Cud przez protekcję

Ta wiadomość niewątpliwie wstrząśnie, ale i natchnie nadzieją. Otóż okazuje się, że papież, w przeciwieństwie do Jezusa, potrafi czynić cuda nie tylko na odległość, ale i po śmierci. Ale po kolei. Najpierw przykład Marianny Stuhr, która mając 22 lata zachorowała na nowotwór kręgosłupa. Kiedy byłam niedługo przed operacją, papież zaprosił moich rodziców na prywatną audiencję. Jedli wspólnie obiad i tato w pewnym momencie wspomniał o mojej chorobie. Na papieżu zrobiło to duże wrażenie. Odłożył jedzenie, przeżegnał się i zaczął się modlić o moje zdrowie. Niedługo potem wyzdrowiałam. Jeśli chodzi o polską służbę zdrowia, to tu cudem było raczej to, że operacji doczekała, ale nie należy być drobiazgowym.

W omawianym przypadku papież żył i o sprawie wiedział. Okazuje się, że — i to jest jeszcze bardziej wstrząsająca wiadomość — papież nie tylko nie musi wiedzieć o istnieniu chorego, ale nawet żyć, by czynić cuda. Tego nie potrafił nawet Jezus, bo do niego trzeba było chorego przyprowadzić. I oto u chorej, która w kwietniu 2011 roku przeszła ciężki udar mózgu, nie można było nałożyć specjalnego klipsa ani przeprowadzić embolizacji, czyli zamknięcia naczynia tętniczego. Na dodatek istniało ryzyko poważnych komplikacji — zawału mózgu lub kolejnego krwotoku. I tu do akcji wkracza papież. Choć od sześciu lat nie żyje, to bynajmniej nie przeszkadza mu to w czynieniu cudów. Uzdrowienie zaś nastąpiło w dniu beatyfikacji Jana Pawła II 1 maja 2011 roku. Kobieta oglądała w telewizji transmisję z Watykanu. Następnego dnia obudziła się zdrowa.

Transmisję oglądali także inni chorzy. Dlaczego Jan Paweł II za nimi także nie wstawił się nie wiadomo i nie ma kogo zapytać. Być może właśnie na tym zasadza się cudowność cudu — na miliony chorych jednego uzdrowimy wizją, innego fonią i wystarczy. Jednak od lekarza, który zamiast leczyć ogląda się na wstawiennictwa i wierzy w cuda lepiej trzymać się z daleka. Bo niewystąpienie cudu w porę w obliczu nędznych kwalifikacji grozi śmiercią lub kalectwem.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że medycynę tradycyjną może wspomóc i statystyki uzdrowień poprawić ściślejsza współpraca lekarzy i duszpasterzy. Często bowiem przyczyną choroby nie jest wirus, bakteria, czyrak czy rak, lecz demon. Wystarczy go przepędzić, by nastąpiło wyzdrowienie. Kościół poważnie podchodzi do problemu i wychodzi mu naprzeciw. Jak wynika z doniesień brytyjskiej prasy pilnie zwiększa liczbę kapłanów zdolnych do wykonania aktów egzorcyzmów, czyli wypędzania demona za pomocą modlitwy. Ma to głęboki sens, ponieważ teologowie twierdzą, że istnieje około 10 bilionów diabłów. Według innych obliczeń na każdego człowieka przypada ich 11 tysięcy, a jak poucza historia, św. Ubald wypędził z jednej tylko pacjentki 400 tysięcy demonów.

Nie demonizujmy więc kolejek do lekarzy. Żeby wyzdrowieć wystarczy telewizor, transmisja i wstawiennictwo. Lekarz to ostateczność. Jeżeli jednak wysypka rozszerzyła się na skórze po stawieniu się chorego przed kapłanem w celu oczyszczenia, w takim razie stawi się on przed kapłanem po raz drugi. (Kapł 13:7)

Dodaj komentarz