Co by było gdyby…

Co by było gdyby Unia Europejska posłuchała polskich polityków, że za to, co wyprawia reżim Putina nie może odpowiadać rosyjskie społeczeństwo i nie wprowadziła żadnych sankcji? Czy nie przetoczyłaby się przez Europę fala potępienia? A przecież to jest dokładnie to samo rozumowanie, zgodnie z którym Polakom pieniądze po prostu należą się, bo nie mogą cierpieć za to co z prawem wyprawia władza, którą sobie wybrali. Unia uznała, że skoro reżim Putina jest zły, to trzeba nałożyć sankcje na Rosję, a jeśli Polska łamie wszelkie standardy, to wręcz przeciwnie, trzeba ją nagrodzić miliardami euro. Bardzo ważne jest bowiem, by do wszystkich popłynął jasny sygnał, że jeśli ktoś jest z pogwałceniem prawa prześladowany ze względów politycznych, jak ma przykład sędziowie w Polsce, to na wsparcie instytucji unijnych może liczyć prześladowca.

Senat, czyli piaskownica dla dorosłych, postanowił pospieszyć się. Senatorowie doszli do wniosku, że Unia bardziej ochoczo wyłoży pieniądze na dalsze trwanie władzy i kampanię wyborczą PiS-u gdy zaprezentują ustawę zgodną z jej oczekiwaniami. To, że w ciągu 1,452 s Sejm owoc ich wytężonej pracy umysłowej wyrzuci do kosza nie ma dla nich najmniejszego znaczenia, ponieważ — co ujawnił marszałek Senatu Tomasz Grodzki — PiS czyli Polska potrzebuje tych pieniędzy z KPO jak kania dżdżu. Tymczasem ustawa uchwalona przez Sejm wypełnia zaledwie pół z jednego z trzech kamieni milowych i nie nadaje się do niczego. Więc w Senacie będziemy intensywnie pracować ze wszystkimi koalicjantami, żeby tą ustawić, żeby tą ustawę poprawić i na miejscu pań i panów w Sejmie bym się poważnie zastanowił czy mny, czy nasze poprawki tym razem tak automatycznie odrzucać jak to się często dzieje, bo może to mieć dramatyczne skutki dla Polski i dalsze wstrzymanie wypłaty środków.

Gdyby pan marszałek nie był panem senatorem, lecz panią lub panem posłem, to by się poważnie zastanowił. I chwała mu za to. Problem w tym, że panie i panowie w Sejmie nie mają się nad czym zastanawiać, albowiem wszystko co do tej pory uchwalali i robili prędzej czy później było przez Unię aprobowane, zaś

podczas dyskusji w Komisji Europejskiej na temat polskiego KPO było trochę wątpliwości i pytań. Zwłaszcza ze strony gabinetów komisarza odpowiedzialnego za Nowy Zielony Łady [!] Fransa Timmermansa, komisarza ds. wymiaru sprawiedliwości Didiera Reyndersa czy komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager. Mniej wątpliwości miał gabinet czeskiej komisarz ds. praworządności Very Jourovej.

Jeżeli sama zmiana nazwy zadowala unijnych komisarzy, to senatorowie mogą spokojnie darować sobie „intensywną pracę”, bo Sejm nie ma żadnego, ale to żadnego powodu, by wysmażone na kolanie poprawki przyjmować. Zresztą nie tylko Unia wysyła sygnały, że warto być bezczelnym, nie liczyć się z nikim i z niczym i łamać wszelkie zasady. Stany Zjednoczone także wspierały Ukrainę nie szczędząc sił i środków, ale gdy Rosjanie dali do zrozumienia, że wyposażenie Ukraińców w rakiety dalekiego zasięgu może doprowadzić do klęski Rosji, to natychmiast wycofały się. Tak przynajmniej twierdzi Wyborcza.

Porzućmy piaskownicę i zajmijmy się poważnymi sprawami. Stało się już tradycją, że „fachowcy” od ekonomii tryskają optymizmem szacując wysokość inflacji, podają jakieś wzięte z sufitu liczby, po czym okazje się, że znowu niedoszacowali. W jednym są jednak zadziwiająco zgodni. Uważają mianowicie, że rząd robi wszystko, żeby inflacja rosła jak na drożdżach. Na szczęście dla nas i nieszczęście dla nich na czele resortu finansów stanął człowiek, a ścisłej kobieta, która na ekonomii zna się jak nikt. Nazywa się Magdalena Rzeczkowska i na początku kwietnia została generałem — nadinspektorem Służby Celno-Skarbowej. Z oficjalnego biogramu:

Absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego (1998) oraz studiów podyplomowych w zakresie integracji europejskiej na Uniwersytecie Warszawskim – Centrum Europejskie (2001).

Kompetencje potwierdziła w rozmowie z dziennikarką TVN24 Karoliną Wasilewską. Na pytanie „jak rząd planuje poradzić sobie z inflacją?” p. minister odpowiedziała:  Rząd walczy z inflacją i przeciwdziała skutkom inflacji już od dłuższego czasu. Już to jedno zdanie świadczy. Oczywistą oczywistością jest przecież, że jeśli nie idzie walka z czymś, to się przeciwdziała skutkom tego czegoś. Jak nie idzie walka z powodzią, to się przeciwdziała skutkom powodzi, dzięki czemu wszystkim dobrze się powodzi. To nie, nie, nie, nie, nie zaczynamy tego w tym momencie. Inflacja rośnie, inflacja rośnie w całej Europie, a nawet na całym świecie jest, jak państwo doskonale wiecie… I dlatego, że rośnie w całej Europie a nawet na całym świecie, przyczyny inflacji nie są przyczynami wewnętrznymi, są przede wszystkim przyczynami zewnętrznymi, wynikają po pierwsze jeszcze z kwestii pandemii i wzrost cen energii, przerwane łańcuchy dostaw, wzrost kosztów transportu, to były czasy jeszcze pandemii i zaczęliśmy, rozpoczęliśmy wzrost i rozpoczęła się wojna w Ukrainie. Jeśli przyczyny inflacji są przyczynami zewnętrznymi, to nie dziwota, że rząd jest bezradny, nic nie może i walczy jedynie ze skutkami.

To jak rząd radzi sobie z inflacją, to jest przede wszystkim my musimy rozważyć dwie sprawy: bezpieczeństwo takie społeczne i gospodarcze. Rolą rządu jest wspieranie tych, których inflacja najmocniej dotyka i w tym zakresie to jest cały pakiet działań antyinflacyjnych. Od obniżki podatków PIT z 17 na 12%, kwota wolna 30 tysięcy, próg 120 tysięcy, tarcze antyinflacyjne, czyli obniżki podatków, stawek podatkowych na energię, żywność, na nawozy. To jest kwestia wsparcia i pomocy kredytobiorcom, ten pakiet nad którym teraz rząd pracuje, kompleksowy taki trzyfilarowy. Jak widać działania osłonowe rządu są precyzyjnie adresowane. Kogo inflacja najbardziej dotyka? Podatników! No więc rząd obniża podatki. Logiczne. Dzięki temu powstaje ekonomiczne perpetuum mobile — do piwnicy wlewa się woda z rzeki, więc rząd w ramach tarczy antywlewowej wdraża niebywale ambitny program wypompowywania. Wydajne pompy pompują z piwnicy do rzeki. Któż mógł się spodziewać, że im więcej wypompują, tym wyższy będzie poziom wody?

Rząd oprócz tych działań, które są dedykowane do wsparcia tych, których inflacja najbardziej dotyka, którzy, którym jesteśmy zobowiązani też zapewnić pewną pomoc i ochronę w tym trudnym czasie, realizuje również swoją politykę fiskalną i ta polityka fiskalna jest oglądaniem, tak jak my to mówimy, złotówki nie tylko z dwóch stron, ale z każdej strony. Jak zapoznają się państwo z naszymi planami, aktualizacją planu konwergencji i temu jak chcemy prowadzić politykę fiskalną, to można tam zauważyć, że deficyt, który mamy zaplanowany na 4,3% w kolejnych latach będzie stopniowo redukowany. Przyszły rok 2 i 7 dziesiątych. Łatwo przewidzieć, że polityka fiskalna oparta na oglądaniu złotówki musi w efekcie dać wzrost. Potwierdza to sama p. mini ster. Ja mogę powiedzieć, że w ramach naszych prognoz ministerstwa, które są zresztą zgodne z prognozami Komisji Europejskiej 3, 4 kwartał inflacja się powinna stabilizować, w przyszłym roku być nieco niższa. Na jakim poziomie powinna się ustabilizować? Myślę że, myślę że procent do półtora więcej to jest maksymalne to, co powinniśmy osiągnąć, ale to jest wróżenie trochę z kuli. Dziś GUS podał, że inflacja wynosi  13,9%. Mini ster twierdzi, że „ustabilizuje się” w okolicach 15%, więc na wszelki wypadek módlmy się, by we wrześniu nie przekroczyła 50%, ponieważ trzeba będzie wzorem Turcji wprowadzić embargo na informacje o jej rzeczywistym poziomie. GUS podlega rządowi.

Czy mają rację ci, którzy twierdzą, że lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć? Śpię spokojnie, pracuję, bo jestem człowiekiem pracy, zadaniowym, moim zadaniem jest zapewnienie stabilnych, bezpieczeństwa Polski, także finansowego i na tym zadaniu się skupiam.

No to… Dobranoc! Kolorowych snów!

Dodaj komentarz