic nie zamierza robić, ponieważ im wyższa inflacja, tym wyższe wpływy budżetowe. A pieniędzy w roku wyborczym nigdy dość.

W czasach minionych podwyżka ceny mąki i cukru o kilka procent kończyła się strajkami i manifestacjami, dziś podwyżki o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset procent kwitowane są masowym  narzekaniem, płaczem i zgrzytaniem zębów, a poparcie dla nieudolnej władzy, która poziomem niekompetencji bije na głowę włodarzy z czasów PRL-u, wcale nie spada. Czy ktoś nie powinien aby coś z tym wreszcie zrobić? Tylko kto…

 

PS.
Zagłada sklepów stacjonarnych jest na rękę władzy, która chce mieć wszystko pod kontrolą. Parafrazując znane powiedzenie: spieszmy się kochać sklepy, bo szybko znikną…

Dodaj komentarz