Bezmiar sprawiedliwości

Dobro dziecka

Matka jedenastoletniego Sebastiana daremnie wypatrywała powrotu syna ze szkoły. Okazało się, że dziecko zostało porwane. W majestacie prawa. Ze szkoły Sebastiana uprowadziły panie z opieki społecznej, wymachując nie bronią, lecz nakazem sądowym. Został zabrany do odległego o 25 km Domu Dziecka w Lublinie (akcja rozgrywa się w Bystrzycy Nowej, małej wsi w gminie Strzyżewice). Oczywiście o postanowieniu dotyczącym dziecka polski sąd nie musi informować rodziców. Nie żąda także okupu. Dlaczego nakazał umieszczenie chłopca w Domu Dziecka? Bo w domu rodzinnym było brudno, nie ma ciepłej wody, matka ma depresję, a ojciec leży w szpitalu….

Rozdzielanie dzieci i rodziców podczas wojny opisywane było jako jedna z najokrutniejszych zbrodni. Jakże niesłusznie. Obecne praktyki wymiaru sprawiedliwości rzucają na sprawę całkiem nowe światło. Jasne się staje, że w tak trudnych czasach kierowano się jedynie głęboką „troską o dobro dziecka”.

Blokowanie bilonem karalne

Z kolei krakowski sąd wydał wyrok: 200 zł grzywny za tamowanie ruchu na autostradzie przez odliczanie drobnych monet. Sąd nie określił jakimi nominałami ukarany ma zapłacić orzeczoną grzywnę, by nie być oskarżonym o „naruszanie powagi sądu” i kpienie z wyroku. Kara dotyczyła wydarzeń z pierwszego protestu na autostradzie w lipcu 2009 roku i została nałożona w trybie nakazowym (czyli wyrok został wydany zaocznie). Motocykliści płacili wtedy za wjazd groszówkami. Chcieli w ten sposób wymusić zróżnicowanie opłat za przejazd tak, by właściciele jednośladów płacili mniej od właścicieli samochodów (notatka pod tytułem Motocykliści ukarani za protest na autostradzie zniknęła z portalu Gazety)

Blokowanie zapałkami karalne

Inna sprawa zaczęła się wiosną 2009 roku, gdy policja wystąpiła o ukaranie pani Elżbiety, ponieważ sąsiedzi donieśli, że zapałkami złośliwie blokuje wyłączniki światła na klatce. Niestety, notatka prasowa nie precyzuje w jaki sposób policja państwowa zweryfikowała prawdziwość donosu, czyli sprawstwo sprawcy.

Na odwrocie wezwania na rozprawę, które p. Elżbieta otrzymała w wyniku policyjnego wystąpienia o ukaranie pouczono tłustym drukiem, że obecność nie jest obowiązkowa i można przysłać wyjaśnienia na piśmie. Skoro nie ma obowiązku i można, to p. Elżbieta nie stawiła się i przysłała. O tym, że została skazana, dowiedziała się trzy miesiące później, gdy dostała… wezwanie do stawienia się w zespole szkół specjalnych celem odbycia kary 20 godzin prac społecznych. Ponieważ wcześniej nikt nie raczył jej poinformować, że rozprawa w ogóle się odbyła i zakończyła jakimś wyrokiem skazującym, więc w zespole szkół specjalnych także się nie stawiła i napisała odwołanie.

Nic nie wskórała, bo sąd uznał, że nieobecność była nieusprawiedliwiona, ponieważ choć można się nie stawiać, to nie należy tego robić. Druki są po prostu przestarzałe i pochodzą z czasów PRL—u, kiedy sądy jak wiadomo nie były niezawisłe. A skoro nieobecność była nieusprawiedliwiona, to wyrok zapadł w normalnym trybie. A jak wyrok zapada w normalnym trybie, to sąd nie ma obowiązku nikogo informować. Każdy głupi to wie. Dlatego sąd nie musiał niczego wysyłać, a pani Elżbieta powinna sama zainteresować się tym, co działo się na rozprawie, na której jej nie było, ponieważ nie musiała, ale powinna. Powinna była także domyślić się, że nieobowiązkowej nieobecności na rozprawie sąd nie usprawiedliwi i będzie sądził w trybie normalnym. Czyli równie poważnie i w imieniu. Przypomnienie, że na wezwaniu stało jak byk, że obecność nieobowiązkowa na sądzie nie wywarło żadnego wrażenia. Korespondencja trwała, a w międzyczasie zasądzone 20 godzin pracy społecznej zamieniono na 15 dni aresztu.

W ostateczności w ostatnim piśmie sąd nakazał obywatelce stawienie się w areszcie. Obywatelka znowu zlekceważyła polski wymiar sprawiedliwości i napisała do prokuratora generalnego, by wniósł w jej sprawie kasację. Skrobnęła także przy okazji do Trybunału w Strasburgu skargę na polski wymiar sprawiedliwości. Tego już było dla obsmarowanego wymiaru za wiele. Po p. Elżbietę wysłano policję. Czterech rosłych funkcjonariuszy dawało gwarancję, że kobieta nie będzie próbowała sztuczek i nie czmychnie przez okno ani nie zastrzeli się w łazience.

Sędzia Rafał Lisak uważa, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurą i prawem: — W aktach sprawy jest odpowiedź prokuratora generalnego odmawiająca kasacji. A co do reszty to w postępowaniach o wykroczenie to właśnie na stronę przerzucony jest obowiązek interesowania się swoją sprawą. Ta pani mogła przecież zadzwonić na drugi dzień i dowiedzieć się, czy zapadło jakieś orzeczenie. I nie byłoby całego problemu.

— Halo? Sąd? Mówi Kowalski. Dzwonię, żeby się dowiedzieć czy w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej nie zostałem ostatnio zgodnie z prawem za coś ukarany? Zwłaszcza interesuje mnie czy mi przypadkiem nie odebrano dziecka. Bo żona wyjechała na kilka dni, mnie się nie chciało sprzątać, a z powodu awarii nie było bieżącej wody. Poza tym płaciłem bilonem w sklepie i chciałem skorzystać z pomocy przycisku na skrzyżowaniu, ale zapałka już w nim tkwiła blokując ruch…

Gdy sąd białoruski, libijski, kubański kogoś skaże lub ukarze trąbi o tym cały świat. O tym, że polski sąd wydał wyrok często nie wie nikt, z zainteresowanym włącznie…

Macanie przez ubranie zgodne z prawem

Ale sąd w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej nie zawsze jest taki srogi. Dziewczynkę, czy kobietę z zapałkami musiał ukarać, bo wiadomo — zapałki w ręku to pożar, a w kontakcie — nielegalna blokada. Ale w doktora można się bawić. Nawet z dziećmi — opolski sąd umorzył sprawę kontaktów erotycznych 13—latki z dorosłym mężczyzną, bo stwierdził, że nie wywołały u niej traumy. Sąd uznał, że choć mężczyzna złamał prawo, to dziewczyna jest już na tyle dojrzała psychicznie i emocjonalnie, że trudno mówić o wykorzystaniu naiwnego dziecka. Poza tym sędzia podkreśliła, że zdarzenie miało miejsce w zimie, więc oskarżony macał przez ubranie…

Gdzie ten sprawca?

Kalina, studentka UAM w Poznaniu, na początku listopada 2009 r. wracała z chłopakiem z teatru. Kiedy przy placu Wolności mijali zabytkową kamienicę — siedzibę banku BZ WBK — Kalina nagle upadła uderzona spadającym kawałkiem gzymsu. Nieprzytomną dziewczynę przewieziono do szpitala w ciężkim stanie. Była w śpiączce, a lekarze nie wiedzieli, czy przeżyje. Ponieważ gzymsu nie da się aresztować na trzy miesiące śledztwo trwa do dziś. I jeszcze potrwa.

Słuszny protest

Powyższe przykłady mają uzmysłowić jak wielką krzywdę polskiemu wymiarowi sprawiedliwości uczynił rząd zamrażając płace sędziom i prokuratorom. Dlatego słusznie uczynią składając w najbliższych tygodniach tysiące pozwów przeciwko skarbowi państwa. Będą domagać się średnio około 300 złotych za każdy miesiąc przepracowany w 2012 roku.

Jak ciężka i odpowiedzialna jest praca sędziów i jak im się te, i każde pieniądze należą niech świadczy ekspertyza wykonana na zlecenie sądu w toczącej się półtora roku sprawie o zniszczenie plastikowego wiaderka za pomocą kopniaka:

     „Przedmiotem opracowania jest wskazanie przypuszczalnego, prawdopodobnego zniszczenia wiaderka plastikowego wykonanego z poliuretanu. Zniszczenie polegało na pęknięciu ścianki wiaderka od dna do krawędzi górnej. Pęknięcie to nastąpiło w wyniku uderzenia mechanicznego twardym przedmiotem o sile około 15 kg, co jest uwidocznione w dokumentacji fotograficznej. Na poparcie tezy na zniszczeniu wiaderka przez uderzenie, przemawia informacja, którą uzyskałem od producenta podobnych wiader tj. firmy Lamela z Łowicza. Informacja ta dotyczyła wymiarów, pojemności oraz materiału z jakiego wykonane są podobne wiaderka. Ponadto oparłem się na wiedzy własnej i publikacji pt. „Wyroby z tworzyw sztucznych”. Nadmieniam, że wartość rynkowa wiaderka waha się od 8,5 do 15 zł.”

Dodaj komentarz