Boży dar

Bożydara spotkałem zupełnie nieoczekiwanie niemal na środku rynku. Ostatni raz widzieliśmy się przed transformacją. Postarzał się, zgarbił, kruczoczarne niegdyś włosy, które tak podobały się dziewczynom, teraz były śnieżnobiałe, choć nadal imponująco gęste.
— Cześć stary, kopę lat! — on pierwszy mnie dostrzegł i rozpoznał. — Co u ciebie? Chodź, siądziemy gdzieś, wypijemy kawę, pogadamy.
Nieopodal była kawiarnia. Zamówiliśmy kawę i po kieliszeczku czegoś mocniejszego, by uczcić nieoczekiwane spotkanie.
— Wiesz, że zakon Męczenników Bosych odzyskał ten budynek, w którym za komuny mieściło się UB? — zagaił.
— Coś mi się obiło o uszy — odparłem.
— No. Otwierają tam szpital. Właśnie stamtąd wracam — wyjaśnił.
— Poszedłeś pomodlić się do dawnej siedziby Służby Bezpieczeństwa służącej teraz bogu? — zażartowałem.
— No nie, coś ty — roześmiał się. — Zatrudniłem się tam jako lekarz.
— Ty? Przecież nie wierzysz, do kościoła nigdy nie chodziłeś, a twoja opinia o duchownych nie nadaje się do publicznego cytowania — nie posiadałem się ze zdumienia.
— Nic się pod tym względem nie zmieniło. Ale wiesz, że zawsze potrafiłem rozdzielić sprawy zawodowe od prywatnych. Wyobraź sobie, że na wstępie posunęli mi pod nos lojalkę, którą ostatnio widziałem w Stanie Wojennym. Poskreślali po chamsku to co im nie pasowało i uzupełnili wpisy ręcznie. Popatrz, podprowadziłem jedną żeby dzieciom pokazać.

oswiadczenie

— Niewiarygodne — nie mogłem się nadziwić. — I podpisałeś to?!
— Oczywiście! Człowieku! Gdzie ty żyjesz? Zejdźże wreszcie na ziemię!
— Znasz moją opinię o…
— Wiem, wiem, nie musisz kończyć. Ale czasy się zmieniły. Stary, nie tylko to podpisałem. Podpisałem także Deklarację wiary!
— Własnym uszom nie wierzę!
— Widzę. Ale zaraz ci wytłumaczę o co chodzi. Starzejemy się, wzrok już nie ten, pamięć zaczyna szwankować, a i rutyna zżera. Powiedz szczerze, czy gdyby ktoś ci oferował dobre pieniądze nie wymagając niczego, poza lojalnością, to byś na to nie poszedł? Nie zgodziłbyś się pracować wiedząc, że co byś nie zrobił, czego byś nie spieprzył, nie poniesiesz za to odpowiedzialności?
— Nie rozumiem… — minę musiałem mieć nietęgą, bo bez zbędnych ceregieli zaczął tłumaczyć.
— Widzę, że nie rozumiesz. Ta lojalka jest nieważna. Znaleźli w piwnicy kilka kartonów, więc postanowili je wykorzystać. Prawdziwym zwolnieniem od odpowiedzialności jest Deklaracja wiary.
— Jakim cudem?
— Ej, chłopie! No zastanów się. Popatrz — wyjął laptopa, chwilę postukał w klawisze i obrócił w moją stronę. Na ekranie widniała Deklaracja wiary.
— Widziałem. No i?
— No i naprawdę nie rozumiesz? Jak bym nie zawalił, czego bym nie spieprzył, skopał, sfuszerował to… Czekaj! Inaczej! Wyobraź sobie, że nie rozpoznałem zawału. Nie zleciłem EKG. Zaordynowałem środek na przeczyszczenie i zająłem się następnym pacjentem. Wyobrażasz sobie proces? Przecież powołam się na swoje sumienie i na podpisaną…
— A jaki jest związek sumienia z partactwem? — przerwałem.
— Jak ty niczego nie rozumiesz! Punkt czwarty Deklaracji mówi wyraźnie, że podstawą godności i wolności lekarza katolika jest wyłącznie jego sumienie oświecone Duchem Świętym i nauką Kościoła. Z kolei w punkcie drugim stoi, że ciało ludzkie i życie, będąc darem Boga, jest święte i nietykalne i że ciało podlega prawom natury, ale naturę stworzył Stwórca. No to ja kierując się swoim sumieniem nie mogłem skierować tego człowieka na badania USG, bo to po pierwsze niezgodna z naturą ingerencja, a po drugie ciało człowieka jest nietykalne. Na dokładkę w omawianym przypadku śmierć tego człowieka musiała być uwzględniona w planie bożym — punkt trzeci. Bo gdyby było inaczej, to objawy byłyby jednoznaczne i nawet bez EKG można by bez trudu zdiagnozować zawał.
— I uważasz, że którykolwiek prokurator czy sędzia uwierzy w te brednie?
— Spokojna głowa! Który prokurator albo sędzia odważy się łamać sumienie lekarza? Stawiać prawo ludzkie nad prawo boże? Masz to wyraźnie napisane w punkcie piątym! Precedens już jest. To obraza uczuć religijnych. Przecież to fikcja i farsa. A sąd dwoi się i troi, aby oskarżonemu udowodnić, że te uczucia obraził. Analogicznie tutaj. Jak udowodnisz, że to partactwo, niewiedza, moja zła wola, a nie moje sumienie i wola boża? Wiesz doskonale, że polskie sądy zawsze stają po stronie wiary.
— Twoje zdrowie! — westchnąłem zrezygnowany.

Dodaj komentarz