Cisza!

Dziś doszło do mrożącego krew w żyłach zdarzenia. Oto kierującemu pojazdem komunikacji miejskiej (pkm) drogę zajechała kobieta w pojeździe osobowym. Kierujący pkm uchylił boczną szybkę i ryknął:

— Jak jeździsz, człowieku!? No jak jeździsz? K…wa!

W Polsce regularnie na okres dwóch dni wprowadzana jest zakazana przez konstytucję cenzura prewencyjna. Zwie się „ciszą wyborczą” i obowiązuje na terenie całego kraju. Z uwagi jednak na specyfikę państwa właściwszą nazwą byłaby cisza wybiórcza.

W okresie tym zabronione jest prowadzenie agitacji wyborczej, w tym zwoływanie zgromadzeń, organizowanie pochodów i manifestacji, wygłaszanie przemówień oraz rozpowszechnianie materiałów wyborczych.

W trakcie trwania ciszy wyborczej zabronione jest także podawanie do publicznej wiadomości wyników przedwyborczych badań (sondaży) opinii publicznej dotyczących przewidywanych zachowań wyborczych i wyników wyborów oraz wyników sondaży wyborczych przeprowadzanych w dniu głosowania.

Co to jest „agitacja wyborcza”? Ogólnie rzecz biorąc jest to działanie analogiczne do propagowania totalitarnego ustroju państwa względnie nawoływania do nienawiści na tle różnic. A ponieważ zarówno nawoływanie jest nawoływaniem tylko gdy za takie zostanie uznane, jak i propagowanie jest propagowaniem gdy za takie zostanie uznane, tak i łamanie ciszy wyborczej zachodzi tylko wtedy, gdy władza uzna, że zachodzi. Bowiem ocena czy w danym przypadku doszło do naruszenia tego zakazu nie będzie należała do Państwowej Komisji Wyborczej, lecz do organów ścigania i sądów.

Niedawno byliśmy świadkami zbiorowego nawoływania do nienawiści na tle różnic na niespotykaną skalę podczas manifestacji ulicznych i wystąpień publicznych i nikt nie podległ grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Podobnie działa cisza wyborcza — wybiórczo, choć kary są drakońskie. Na przykład za „naruszenie ciszy” może zostać nałożona grzywna od 20 zł do 5.000 zł, zaś za publikację sondaży można zapłacić nawet 1.000.000 (milion) złotych! A za naruszenie ciszy może być uznane polubienie profilu kandydata na portalu społecznościowym, a nawet udostępnienie jego zdjęcia!

To, wbrew pozorom ma bardzo głęboki sens. Chodzi bowiem o to, by o składzie parlamentu nie decydowali wyborcy, lecz elektoraty poszczególnych ugrupowań. W tym celu najpierw należy wmówić wyborcom, że ich głos kompletnie nie liczy się, bo i tak wygrają ci, którzy mają wygrać, potem że głosowanie na inne ugrupowanie to strata głosu, a na koniec odciąć od źródeł informacji. To da gwarancję, że do wyborów pójdą karnie elektoraty głównych partii i nawet jak się wśród nich zaplączą jacyś wyborcy, to ich wpływ na ogólny wynik będzie pomijanie mały.

Cisza wyborcza to dowód na to, że w Polsce prawo nie służy rozwiązywaniu problemów i nie porządkuje zasad postępowania, lecz tworzone jest pod konkretne interesy polityczne i nie zmienia się nawet wtedy, gdy staje się anachroniczne i przekształca w farsę.

W tym miejscu zostawmy na chwilę ciszę i zajmijmy się mediami (zwanymi prasą), by sprawę zilustrować jeszcze dobitniej. W ustawie, która reguluje najbardziej delikatną materię jaką jest tak zwana czwarta władza (nie mylić z czwartą erpe), obowiązującej od 25 lat, czytamy:

Art. 1. Prasa, zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, korzysta z wolności wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej.

Sformułowania są w miarę jasne i nie budzą większych zastrzeżeń. Ale artykuł drugi brzmi nieco… staroświecko:

Art. 2. Organy państwowe zgodnie z Konstytucją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stwarzają prasie warunki* niezbędne do wykonywania jej funkcji i zadań, w tym również umożliwiające działalność redakcjom dzienników i czasopism zróżnicowanych pod względem programu, zakresu tematycznego i prezentowanych postaw.

To nie jest tak, że ta ustawa leży sobie gdzieś, kurzy się i nikt do niej nie zagląda. Zagląda i to regularnie. Ostatnio zaglądał w 2013 roku po to, by jeszcze bardziej urzeczywistnić prawo obywateli przez między innymi zmianę brzmienia art. 45: Kto wydaje dziennik lub czasopismo bez rejestracji albo zawieszone podlega karze grzywny.

Podobnie ma się sprawa z ciszą wyborczą. Która — w dobie otwartych granic i błyskawicznego przepływu informacji — obowiązuje — uwaga! — wyłącznie na terytorium kraju. Tego kraju. Należy to z całą mocą podkreślić chociażby z tego powodu, że polskie organa ścigania oraz bezmiar sprawiedliwości nie tylko potrafią wskazać gdzie Polska się zaczyna i kończy na mapie świata i Europy, lecz także w Internecie.

Żeby wywodu nie ciągnąć wyobraźmy sobie taką oto sytuację. Oto jeden ze sztabów wyborczych postanawia prowadzić dalej kampanię wyborczą poza granicami Polski. Zgodnie z polskim prawem i wykładnią poczynioną przez PKW prawa nie łamie. A stacja telewizyjna, która urzeczywistniając prawo obywateli do rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej to wydarzenie zrelacjonowała?

Pytania można mnożyć. Czy jeśli ktoś wyjedzie zagranicę i stamtąd informuje niczym Wolna Europa, to łamie prawo? Będzie pociągnięty do odpowiedzialności po powrocie do kraju? A ktoś, kto co prawda przebywa w kraju, ale informacje umieszcza na serwerach zagranicznych? Jeśli wziąć pod uwagę skuteczność, z jaką organa walczą ze stroną Redwatch Polska, to można mieć pewność, że pozostanie bezkarny lub nie, w zależności od tego, kto ma władzę i komu swoim działaniem nadepnął na odcisk.

Czy można mieć zaufanie do władz kraju, łącznie z czwartą, w którym prawo jest tak niejasne, bzdurne i na dodatek wybiórczo i po uważaniu stosowane?

Wybory
Rys. A Mleczko

_______________

* Organy państwowe, by być w zgodzie z Konstytucją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, stwarzają prasie warunki poprzez na przykład Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, która nakłada surowe kary na tych, którzy zbyt gorliwie i wnikliwie kontrolują i krytykują.

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Użyte w sferze polityki słowo szogun ma swoje uzasadnienie. Wyborcy nie zbierają się w grupy, bo chcą rozwiązać jakiś problem, zmienić przepis prawny. Wyborcy w ogromnej większości mają swojego szoguna, bez którego (podobnie jak kiedyś w Japonii) są zagubieni, nie myślą, nie aktywizują się. Mają szoguna, który przed wyborami nie organizuje spotkań, wieców, bo jego wyborcy są mu wierni. Nawet kosztem własnych interesów. Czy to nie jest oznaka drugiej Japonii, którą zapowiadał prezydent Wałęsa? Zapowiedział i po czasie jednego pokolenia jest.

    Podobno na godz.12:00 było więcej wyborców przy urnach niż ileś tam czasu temu. Mnie interesuje która przegrana partia zacznie wrzaski, że to wszystko przez stronę spis treści. Wyborcy stawiają tam krzyżyki. Już są głosy, ze karty zostały źle zaprojektowane.

    Wybory stały się w mediach takim totolotkiem. Niecierpliwość redaktorów czuć, mimo że ich nie widać. W zależności od wyniku wybory będą lub nie będą sfałszowane. I to jest ciekawe, a nie frekwencja, wynik, takie tam….

    Naruszyłam, czy może jednak nie naruszyłam, bo ja tylko tak sobie dywaguję.

    Za słownikiem PWN „dywagacja «długie, rozwlekłe rozważania, zwykle odbiegające od tematu»