Chorobowe zwolnienia grupowe

Wczoraj przez eter (przynajmniej radia Tok FM) przetoczyła się dyskusja na temat kobiet w ciąży. Okazuje się, iż owe kobiety po zajściu idą na zwolnienie. A jak już na tym zwolnieniu przebywają, to nie świadczą pracy narażając przedsiębiorcę na straty. Przez cały dzień nikt w radio nie zwrócił uwagi na fakt, że w ten sposób rząd walczy z jednej strony z bezrobociem, a z drugiej z niskim przyrostem naturalnym. Jak to!? – zapyta ktoś ze zdziwieniem. I słusznie się zdziwi, choć odpowiedź jest prosta jak tok myślenia większości polityków. Otóż rozwiązanie, które na barki przedsiębiorcy przerzuca finansowanie choroby pracownika (przez pierwsze 33 dni) sprawia, że przedsiębiorcy chętniej zatrudniają i niechętnie zwalniają. Bzdura? Owszem. Ale dlaczego ZUS ma pobierać składki i wypłacać zasiłek chorobowy, skoro może pobierać składki i nie wypłacać? A rząd? A rząd nie po to stwarza problemy, żeby je rozwiązywać, ale żeby z nimi walczyć.

Wracając do kobiet, które zaszły i idą. Przez cały dzień w radio ubolewano, że idą. Przez cały dzień pracodawcy skarżyli się, że jak one idą, to oni tracą. Więc przez cały dzień piętnowano kobiety, które zarówno według prowadzących jak i zatrudniających postępowały nieuczciwie. A przecież żeby „pójść na zwolnienie” najpierw trzeba pójść do lekarza. Bo to przecież lekarz, a nie kobieta, wypisuje zwolnienie. Skąd więc te pretensje do kobiet? Bo lekarze także czasami są kobietami? Bo konował nie ma odpowiednika żeńskiego co stanowi jawną dyskryminację?

Ile razy słyszeliśmy jak to w ramach protestu ta czy inna grupa zawodowa „idzie na zwolnienie”? Pan Henryk Michałowicz, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich, mówi: – Pracownicy omijają prawo i korzystają ze zwolnień lekarskich czy z urlopu na żądanie, by wymusić na pracodawcy spełnienie ich postulatów. Mamy skomplikowane przepisy dotyczące rozwiązywania sporów zbiorowych. To trwa, więc ludzie biorą nagłe urlopy czy gwałtownie się „rozchorowują”, paraliżując pracę firmy. Co proponują pracodawcy? To co się zwykle w takich sytuacjach w Polsce proponuje – likwidację urlopu na żądanie. Gdyby bowiem zaproponowali likwidację zwolnień lekarskich, albo pracowników, wyszli by na idiotów.

Pójściem na zwolnienia w ramach protestu groziły nawet służby mundurowe odpowiedzialne za przestrzeganie prawa. I żadnej z tuzina służb specjalnych ani całego bezmiaru sprawiedliwości nie zaniepokoiło, że taka deklaracja to przyznanie wprost, że lekarze na drukach ścisłego zarachowania poświadczają nieprawdę na masową skalę. Niestety, wszyscy już tak się do szwindli i oszustw przyzwyczaili, że traktują je jak coś oczywistego i normalnego. Warto jeszcze raz zacytować słowa pana eksperta, że „Pracownicy omijają prawo.” Pracownicy! Nie lekarze tylko pracownicy! Czy w tej sytuacji może dziwić, że jeśli kontrola wykaże, iż pracownik przebywający na zwolnieniu jest zdrowy, to on – a nie lekarz – będzie miał kłopoty? Że może nawet wylecieć dyscyplinarnie z pracy? A temu, kto naprawdę poświadczył nieprawdę, kto sfałszował dokument wystawiając lewe zwolnienie, włos z głowy nie spadnie. Choć wydając lewe zwolnienie oszukuje nie tylko pracodawcę, zatrudniającego owego pracownika, ale także podatników i płatników składek. Bowiem – pomijając wszystko inne – za przyjęcie, zdiagnozowanie „chorego inaczej”, wypisanie recepty (często refundowanej, bo przecież pacjentowi „się należy”) dostaje wynagrodzenie.

Ale nie zawsze tak się dzieje. Gdy któremuś z wyższych funkcjonariuszy państwowych grozi dymisja natychmiast podupada na zdrowiu i całe państwo bezradnie przechodzi nad tym do porządku dziennego. Ani pracodawca, ani żaden organ państwowy nie kwapi się, żeby sprawdzić, czy ta choroba nie jest fikcją. Bezkarność rodzi bezczelność i polityk, którego z powodu choroby nie można zwolnić, mimo złego stanu zdrowia potrafi brać udział w różnych wydarzeniach czy uroczystościach. Na przykład – jak donosiła prasa w zeszłym roku – Radny Kazimierz Staszewski (PiS) od ponad pięciu miesięcy ma zwolnienie lekarskie i nie pracuje. Ale przychodzi na sesje rady miejskiej, brał nawet udział w blokadzie „siódemki”. I co? I państwo to toleruje. A oszust w kitlu pozostaje bezkarny.

Cztery lata temu prasa donosiła, a posłowie PO chcieli: „Po celnikach także inne grupy zawodowe uznają, że skuteczniejszą niż strajk formą nacisku na pracodawcę jest ucieczka na zwolnienie lekarskie. Posłowie PO chcą zaostrzenia przepisów.” Minęły cztery lata i posłowie PO przestali chcieć: „Projekt ustawy, który miał zrównać prawa mundurowych i cywilów w zakresie świadczeń na chorobowym, wylądował w koszu. Rząd nie chce ryzykować protestów policji na Euro 2012.” I to w sytuacji, gdy resort spraw wewnętrznych w rządzie PO sam przyznawał w zeszłym roku, że policjanci na zwolnieniach pracują gdzie indziej, wyjeżdżają na wakacje, czy zajmują się dziećmi. Ich bowiem sprawdzić, co robią na zwolnieniu, nie można. Pracownika cywilnego może – nawet w domu – skontrolować ZUS, mundurowych natomiast nikt.

Czy państwo, które niektórych nie może kontrolować, w którym pewne grupy zawodowe stoją ponad prawem i mogą bezkarnie je łamać można jeszcze nazwać „demokratycznym państwem prawa”? Wydawałoby się, że czasy minione naprawdę są minione, a tamte problemy pragmatyczni, rozsądni, nie ulegający żadnym naciskom politycy już dawno rozwiązali. Jednak śpiewana w czasach PRL-u piosenka* do dziś nie straciła nic na aktualności. A i różnica między policją i milicją także się powoli zaciera…

Późno wrócilim wczoraj z ochlaju,
Przez kaca ciężkie mam głowę.
Co ja się będę szarpać dla kraju,
Pójdę se na chorobowe….


* Tropicale Thaitii Granda Banda „Na chorobowem”

Dodaj komentarz