Do boju!

Problem to trudna sytuacja, z której trzeba znaleźć wyjście i to takie, żeby nie pogorszyć sprawy. Jednakowoż trudne, a wręcz niemożliwe jest znalezienie wyjścia, gdy się o nie walczy zamiast go szukać. Weźmy na przykład pana Józefa, który zaczął pić, ponieważ okazało się, że Maria, jego dopiero co poślubiona żona, jest w ciąży bóg wie z kim. Zrozpaczony, uświadomiwszy sobie, że przez bękarta stanie się alkoholikiem postanowił prosić o pomoc swego najlepszego przyjaciela. Przyjaciel po chwili zastanowienia zdemaskował wroga i zaproponował skuteczny sposób na walkę z nim: „Wódka to twój wróg, więc ją lej w mordę!”

Nowy rok zaczął się śmiercią kilku osób w tragicznym wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę. Natychmiast problem pijanych kierowców zaatakowali etatowi bojownicy, którzy zawsze są mądrzy i wiedzą co robić po szkodzie, nigdy przed. Uruchomił się nawet nasz ukochany premier, którego według TNS Polska źle ocenia zaledwie 74% Polaków. Uaktywnił się nie tylko Prezes RM, ale i opozycja, która prześcigała się w propozycjach proponując a to konfiskatę samochodu, a to karanie także pasażerów, którzy przeżyli jazdę z pijanym kierowcą, a to odbieranie prawa jazdy na zawsze, a to mnóstwo innych, równie mądrych, sposobów. Na razie stanęło na tym, co wymyślił premier, czyli jak zwykle — zaostrzenie kar, wyposażenie każdego samochodu w alkomat, podniesienie kar pieniężnych i karę bezwzględnego więzienia. Bo, jak przekonywał poseł Jacek Kurski (którego liczne kary za przekraczanie szybkości nie nauczyły niczego) tylko surowa kara jest w stanie zapobiec tragedii, bo ukarany „popamięta”.

I oto dwa tygodnie później dowiadujemy się, że sprawca śmiertelnego wypadku, do którego doszło wczoraj w Jaśkach koło Olecka, był już wcześniej wielokrotnie karany za jazdę po pijanemu. Od 2000 roku został zatrzymany sześć razy! Ostatni raz wpadł jedenaście dni temu. Żadne kary nie robiły na nim wrażenia. Co na to poseł Jacek Kurski, też wielokrotnie karany bez żadnego efektu? Co na to pan premier? Jak nietrudno zgadnąć — nic. I nie dziwota, bo ten akurat tragiczny wypadek wykazał bezsens ruchów pozornych polegających na bezmyślnym zaostrzaniu kar. Że zemsta, wendetta, a tak należy odbierać te krwiożercze zapędy z proponowaniem kary śmierci włącznie, nigdy do niczego dobrego nie prowadzą. A kara bez edukacji, terapii, resocjalizacji, to zamiatanie problemu pod dywan, odsuwanie nieszczęścia w czasie. Na dodatek przemoc, a kara to rodzaj przemocy, rodzi przemoc.

Gdyby kogoś to nie przekonało niech ma na względzie, że człowiek, który w latach osiemdziesiątych zamordował na tle seksualnym czterech chłopców w tym roku wychodzi na wolność. Mimo, że było o tym wiadomo od 25 lat nikt dotąd nie kiwnął w sprawie palcem, nie zastanowił się co dalej, nie pomyślał jak rozwiązać ten problem. I czy to w ogóle jest problem. Dopiero na kilka miesięcy przed terminem czynniki partyjno-rządowe wsparte przez opozycję i media rozpętały histerię. Rząd płynąc na fali paniki, którą wywołał, postanowił „coś” zrobić. Jak zwykle w takich sytuacjach to „coś” robi w ostatniej chwili, na łapu capu, bezmyślnie i z pogwałceniem prawa. W ten sposób tworzy się potworki i knoty prawne.

Dlaczego ci, którzy wierzą w surowość kar nie wierzą, że po dwudziestu pięciu latach odsiadki więzienie opuści inny człowiek? Dlatego domagają się kary śmierci? Czego się lękają? Że okaże się, że nie surowość kar, ale edukacja i resocjalizacja dają lepsze efekty? A może po prostu nie chcą pozostać z niezaspokojoną żądzą zemsty? Warto sobie uświadomić, że aktywność legislacyjna rządu tylko w nielicznych przypadkach, jak w sprawie OFE czy przedłużenia wieku emerytalnego, nie była sprowokowana jednostkowymi wydarzeniami. Ustawa chroniąca społeczeństwo przed szczególnie niebezpiecznymi przestępcami, których po odbyciu kary będzie można bezterminowo „izolować” dotyczy raptem 18 osób! Pisanie ustawy dla pojedynczych obywateli trąci wręcz korupcją! I to w sytuacji, gdy inne ustawy lata czekają na uchwalenie i nawet groźba drakońskich kar nałożonych przez Unię nie robi na nikim wrażenia.

Człowiek zmienia się. Każdy może to zaobserwować na własnym przykładzie lub zapytać rodziców, czy są tacy sami jak 20 lat temu. Czy od tego czasu nie zmienili poglądów, czy byliby skłonni ryzykować jak wtedy, czy to samo ich kręci i podnieca. Groźni 20 lat temu nie muszą być groźni dzisiaj. Za to na pewno groźne jest pisanie prawa na kolanie, pod wpływem emocji.

Minister Biernacki tłumaczy, że Naszym celem było, aby ustawa objęła wszystkich niebezpiecznych przestępców. Oczywiście byłoby najlepiej, aby udało się zdążyć w parlamencie z trybem legislacyjnym, żeby całe te procedury można było odbywać, gdy osoby te są w więzieniu. Tu z tymi procedurami prawdopodobnie możemy nie zdążyć, więc badania biegłych psychiatrów i seksuologów będą odbywały się wtedy, gdy ów przestępca będzie na wolności. Biernacki ministrem jest od maja. Pół roku to za mało, żeby zrealizować cel i zdążyć z procedurami? Jęczy też poprzednik ministra, eksminister Jarosław Gowin, który co prawda był ministrem półtora roku, ale miał wiele ważniejszych spraw na głowie, więc dopiero teraz znalazł czas, by ją sobie zaprzątać groźnym przestępcą.

Ich celem było — jak zapewnia minister — aby ustawa objęła wszystkich groźnych przestępców. A gdy ten cel zostanie osiągnięty można będzie pomyśleć o wykluczonych. Na przykład takich, którzy nie podzielają wiary, że Bóg jest źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna. Albo tych, którym dziś nie podoba się władza. Gdy ich ustawa weźmie w objęcia natychmiast dostrzegą i powab, i mądrość…

P.S. Który biegły, specjalista, uczony weźmie sobie na barki ciężar odpowiedzialności i odważy się wydać pozytywną opinię? Przecież gdy dojdzie do nieszczęścia zostanie zlinczowany. A kto wie, czy rząd nie przygotuje ustawy penalizującej psychologów, psychiatrów i innych specjalistów, którzy pomylili się wydając opinię. Ponieważ po fakcie każdy jest mądry i „każdy pętak był w stanie przewidzieć, że tak się skończy pobłażliwość dla bandyterki.”

Dodaj komentarz