Ponieważ będzie to mój pierwszy wpis popełniony na tym blogu postanowiłam się przywitać tematem wyjątkowo mi bliskim. Ci którzy znają mnie dłużej z forum pewnie już się domyślają, że będzie to tropienie i piętnowanie zboczeń w przestrzeni publicznej. A tak się składa, że na początku tego roku została mi zaserwowana wyjątkowo duża ich porcja i to tam gdzie bym się tego raczej nie spodziewała, czyli w kinie.
Szanując swój czas i pieniądze do kina chodzę rzadko i to najczęściej tylko wtedy, gdy recenzje są wystarczająco entuzjastyczne. Ale dla Biednych Istot zrobiłam wyjątek, gdyż był to film reklamowany jako jeden z tych, na które warto wybrać się w ciemno a wszelkie recenzje i dyskusje zostawić sobie na po seansie. Tak też zrobiłam, skuszona samym trailerem i wysoką oceną punktową. I chyba tylko opatrzność nade mną czuwała, że nie wybrałam się na to dzieło z rodzicielką, bo takiej ohydy i zgnilizny się zwyczajnie nie spodziewałam. Dawno czegoś tak wstrętnego nie widziałam a już na pewno nie na wielkim ekranie.
Zarys fabuły wygląda tak, że główna bohaterka Bella jest owocem eksperymentu szalonego naukowca, który przeszczepił mózg noworodka do ciała dorosłej kobiety. Tu przepraszam od razu za duży spojler, ale nie da się w pełni zrozumieć pokręcenia tego filmu bez uświadomienia sobie zawartego w nim konceptu. Bellę poznajemy więc gdy sama ledwo chodzi, wykonując niezborne ruchy rękami i nogami oraz oddaje mocz pod siebie. Nie przeszkadza to jednak w tym, że z mety staje się obiektem seksualnym dla otaczających ją mężczyzn. Bo tu każdy mężczyzna będzie zły, zboczony, chcący tylko jednego. Wyjątkiem nie jest sam jej twórca, który głośno mówi swojemu o tym swojemu asystentowi, powstrzymują go tylko ograniczenia fizyczne. Ten wyjątkowo lepki dialog nadaje ton dalszym wydarzeniom i tego co się z Bellą będzie działo. Był to też dzwonek ostrzegawczy, żeby wstać i kino opuścić. Ja jednak niestety zostałam i żałuję do dzisiaj, bo film jest jedną wielką pornograficzną orgią, odzierającą bohaterkę z niewinności, brutalnym zderzeniem jej dziecięcej naiwności ze światem męskich chuci i seksualnych wynaturzeń, filmowanych z wyjątkową skrupulatnością i dbałością o szczegóły. Smród paryskiego burdelu, do którego w końcu trafia dziewczyna jest tak sugestywny, że bije widza po nozdrzach jeszcze długo po napisach końcowych.
To tak tytułem wstępu, bo głównie chciałam się skupić na odbiorze dzieła przez krytyków i innych widzów, którzy mają zdanie odmienne od mojego. Przykładowo najbardziej znany w Polsce krytyk filmowy Tomasz Raczek był dziełem szczerze i prawdziwie zachwycony. Od początku zaznacza, że film jest przede wszystkim dla erudytów, dobrze osadzonych w kulturze europejskiej, potem długo wymienia odniesienia do innych dzieł i twórców jak Fellini czy Buñuel. Rozpływa się na faktem, że Bella zacytowała Diogenesa. Dla Raczka fakt przytoczenia cytatu z wcześniej czytanego dzieła świadczy o dorosłości i dojrzałości. Bo tak Bella z czasem uczy się i dojrzewa, ale recenzent zupełnie pomija kolejną scenę, w której dziewczyna w przypływie dobroci serca oddaje wszystkie pieniądze oszustom. Ta scena pokazuje, że dalej jest dziecięco naiwna i zupełnie nieprzygotowana na samodzielne funkcjonowanie wśród bezwzględnych ludzi. Nie znany jest jej też koncept prostytucji, który z początku nawet jej się podoba, ale nie może zrozumieć dlaczego to kobiety nie wybierają… W jego recenzji padają też dość szokujące dla mnie słowa, które brzmią mniej więcej tak – „żeby zrozumieć kim jestem a kim nie jestem, muszę spróbować wszystkiego”. Zupełnie nie mogę się z tym zgodzić. Znaczna większość ludzi płci obojga zdecydowanie nie chciałaby spróbować pracy w śmierdzącym burdelu. A skąd to wiemy? Bo się uczymy przez obserwację otaczającego nas świata, jesteśmy też chronieni przez rodziców i wyposażani w narzędzia poznawcze, które pozwalają nam lepiej lub gorzej wkroczyć w dorosłość. Bella zostaje tego wszystkiego pozbawiona, jest jak niemowlę z brzytwą. Dlatego dla mnie nie możemy powiedzieć, że świadomie dokonała tego czy innego wyboru, bo nie miała żadnej świadomości ewentualnych konsekwencji. To nie jest piękna historia o dojrzewaniu i samopoznaniu świata tylko mokry sen fetyszysty, który marzy o kobiecie-dziecku. Pan Tomasz wbija przy okazji szpilkę Amerykanom, którzy w obiegowej opinii są bardzo pruderyjni od Europejczyków. Ale czy naprawdę nie ma nic pomiędzy purytaninem rodem z pasa biblijnego a osobami głoszącymi wyzwolenie kobiet poprzez pracę seksualną? Czy musimy złamać lub nagiąć każde otaczające nas tabu?
Jednak moje największe zdziwienie nastąpiło po przeczytaniu opinii zwykłych widzów, dla których film również był piękny, wspaniały i pouczający. W sekcji komentarzy postu sponsorowanego platformy streamingowej, który wyświetla mi się na na FaceBooku też prawie same ochy i achy. Głosy krytyczne takiej jak mój są zakrzykiwane, czasem dość brutalnie. Padają argumenty w stylu „nie zrozumiałeś filmu”, „nie trzeba interpretować tak dosłownie”, „trzeba czytać między wierszami”, „to baśń jest przecież i SCI-FI a nie film na faktach”. Może akurat sami oczytani erudyci się trafili? Ale mój ulubiony argument jaki pada brzmi mniej więcej tak – „pewnie wolisz dziewczyny z Dubaju”. Nie wiem jak ten pan, do którego komentarz był skierowany, ja zdecydowanie nie wolę. Ale też nie będę piać z zachwytu nad podanym mi soft porno z pedofilskim sznytem tylko dlatego, że są w nim ładne obrazki i padają mądre cytaty. Trzeba oddać, że film jest rzeczywiście ciekawie nakręcony i dobrze zagrany, ale dla mnie król jest nagi. Nie tylko nagi, ale i zboczony.
Chciałem obejrzeć Biedne Istoty żeby wyrobić sobie opinię. Niestety, tematyka jest tak odległa od moich zainteresowań, że nie zdzierżyłem nawet czarno-białego wstępu. Przeleciałem po łebkach z uwzględnieniem scen erotycznych. Demonstracja dla dzieci jest żywcem wyjęta z Monty Pythona. Być może jest to arcydzieło, ale szkoda mi czasu, żeby się w to zagłębiać, bo to, co widziałem każe wątpić.
Dość dawno zauważyłem pewna prawidłowość. Otóż te filmy, które zbierały kiepskie recenzje oglądałem z przyjemnością, a te, nad którymi krytycy rozpływali się w zachwytach nie mogąc się nachwalić i dostrzegając w nich taką głębię, że Rów Mariański to przy nich płycizna, a często także ukryte i głęboko zakamuflowane podteksty i przesłania, okazywały się dla mnie nieoglądalnymi gniotami.
Do dziś pamiętam jak Kałużyński z Raczkiem przez pół godziny opowiadali o jakimś westernie bodajże, jaki to majstersztyk, w jak nietuzinkowy sposób ukazuje Dziki Zachód, jakie przekonywające, niesztampowe postaci! Wytrwałem do końca cały czas czekając aż coś się wreszcie zacznie dziać. Niestety, znienacka pojawiły się końcowe napisy, a ja do dziś nie wiem o co w tym filmie chodziło.
Bo tu każdy mężczyzna będzie zły, zboczony, chcący tylko jednego.
A teraz wyobraźmy sobie film na odwrót – każda kobieta to zło i w ogóle. Kto się ośmieli taki zrobić i puścić do kin obecnie?
Nie lubię oceniać tego, czego nie widziałem, ale nie lubię też tracić czasu i pieniędzy, gdy ktoś mnie ostrzega. Nie widziałem filmu, więc jestem zmuszony oprzeć się na krótkim zarysie fabuły z którego wyłania mi się dość wyraźny obraz. Po pierwsze może stanowić sposób na zrobienie obrazu o pedofilach i nie być oskarżonym o pedofilię. Po drugie każdy samiec jest samcem i jeśli tylko ma okazję, to z niej skorzysta. A jeśli może to zrobić bez tabletki gwałtu, korzystając z naiwności, ufności czy ograniczeń umysłowych, to czemu nie? Bodajże Ziemkiewicz kiedyś przekonywał, że nie wolno go potępiać, bo „kto nigdy nie wykorzystał pijanej dziewczyny niech pierwszy rzuci kamieniem”. Niestety, nie dorzuciłem. Kochanie się z nieprzytomną dziewczyną jest tak seksowne jak seks z lalką.
Nie mam nic przeciwko pornografii. Ale nie lubię kontemplować kopulacji na filmie, który ma te sceny wplecione na siłę i są kompletnie niepotrzebne. Kiedyś byłem na filmie „gangsterskim”, nie pomnę tytułu, w którym każda scena akcji poprzedzana była ostrym seksem i to nie pokazanym schematycznie. Mimo, że byłem młody i jurny, to akurat najbardziej wynudziłem się na tych scenach. Może dlatego, że nie po to poszłem (wtedy miałem blisko) do kina żeby gołe dupy oglądać. Nie wiem jak jest w tym film, ile jest scen erotycznych i jakie są proporcje. Z drugiej strony rozumiem, że jeśli nie ma się pomysłu, to przyciągnie się widzów seksem.
Dla mnie takie dzieła to jest uchylanie drzwi dla niepokojących zachowań i testowanie granic czy ludziska się zburzą czy też nie. Jak zburzą to ich zawstydzimy wyzwaniem od purytanów a jak się zachwycą to następnym razem bardziej dociśniemy i zobaczymy co będzie.
I nie chodzi nawet o same sceny seksu tylko ich kontekst i wymowa.
Tak właśnie odebrałem Twój opis i ocenę filmu. Pasjonuje się fantastyką, ale jeśli dobrych książek mogę wymienić mnóstwo, to dobrych filmów jest jak na lekarstwo. To chyba pierwszy ociekający seksem po Barbarelli?