Dziecko wie, a rząd nie…

Każde dziecko wie, że wypadków jest więcej, bo jest więcej samochodów, a dobrych dróg nie przybywa. Skoro każde dziecko to wie, to wydawać by się mogło, że rząd, złożony z ludzi dorosłych, wie tym bardziej. I najpierw zadba o bezpieczeństwo na drogach, a dopiero potem zacznie karać tych, którzy łamiąc zasady zagrażają sobie i innym.

O prawo jazdy może w Polsce ubiegać się wyłącznie człowiek dorosły. Choć logicznie by było i pożądane, by przepisów i kultury jazdy uczyła szkoła, a każdy abiturient opuszczał jej mury z prawem jazdy w kieszeni. Ale mimo że samochodem może kierować wyłącznie osoba dorosła, to przez urzędników traktowana jest jak dziecko. I to na dodatek upośledzone umysłowo.

Znaki drogowe spełniają wielorakie funkcje. To też wie każde dziecko. Niestety, w Polsce nie spełniają podstawowej — nie budzą zaufania. Wszyscy doskonale wiedzą, parkinginwże nie są stawiane w celach informacyjnych, lecz głównie po to, żeby czegoś zakazać lub przeciwnie — coś wymusić. Urzędnikowi we łbie się nie mieści, że dorosły człowiek kierujący pojazdem potrafi myśleć i samodzielnie podejmować decyzje. Poczucie dobrze spełnionego obowiazku ma więc dopiero wtedy, gdy kierowcę całkowicie ubezwłasnowolni. Masz jechać prosto z szybkością nie przekraczająca 40 km/h, potem skręć w prawo, zatrzymaj się, możesz skręcić w lewo, ale ostrożnie…. O, a tutaj pasą się krówki. Krówki dają mleczko spożywcze. Zwolnij do trzydziestu. Oczywiscie moglibyśmy rolnikowi nakazać postawić ogrodzenie, ale po co skoro prościej postawić ograniczenie i fotoradar? Za poprawę bezpieczeństwa dostajemy premie. Więc poprawiamy non stop.

Po przemianach ustrojowych była okazja, żeby odbudować zaufanie do przepisów ruchu drogowego i znaków. Została zmarnowana. Teraz rząd tę chorą sytuację zamiast uregulować postanowił wykorzystać finansowo. Bo każde dziecko wie, że w mętnej wodzie lepiej ryby biorą. Jeśli wszystko będzie klarowne, znaki będą stały tam, gdzie powinny i głównie informowały, to jaką z tego korzyść odniesie państwo? Jakie oszczędności przyniesie obniżenie zasiłku pogrzebowego, jeśli wypadków będzie mniej?

Groźna nie jest tyle prędkość, ile brak zaufania. Podskórna, nieuświadomiona potrzeba udowadniania, że urzędnicy to barany, stawiają znaki bezsensownie. Ten odcinek da się pokonać 160 km/h, a stoi tam znak ograniczenia do 60. Dlaczego? Bo 3 dni w roku, gdy spadnie deszcz i złapie mróz, tam jest niebezpiecznie. Tyle, że gdy spadnie deszcz i złapie mróz wszyscy zwalniają bez oglądania się na znaki. To więc chęć udowodnienia „im” że są baranami i na niczym się nie znają, jest najczęściej przyczyną nieszczęścia. Zwłaszcza, że przepisy łamią także — jeśli nie przede wszystkim — ci, którzy je stanowią! Jeśli zaś są łamane nagminnie, na masową skalę, to urzędnicy i rząd powinni puknąć się w głowę, poszukać przyczyn i pomyśleć nad rozwiązaniami i poprawą sytuacji. „Walka” z problemami za pomocą rozbudowanego systemu kar i szykan przypomina jako żywo metody… stalinowskie.

Polak za granicą jeździ zgodnie z przepisami. Dlaczego? Bo tam są wysokie kary — wyjaśniają ci, którzy wszystko wiedzą z Biblii, w której kara, karać, płacz i zgrzytanie zębów, sąd, czeluście piekielne. Jednak każde dziecko wie (przeważnie z własnego doświadczenia), że kary nie odstraszają tak, jak się to niektórym dorosłym wydaje. Polacy za granica jeżdżą zgodnie z przepisami ponieważ wiedzą, że skoro stoi znak, to znaczy, że musi. I należy się do niego dostosować dla własnego dobra. Kara gra w tym przypadku znaczenie marginalne. Gdy w Szwecji mijałem na autostradzie dyskotekę oznaczającą zmianę organizacji ruchu ze względu na roboty drogowe, nie dostrzegłem znaków ograniczenia szybkości. Tylko informacyjne, że należy zjechać na lewy pas i że teraz jest na tym odcinku ruch dwukierunkowy. Wszyscy zwalniali, choć przecież nie musieli. Polacy także…

Każde dziecko wie, że jeśli rodzice obdarzają go zaufaniem, to nie należy tego zaufania nadużywać. Dziecko wie…

Dodaj komentarz