Daj nam, doj ich

Pytanie jest proste. Co ma państwo? Odpowiedź jest jeszcze prostsza – państwo ma dać. Skąd ma wziąć? To już zmartwienie państwa. Niech zabierze bogatym. No więc zabiera. A ponieważ bogaci mają i więcej sposobów i więcej możliwości by oddawać jak najmniej lub nic, trzeba zabierać także nieco mniej bogatym, a nawet biednym.

Można także najpierw pożyczyć, by później dać. Ta metoda też jest atrakcyjna, więc państwo zadłuża się na potęgę. Tempo jest tak zawrotne, że nawet licznik zainstalowany przez prof. Balcerowicza nie był w stanie nadążyć i spalił się. A długi rosną, rosną rosną i wynoszą już bez mała bilion złotych. Ten rok jest zresztą wyjątkowy, ponieważ spłaciliśmy wreszcie wszystkie długi Gierka.

Nie można wykluczyć, że rok 2013 przejdzie do historii jako rok, w którym premier Donald Tusk dokona wreszcie cudu. Spadnie bowiem jedynie tylko tempo rozwoju gospodarczego. Wszystko pozostałe wzrośnie, od dochodów budżetu poczynając na bezrobociu kończąc. I tak wpływy z podatku VAT mają być w przyszłym roku wyższe o 4% niż w tym roku, z akcyzy o 3,4%, podatek CIT ma przynieść więcej o 11,3%, a o 6,2% mają wzrosnąć dochody z PIT. Bezrobocie wzrośnie do 13%, a wzrost gospodarczy spadnie do 2,2% PKB.

Jest jednak w tym hurraoptymistycznym budżecie jeden punkt mrożący krew w żyłach. Otóż rząd z całą powagą zakłada zwiększenie o 25% wpływów z mandatów i grzywien. Wynika z tego, że prawo ma nie tyle regulować stosunki między ludźmi, wskazywać, które działania są akceptowalne, a które nie, ile generować dochody budżetowe. Takie wykorzystanie kodeksu karnego nie przyszło do głowy dotąd chyba nikomu.

Jeśli zamiast rozwiązywać problemy walczy się z nimi, to skutki muszą być opłakane. Weźmy chociażby zwycięską walkę z dopalaczami. – Będziemy działać na granicy prawa. Zamkniemy wszystkie punkty z dopalaczami, a konsekwencji nie unikną również ich właściciele – groził premier Donald Tusk. I groźbę spełnił. Sklepy z dopalaczami zniknęły. Jednak gdy się walczy nie ma czasu na zastanawianie się, refleksję. A jeszcze jeśli się młóci paragrafami na oślep, to można i jakieś pozorne zwycięstwo nawet odnieść, ale problemu się nie rozwiąże.

Atak na granicy prawa był niczym blitzkrieg. Błyskawiczna akcja policji i służb posłusznych doprowadziła do zamknięcia sklepów i odtrąbienia zwycięstwa. Nie po raz pierwszy pyrrusowego. Sęk bowiem w tym, że sprzedawca nie może odpowiadać za to, co klient zrobi z kupioną substancją. Dlatego nadal można kupić denaturat i płyn do spryskiwaczy oraz spirytus kamforowy. Także dopalacze można kupić bez żadnych problemów jako środek służący do czyszczenia komputera.  W serwisie. Że nie czyści a jego skład wyraźnie wskazuje na to, że to narkotyk? I co z tego? Jakoś nikt się nie skarżył i niedziałającego „cleanera” nie reklamował. Znowu trzeba będzie działać na granicy prawa. I pozamykać serwisy. No i dopisać substancje słabo czyszczące, za to dające niezły odjazd, do listy substancji zakazanych. I dopisywać w nieskończoność.

Mówi rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu: – Punkty, w których można się bez przeszkód zaopatrzyć w dopalacze są już praktycznie w każdej dzielnicy. Raz jest to serwis naprawy komputerów, innym razem lombard, jeszcze w innym przypadku sprzedawane są w lokalu, gdzie udziela się kredytów „chwilówek”. Wszędzie tam prochy kupuje się jak legalny towar. Skala tego procederu jest ogromna. To nic innego jak druga fala plagi dopalaczy w mieście.

Przez bez mała pięć lat poparcie dla partii i rządu układało się w strefie stanów wysokich i wynosiło więcej niż poparcie dla konkurencyjnej partii PiS, czyli PO bis. Ostatnio jednak poparcie gwałtownie i zupełnie niespodziewanie spadło. Okazało się jednocześnie, że koalicja nie ma aż takiej większości w sejmie, by móc pokusić się o przepchnięcie ustawy delegalizującej spadek poparcia dla partii rządzącej. Z tego względu nie pozostało nic innego jak wyjść i obiecać. I tak też się stało.

Nie ma rzeczy, której pan Premier walczący jak lew o głosy zawiedzionych wyborców by nie obiecał. Nawet autostrady wybuduje. Choć jeszcze nie tak dawno wstrzymał ich budowę. Chyba tylko po to, żeby móc obiecać wznowienie. Najlepszym przykładem jest zachodnia obwodnica Poznania S11. Drogowcy za blisko 1 mld zl wybudowali dwa odcinki kończące się w polu. Brakło 5 km. Zaawansowany przetarg rząd zawiesił. Dopiero w  zeszłym tygodniu Premier na fali obietnic zapowiedział, że do końca tego roku przetarg na ukończenie S11 zostanie wznowiony.

Jakby tego było mało premier Tusk zapowiedział, że wyda dekret, albo coś w tym stylu, umożliwiający refundację in vitro. Oczywiście zadba przy tym należycie o godność zarodków, więc znowu pieniądze zostaną wyrzucone w błoto, a pan premier za trzy lata będzie mógł powiedzieć, że ta metoda w odniesieniu do polskich kobiet nie zdała egzaminu.

Wygląda na to, że rząd nie ma czasu na poważne zajęcie się sprawami kraju, ponieważ zajęty jest nieustającą walką z problemami, które w głównej mierze stwarza sam.

Dodaj komentarz